PiS kombinuje z podatkiem od marketów. Do Sejmu trafił nowy projekt ustawy
Szumnie zapowiadany przez obecny rząd podatek od marketów, który z jednej strony miał pomóc drobnym polskim handlowcom, zaś z drugiej zmiażdżyć zagraniczne konkurencyjne sieci handlowe, znów wraca pod obrady Sejmu. Lecz wcale nie chodzi o jego wprowadzenie, a odroczenie. Po raz trzeci.
Podatek jest nielegalny w UE
Dlaczego? Przede wszystkim podatek w obecnej formie nie przejdzie. Komisja Europejska uznała, że pomysł obecnego rządu jest nielegalny i narusza unijne zasady pomocy państwa, bo faworyzuje sklepy o niższych przychodach.
Zaproponowała więc wprowadzenie podatku liniowego dla wszystkich sklepów - zarówno małych, jak i dużych. Mógłby on wynosić 1,2 proc. obrotu lub zależeć od kryteriów powierzchniowych - np. sklepy powyżej 250 m kw. powierzchni płaciłyby 2 proc. od obrotu.
Żadne z rozwiązań nie przypadło do gustu polskim sieciom handlowym i drobnym handlowcom. Wskazywali oni, że podatek w takiej formie najboleśniej uderzyłby w najsłabsze sieci z najniższymi zyskami.
Nie przed wyborami
Odroczenie podatku rząd tłumaczy oczekiwaniem na stwierdzenie nieważności decyzji Komisji Europejskiej, o którą starał się we wrześniu br. Wyjaśnia, że odpowiedź w tej sprawie ma nadejść pod koniec 2018 r. lub na początku 2019 r.
„GW” przewiduje, że PiS nie podejmie takiego ryzyka w roku wyborczym. Chyba, że wygra jesienne wybory i będzie próbował załatać dziurę w budżecie.
Zaś przychód z tego tytułu w kasie państwa byłby znaczący. W 2015 r. rząd przewidywał, że nowe obciążenie zasiliłoby budżet o 3,5 mld zł.