Pani minister, skończmy z tą hipokryzją. Czyste powietrze nie jest ani lewicowe, ani prawicowe
Szczyt klimatyczny w Katowicach powoli staje się Himalajami absurdu i hipokryzji w wykonaniu polskich władz. Do chóru osób fałszujących rzeczywistość dołączyła właśnie minister Jadwiga Emilewicz, która stwierdziła, że rząd zajął się kwestią powietrza z dwóch powodów: kapitulacji lewicy i nauk Jana Pawła II.
Emilewicz znalazła okazję do podzielenia się swoimi myślami podczas „Dnia Powietrza” zorganizowanego w polskim pawilonie na szczycie klimatycznym COP24 w Katowicach. Wcześniej zapowiadano, że pojawi się tam premier Morawiecki, ale finalnie okazało się, że miał inne plany. W pawilonie pojawili się więc Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii oraz Henryk Kowalczyk, minister środowiska.
– To my dzisiaj zwracamy uwagę na to, że troska o jakość powietrza jest finalnie troską o człowieka. Jedną z pierwszych osób, która bardzo wyraźnie i w jasny sposób to powiedziały, był Jan Paweł II. Naturą konserwatysty jest to, że chce pozostawić to, co dostaje od pokoleń przeszłych, co najmniej w takim stanie, jeśli nie lepszym, pokoleniom kolejnym – przekonywała Emilewicz.
Czego nie powiedziała pani minister?
Cóż, troska o środowisko, czyste powietrze i ludzkie zdrowie i dobro nie jest kwestią polityczną. Mieszanie polityki do ekologii i ekologii do polityki to poważny i częsty błąd.
Jeśli da się coś w tej kwestii zauważyć, to niekoniecznie chodzi o dbałość lewicowych partii i rządów o ekologię, ale coś przeciwnego. To kompletne ignorowanie tych kwestii przez środowiska kojarzone z prawicą.
Jan Szyszko rozpętał swoją "antydrzewną" krucjatę•Foto: Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Efekt jest porażający – Najwyższa Izba Kontroli odkryła, że Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska w pierwszym półroczu 2017 r. na walkę ze smogiem Fundusz wydał 210 mln zł z 6,5 mld zł zgromadzonych na koncie. Reszta poszła na ogródki kościelne, geotermy i drogi
.
Które oblicze prawdziwe?
W końcu to prawicowe media, hojnie dotowane przez pozostające pod kontrolą rządu spółki skarbu państwa pastwią się nad każdą niemal inicjatywą ekologiczną, wyśmiewając wegetarian, cyklistów i lewaków. Prawicowiec musi żywić się kiełbasą, jeździć starym dieslem bez filtra DPF i palić w piecu węglem wymieszanym z oponami – taki wizerunek fana PiS jawi się po lekturze komentarzy pod artykułami w mediach „niezłomnych”.
Nie ma już co wspominać o tym, że to rząd PiS z otwartą przyłbicą zabił w Polsce energetykę wiatrową, że zamierza przekopać Mierzeję Wiślaną, zaburzając przy okazji ekosystem, że zamierza grodzić rzeki, chociaż na świecie tamy się burzy, a nie buduje. O chorej miłości do palenia węglem, najlepiej rosyjskim, nie wspominam.
W związku z tym ciśnie się na usta pytanie: kto śmie zarzucać rządowi, że zajmuje się kwestiami ekologicznymi? Byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdyby rząd w tej kwestii nie robił nic, bo obecnie cofa nas do XIX-wiecznego myślenia o środowisku, w którym żyjemy.
Słowo ekologia w ustach przedstawicieli tego rządu brzmi równie żałośnie i zakłamanie, jak fakt, że myśliwi na swojego patrona wybrali św. Huberta. Tak się składa, że wedle legendy Hubert z Liège w wieku lat 40 podczas kolejnego hulaszczego polowania dostrzegł wśród zarośli białego jelenia z gorejącym krzyżem między rogami.
Po tym doświadczeniu nawrócił się na chrześcijaństwo i na zawsze porzucił polowania. I w uznaniu tych czynów został ogłoszony świętym. Myśliwym to kompletnie nie przeszkadza – podobnie jak władzom gadanie o ekologii i robienie wszystkiego, byśmy w końcu podusili się w smogu.