Koniec „niesłusznych” banów na Facebooku w Polsce. Nacjonaliści zacierają ręce z uciechy

Patrycja Wszeborowska
Mowa nienawiści, przemoc czy fake newsy na Facebooku są relatywne i różnią się w zależności od kraju? Najwyraźniej tak właśnie jest w Polsce. Polskie Ministerstwo Cyfryzacji właśnie podpisało porozumienie z Facebookiem dotyczące odwoływania się od blokady kontrowersyjnych treści na tym serwisie. I choć z jednej strony to bardzo dobrze, to z drugiej nacjonalistyczne serwisy już zacierają ręce z uciechy i trąbią o "końcu cenzury" na Facebooku.
Porozumienie Facebooka i polskiego Ministerstwa Cyfryzacji skończy bezkarne banowanie - cieszą się środowiska nacjonalistyczne. 123rf.com
Porozumienie Polski z Facebookiem
„Koniec cenzury w internecie”, „Cenzura Facebooka pod kontrolą polskiego państwa”, „Facebook poszedł na ustępstwa” czy „Dość bezkarnego blokowania” – takimi nagłówkami raczą nas od wczoraj nacjonalistyczne media.

Skąd powody do radości? Chodzi o porozumienie zawarte między polskim Ministerstwem Cyfryzacji a Facebookiem, dzięki któremu w Polsce powstanie specjalny punkt kontrolny, badający przypadki nieuzasadnionego, według autora budzących wątpliwości treści, bana. To pierwsza tego typu ugoda na świecie.

– Dzięki dobrej współpracy z polskim przedstawicielstwem Facebooka będziemy pierwszym krajem na świecie, w którym takie rozwiązanie zacznie działać. Porozumienie, które podpisaliśmy wspiera ochronę wolności słowa w Internecie, a użytkownicy portalu dostaną dzięki niemu de facto dodatkową instancję odwoławczą od blokad – chwali się na stronie Ministerstwa Cyfryzacji jego szef, Marek Zagórski.


Oznacza to, że gdy Facebook zablokuje polskiego użytkownika lub usunie opublikowane przez niego treści, a odwołanie od tej decyzji zostanie oddalone, użytkownik ma szansę złożenia zażalenia po raz drugi. Tyle że tym razem poza Facebookiem - w NASK, czyli Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej.

Absurdalna cenzura
Blokada kont i usuwanie niektórych treści przez facebookowe algorytmy, które nie łamią absolutnie żadnych punktów regulaminu, nierzadko zakrawają na absurd. Dobrym przykładem niedorzecznego przypadku cenzury było usuwanie dzieł flamandzkiego malarza Rubensa, które publikowała na swoim koncie Flamandzka Izba Turystyczna. Bo namalowane na słynnych obrazach postacie były nagie.

Organizacja postanowiła obrócić nieustannie powtarzający się problem w żart i nagrała sarkastyczne wideo, którego akcja dzieje się w muzeum. Na filmie facebookowa policja odciąga zaskoczonych turystów od obrazów Rubensa, tłumacząc, że w ten sposób chroni ich przed nagością.

– To bardzo dobrze, że rząd dostrzega problem arbitralnego blokowania treści na portalach internetowych i że w tym sporze próbuje stanąć po stronie użytkowników. Nie jest dobrze, kiedy prywatna firma według własnej logiki i jednostronnie kształtowanych kryteriów decyduje o tym,
jakie treści będą widoczne dla innych użytkowników, a jakie znikną – podkreśla Katarzyna Szymielewicz z Panoptykon w przesłanym nam oświadczeniu.

Zgłoszenia użytkowników
Bo rzeczywiście problem banowania przypadkowych treści jest dostrzegalny i w wielu przypadkach zupełnie niesprawiedliwy.

Tym bardziej, że najczęściej cenzurowane są treści, które zgłaszają sami użytkownicy. A takie zgłoszenia, zarówno ze stron środowisk lewicowych, jak i prawicowych, nierzadko są elementem politycznych potyczek. Te zaś nie wymagają tak radykalnych środków, jak blokada czyjegoś konta.

– Powstanie takiego punktu kontaktowego w Polsce ma na pewno swoje odwołanie do pojawiających się uwag i skarg ze strony użytkowników o bezpodstawnym usunięciu ich kont i treści. Jeżeli umożliwi to odblokowanie profilu, który nie przekazuje niezgodnych treści w rezultacie stanie się to dobrym rozwiązaniem dla polskich użytkowników – wyjaśnia pomysł resortu cyfryzacji Aleksandra Kopciuch z Fundacji Bezpieczna Przestrzeń.

Facebook blokuje konserwatywne treści?
Największym echem odbiły się usunięcia facebookowych fanpage’y Marszu Niepodległości, Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego oraz Ruchu Narodowego w 2016 r. oraz blokada ok. 300 profili zgłoszonych przez Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.

Według administratorów Facebooka naruszały one „standardy społeczności w zakresie mowy nienawiści”, tymczasem ich autorzy twierdzili, że oskarżenia te są niesłuszne.

Zadziwiającym zbiegiem okoliczności większość ze zgłaszanych jako nienawistne lub pełne przemocy treści pochodzą ze środowisk skrajnie prawicowych. Jakiś czas temu Facebook był nawet oskarżany przez konserwatywne społeczności o celowe blokowanie ich treści.

Mowa nienawiści to wcale nie mowa nienawiści
Z tego powodu najbardziej kontrowersyjny wydaje się fakt, że opcja dodatkowego „odwołania się od bana” na Facebooku będzie dotyczyła mowy nienawiści, nawoływania do przemocy oraz fake newsów. Czy w takim razie takie treści są w przypadku Polski relatywne i w naszym kraju należy bardziej przymykać na nie oko? Kopciuch przekonuje, że nie.

– Media społecznościowe zalewane są treściami, które są nieprawdzie, dotyczą przemocy bądź wskazują na mowę nienawiści. Jest to obecnie problem globalny, który obejmuje zarówno Polskę jak i inne państwa. Mechanizm blokowania takich treści i profili w pewnym stopniu zwiększa bezpieczeństwo w mediach społecznościowych, dlatego obok możliwości złożenia odwołania od blokady treści, powinniśmy mieć również możliwość zgłoszenia profili i treści do ponownego rozpatrzenia jako te, które szerzą dezinformacje pośród użytkowników – mówi.

Dodaje, że porozumienie nie jest ukłonem w stronę środowisk nacjonalistycznych, bo cenzuralne treści są udziałem różnych sfer. – Identyfikowanie tego typu incydentów występuje zarówno w środowiskach lewicowych, prawicowych czy anarchistycznych – wyjaśnia.

Niby ukłonem nie jest, ale nie sposób nie zauważyć, że środowiska nacjonalistyczne wyjątkowo się z porozumienia cieszą. Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie to oznaczać przymykania oka na mowę nienawiści, nieważne z którego obozu politycznego.