Morawiecki z Glapińskim żyją jak pies z kotem. Ten duet dryfuje od afery do afery

Konrad Bagiński
Premier oraz szef Narodowego Banku Polskiego nie wyglądają na ludzi, którzy wysyłają sobie kartki na święta. Między nimi trwa już otwarta wojna, stawką jest przetrwanie i kontrola nad olbrzymimi pieniędzmi. Obecnie Morawiecki jest górą, Glapiński zaliczył knockdown, próbuje jednak wyprowadzić kontratak.
Adam Glapiński to wierny pretorianin Jarosława Kaczyńskiego. Pojawienie się w rządzie dużo młodszego i bardziej dynamicznego Mateusza Morawieckiego, podkopało jego pozycję Fot. Patryk Ogorzałek / Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Adam Glapiński to wierny pretorianin Jarosława Kaczyńskiego. Z szefem PiS jest na dobre i na złe już od ponad 25 lat, doradzając mu w kwestiach gospodarczych – na których Jarosław Kaczyński się po prostu nie zna. To Glapiński pierwszy doszedł do władzy nad sporą częścią rynku finansowego w Polsce, obejmując w 2016 roku stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Pojawienie się w rządzie dużo młodszego i bardziej dynamicznego Mateusza Morawieckiego, podkopało pozycję Glapińskiego, który wszedł z nim w fazę wojny partyzanckiej. Obaj próbują swoich sił w bezpośrednich starciach. Jak pisze Dziennik.pl, Jarosław Kaczyński rozdziela ich dopiero wtedy, gdy lecą już wióry.


Nie jest tajemnicą, że były szef Komisji Nadzoru Finansowego, Marek Chrzanowski, którego poznaliśmy dzięki nagraniom Leszka Czarneckiego, jest człowiekiem Glapińskiego. Kiedy trafiał na stanowisko, media piały o cudownym tercecie, który miał zająć się rozhulaniem naszej gospodarki. Trzecim w tym wunderteamie miał być ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki.

Wojenka na górze
Problem w tym, że tej trójce do dziś dobrze wychodzą jedynie wzajemne knowania i podchody. Na przykład afera Get Back uderzyła i w KNF, i w Morawieckiego. Bo KNF nie reagował na nieprawidłowości, podczas gdy cały rynek finansowy zastanawiał się, kiedy to wszystko huknie. Kiedy armata z aferą w końcu wypaliła, KNF z Chrzanowskim na czele zasłaniał się niewiedzą.

Ale i Morawiecki ma sporo za uszami, bo skompromitowany prezes Get Backu starał się o pomoc u jego ojca, Kornela. Ponoć próbował zdobyć finansowanie również od kolegów premiera, sterujących Polskim Funduszem Rozwoju (Paweł Borys) i PKO BP (Zbigniew Jagiełło).

Z kolei NBP walczył (i walczy nadal) jak lew o stanowisko Chrzanowskiego, które mogłoby trafić pod kontrolę premiera, gdyby przeszły pewne zmiany w prawie dotyczącym wzmocnieniu nadzoru i ochrony inwestorów na rynku finansowym.

Jeszcze wcześniej Glapiński z Chrzanowskim zablokowali kandydaturę Rafała Antczaka, który miał zostać szefem Giełdy Papierów Wartościowych. Morawiecki przyjął to podobno bardzo źle i momentalnie wsadził Antczaka do zarządu PKO BP. Spięcia na linii Morawiecki – Glapiński pojawiały się też w przypadku pomysłów na pracownicze plany kapitałowe i nadzór finansowy.

Kto się podda pierwszy?
Górą jest raz jeden, raz drugi. Teraz Morawiecki może wręcz zacierać ręce z zadowolenia, bo w walce poległ oskarżony o korupcję Chrzanowski. Osłabiony Glapiński próbuje obecnie minimalizować straty i odsuwać od siebie podejrzenia i domysły. Wszak Chrzanowski był jego człowiekiem, a po sławnej już rozmowie z Leszkiem Czarneckim obaj udali się właśnie do siedziby NBP na spotkanie z Adamem Glapińskim.

Morawiecki też nie jest bez winy, bo jak pamiętamy ze słynnych wypowiedzi Małgorzaty Wassermann przed komisją ds. zbadania kulisów afery Amber Gold, nadzór nad KNF sprawuje nie kto inny, jak premier.

Fakty są jednak takie, że na wzajemnej walce tych dwóch zawodników traci przede wszystkim Polska, uznawana za coraz mniej bezpieczne miejsce do inwestowania. Bo skoro władza forsuje ustawę umożliwiającą przejmowanie przez państwo banków, to kto normalny uruchomi u nas jakikolwiek biznes?