Morawiecki wikła go teraz w aferę KNF. Szef NBP, Adam Glapiński, to "wierny człowiek Jarosława"

Adam Sieńko
Choć uchodzi za wiernego człowieka Jarosława Kaczyńskiego, nie może być dzisiaj pewnym swojej pozycji. Adam Glapiński miał zostać nagrany przez Leszka Czarneckiego. Choć nikt nie wie, czy taśma istnieje na 100 proc., pozycja szefa NBP chwieje się w posadach.
Kim jest Adam Glapiński? Plotki głoszą, że szef NBP został nagrany na taśmie przez Leszka Czarneckiego Kuba Atys / Agencja Gazeta
– Ta rekomendacja tego pana, o którego pan zapytał, to jest rekomendacja ze strony Narodowego Banku Polskiego – rzucił podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki. „Tym panem” jest prawnik Grzegorz Kowalczyk, a „tą rekomendacją” – polecenie, by zatrudnić go w radzie nadzorczej GPW w 2017 roku.

Powiązania Glapińskiego z aferą KNF
Tym krótki zdaniem premier skierował na szefa NPB, Adama Glapińskiego, światło telewizyjnych kamer. Kowalczyk był przecież na początku tego roku polecany przez szefa KNF. Jego zatrudnienie w banku Leszka Czarneckiego miało stanowić gwarancję, że do biznesmena popłyną państwowe pieniądze.


Tymczasem NBP odcina się od całej afery. Oficjalne stanowisko brzmi: Glapiński nie miał nic wspólnego z wrzuceniem Kowalczyka na GPW. Ba! Wcześniej o tym panu nawet nie słyszał.

Gdyby na tym fakcie powiązania Adam Glapińskiego z aferą KNF się kończyły, zapewne nie byłoby większej afery. „Fakt” dotarł do polityka z obozu rządowego, który twierdzi, że Marek Chrzanowski, od którego nagrania zaczęła się cała awantura, jest… nominatem szefa NBP. Cała Warszawa huczy też od plotek, że Glapiński również został nagrany przez Czarneckiego. Taśma ma się znajdować w rękach Romana Giertycha.

Zaufany człowiek Kaczyńskiego
Adam Glapiński, choć formalnie nie należy do Prawa i Sprawiedliwości, uważany jest za człowieka Jarosława Kaczyńskiego. Obaj panowie znają się jeszcze z zamierzchłych czasów Porozumienia Centrum. Dawni członkowie PC bywają nazywani 'zakonem” i zajmują w PiS-ie najważniejsze funkcje.
Teraz szefa NBP mogą nie uratować już nawet dobre relacje z prezesem PiSSławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Pod koniec prezydentury Lecha Kaczyńskiego, w 2009 roku, Glapiński został mianowany na jego doradcę ekonomicznego (wraz z Ryszardem Bugajem). Rok później, tuż przed wypadkiem w Smoleńsku, Kaczyński mianował go do Rady Polityki Pieniężnej, skąd 6 lat później wyciągnął do Andrzej Duda. Glapiński początkowo zasiadał w zarządzie NBP (kierowanym wówczas przez Marka Belkę), by 21 czerwca 2016 roku zasiąść w fotelu prezesa.

Nominacja nie była przypadkowa. Glapiński od razu zabrał się za czyszczenie NBP z osób o przeszłości w służbach specjalnych PRL. Wszystko to miało się dziać na polecenie Jarosława Kaczyńskiego.

Choć „Glapa" wielokrotnie podkreślał swoją niezależność jako szef NBP, spotykał się jednak z Jarosławem Kaczyńskim na stopie prywatnej, co wzbudzało spekulacje. Kpiono, że stawia się w „centrum dowodzenia PiS” na Nowogrodzkiej.

– Zastanawiacie się, dlaczego mimo wygranych w sądzie klientów z bankami nie ma jeszcze ustawowego uregulowania problemu kredytów frankowych? Dlaczego Morawiecki jako minister finansów liczy na dużą wypłatę zysku z NBP? Po ile dziś frank? Odpowiedź może być taka, że z prezesem wszystko już ustalone – pisał dziennikarz naTemat Tomasz Molga.

Przyszłość Glapińskiego
Teraz szefa NBP mogą nie uratować już nawet dobre relacje z prezesem PiS. – Prezes, mimo sympatii dla "Glapy", da mu do zrozumienia, że powinien się podać do dymisji. O ile na taśmach będzie rzeczywiście coś, z czym szef NBP nie powinien trwać dalej na tym urzędzie – opowiada "Wirtualnej Polsce" osoba z kręgu znajomych Glapińskiego. A „Glapa”, jako „wierny człowiek Jarosława, nie będzie chciał być dla niego problemem”.

Na razie Glapiński deklaruje jednak, że nie ma zamiaru podawać się do dymisji (to samo mówił jednak tuż przed rezygnacją ze stanowiska Marek Chrzanowski). Inna sprawa, że ta była ponoć planowana już wcześniej. "Fakt" pisał, że PiS chciał, by Glapiński zrezygnował ze stanowiska w 2019 roku. Wtedy Sejm mógłby wybrać nowego prezesa na kolejną 6-letnią kadencję. Co zapewniłoby partii rządzącej władzę nad bankiem centralnym na długie lata nawet w przypadku porażki w wyborach parlamentarnych.