Antysmogowe wynalazki to w większości pic na wodę. Bardziej reklama niż rozwiązanie realnych problemów

Adam Sieńko
Zachwycacie się antysmogowymi instalacjami w mieście? Mamy złą wiadomość. Większość z nich nie ma odczuwalnego wpływu na warunki życia w polskich miastach. Strach przed smogiem sprawił za to, że za prywatne firmy uznały je za niezłą formę reklamy, dzięki czemu możemy przeczytać o coraz dziwniejszych pomysłach oczyszczania powietrza. Obrandowanych logotypami konkretnych marek rzecz jasna.
Strach przed smogiem sprawił, że za prywatne firmy uznały go za niezłą formę reklamy. Jędrzej Nowicki/Agencja Gazeta
Widok iglicy umieszczonej na Pałacu Kultury w Warszawie to w zimowe poranki raczej rzadkość. Zazwyczaj góra jednego z największych budynków w stolicy zasnuta jest smogiem. Taki widok działa na wyobraźnię. Nic dziwnego, że w celach marketingowych strach przed pyłem PM 2.5 starają się wykorzystać kolejne prywatne firmy.

Reklama czy ochrona środowiska?
W Warszawie medialną furorę robił antysmogowy billboardu, który stanął przy jednej z najbardziej ruchliwych ulic – Alejach Jerozolimskich. Został ta ustawiony przez Avivę. Złośliwi twierdzili, że to fantastyczna reklama i nic poza tym. I w sporej mierze mieli rację. Firma chwaliła się wprawdzie, że powierzchnia reklamy pochłania cząstki zanieczyszczeń benzenu C6H6, tlenków azotu i siarki.


Według prezentowanych przez nią danych jedna płachta wywieszona w centrum stolicy miała pochłaniać zanieczyszczenia produkowane przez 90 tys. samochodów rocznie.
PKiN tonie co rano w dziwnej mgleSławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Stety albo niestety portal "Noizz" zapytał wtedy eksperta o wiarygodność tych wyliczeń. Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego szybko przeliczył, że jeden billboard powinien w takim razie pochłaniać... 900 ton pyłu rocznie. – Wystarczy wywiesić 10-12 takich billboardów i mamy zanieczyszczenie komunikacyjne z głowy – ironizował.

Ta reklama to jednak i tak mały pikuś w porównaniu z tym, co wymyślił pewien deweloper. Firma Capital Park reklamowała się w ubiegłym roku tworzeniem zespołu biurowców o nazwie ArtN, który ma filtrować nawet do 90 proc. pyłu zawieszonego.

Nazbyt dociekliwi internauci szybko wychwycili jednak pewna niespójność. Budowie towarzyszyło bowiem uruchomienie wielopoziomowego parkingu na 750 samochodów. A że w Warszawie większość smogu jest wytworem silników spalinowych konkluzja mogła być jedna – deweloper rozwiązuje problem, do którego powstania sam się przyczynia.

Antysmogowa infrastruktura
Na prywatnych firmach historia się nie kończy, bo w antysmogowe instalacje inwestują też miasta. W ten sposób w „nowym Mordorze” przy rondzie Daszyńskiego w Warszawie pojawił się chodnik, który pożera smog.

Wcześniej, były kandydat na prezydenta stolicy z ramienia PSL, Jakub Stefaniak, rzucił pomysł, by Pałac Kultury i Nauki obłożyć mchem, który miał „pochłaniać ten cały syf”.
W rozmowie z naTemat jeden ze stołecznych dziennikarzy nie zostawił jednak na tej idei suchej nitki.
Pożerający smog billboard od Avivymat. pras.
– To tylko gadżety – rozwiewa wątpliwość w rozmowie z INNPoland.pl Emilia Piotrowska z Warszawskiego Alarmu Smogowego. – Co prawda bardzo fajne, bo przyczyniają się do wzrostu świadomości w społeczeństwie, ale to nie jest realna walka ze smogiem – zastrzega.

Ekspertka przytacza tutaj przykład wież antysmogowych. Jedna z nich stanęła np. w Krakowie. – Ona oczywiście oczyszcza powietrze, ale tylko w najbliższym otoczeniu. Nie stanowi rozwiązania problemu – zastrzega.

Na szczęście włodarze miast zdają się rozumieć powagę sytuacji. Gminy dają wysokie dofinansowania do wymiany wysokoemisyjnych pieców, Rafał Trzaskowski dał niedawno do zrozumienia, że w Warszawie mają one sięgnąć nawet 100 proc. Oby na samych słowach się nie skończyło.

– Lepiej zapobiegać niż leczyć. Nigdy nie będziemy w stanie wychwycić całego zanieczyszczonego powietrza dlatego w pierwszym rzędzie nakłady finansowe powinny iść na ograniczenie samej emisji – puentuje Piotrowska.