"Gdzie są teraz eksperci opozycji?" Jeden wyjaśnia nam, skąd te przechwałki o 11 mld zł nadwyżki w budżecie
Publikacja danych na temat sytuacji budżetowej i stanu finansów publicznych została okraszona kąśliwymi uwagami na temat „ekspertów opozycji”, którzy wieszczyli, że PiS wpędzi Polskę w długi. Analitycy rzeczywiście wydają się być zaskoczeni niektórymi posunięciami rządu, ale nie oznacza to, że na przyszłość patrzą bardziej optymistycznie.
Krytyczni wobec działań kolejnych gabinetów PiS ekonomiści przyznają: nadwyżka jest. Z drugiej jednak strony podkreślają, że to rezultat zarówno dobrej koniunktury gospodarczej – lepszej niż zakładano – jak i, paradoksalnie, powstrzymania się rządu od realizacji części obietnic wyborczych.
Rząd nie zrealizował niektórych obietnic
– „Tu i teraz” to szybki wzrost gospodarczy zapewnia wyższe wpływy podatkowe i poprawia sytuację ZUS. Do tego należy dodać naturalne oszczędności, wynikające z tego, że w trakcie roku część zaplanowanych projektów jest opóźniona lub niezrealizowana – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
– W poprzednich latach pieniądze, których z tego powodu nie wydano, były przekierowywane na inne cele. W tym roku rząd je zatrzymał, zaoszczędził – dowodzi Łaszek.
Część oszczędności budżetowych wynikała z wyhamowania wzrostu płac w budżetówce w porównaniu do sektora prywatnego.•Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
– Wreszcie, nie przewalutowano kredytów we frankach: to uderzyłoby w banki, a zatem zachwiało finansowaniem gospodarki i zmniejszyło wpływy z CIT, może wymusiło dokapitalizowanie niektórych przez państwo, czyli wręcz zwiększyło wydatki – dodaje.
Wzrost gospodarczy w UE najszybszy od lat
Do tego należałoby też dodać zabiegi, o których politycy nie mówią otwarcie. – To przede wszystkim oszczędności na płacach w budżetówce: wydatki na płace spadły do najniższego poziomu w historii, co przekłada się na jakieś 4-5 mld zł oszczędności. Choć rosły nominalnie, to dużo wolniej niż w sektorze prywatnym. Z kolei wzrost płac w sektorze prywatnym dał większe wpływy z PIT – wskazuje Łaszek.
Na dodatek – mimo antyimigracyjnej retoryki, której ostrze było najsilniej wymierzone w imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki – rząd otworzył drzwi dla pół miliona Ukraińców, którzy płacą ZUS i podatki, co zwiększyło wpływy samego tylko ZUS o miliardy złotych (brak dokładnych danych o zarobkach utrudnia dokładne oszacowanie, ale chodzi o kwoty z przedziału od 5 do 12 mld złotych).
Do przychodów budżetu dołożyło się pół miliona Ukraińców, którzy w tym roku znaleźli legalną pracę w Polsce.•Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Według niego, doskonale widać to na dochodach ZUS: przyznane już emerytury i renty są indeksowane o inflację + 20 proc. realnego wzrostu płac, natomiast wpływy ze składek rosną w tempie inflacja + 100 proc. realnego wzrostu płac, czyli potrzeba dofinansowywania ZUS maleje. W ZUS działają też reformy zainicjowane przez poprzedników PiS.
Rok wyborczy
Dobre wyniki sektora finansów publicznych da się utrzymać i w przyszłym roku, choć mamy przed sobą dwie niewiadome: wzrost światowej gospodarki, a w konsekwencji i w Polsce, oraz to, co w kampanii obiecają politycy.
– Potencjalne spowolnienie gospodarcze może zweryfikować trwałość uszczelnienie systemu VAT: na wpływy z VAT zawsze silny wpływ ma koniunktura, więc dopiero gdy nastąpi spowolnienie, zobaczymy, ile ze zmian było trwałych, a ile związanych z dobrą koniunkturą – zastrzega Łaszek. Innymi słowy, eksperci przyznają, że jest lepiej niż się spodziewali, ale wszystko, co dobre, da się jeszcze zepsuć.