Gromowcy, drogi sprzęt, a on dał się nagrać. Tak wygląda ochrona Kaczyńskiego za 1,6 mln zł

Arkadiusz Przybysz
Jarosław Kaczyński może być jedną z najlepiej chronionych osób w Polsce. Za jego ochronę partia płaci rocznie ok 1,6 mln zł. Oprócz ochroniarzy prezesa PiS chronią także policjanci w cywilu. Jednak pomimo tego (oraz urządzeń antypodsłuchowych w siedzibie partii), szefa PiS udało się nagrać.
Na ochronę prezesa PiS partia wydaje 1,6 mln zł rocznie Michał Walczak / Agencja Gazeta
Ochrona Kaczyńskiego warta jest 135 tys. zł miesięcznie i wykonywana jest przez firmę Grom Group, założoną przez byłych komandosów jednostki specjalnej Grom. W pewnych przypadkach prezesa chroni nawet 20 ludzi. Ochrona Kaczyńskiego, jak twierdzi Newsweek, kosztuje więcej niż ochrona prezesów takich światowych firm, jak Google czy Apple. Nie wiadomo, czy PiS płaci środkami z partyjnej dotacji czy składek członków - partia nie ujawniła tych informacji.

Po katastrofie smoleńskiej ochrona prezesa uległa powiększeniu. Kaczyński miał wówczas dostawać pogróżki, a w listach do niego miała znaleźć się ostra amunicja. Oprócz osobistej ochrony, dochodzącej czasem do 20 osób, grupa Grom Group zabezpieczyła także siedzibę partii na Nowogrodzkiej.


Skarbówka skontroluje Kaczyńskiego?
Posłowie Nowoczesnej wnioskowali o kontrolę skarbową Jarosława Kaczyńskiego. "Pan Jarosław Kaczyński korzysta z prywatnej ochrony. Według informacji medialnych ta ochrona kosztuje 135.000 złotych miesięcznie, czyli 1.620.000 złotych rocznie. Za tę ochronę nie płaci on sam - prawdopodobnie płaci za nią partia Prawo i Sprawiedliwość" – czytamy we wniosku Nowoczesnej.

Oprócz prywatnej ochrony w okolicach domu Kaczyńskiego kręcą się nieumundurowani funkcjonariusze policji. O sprawie poinformowała "Gazeta Wyborcza". Oprócz policjantów w cywilu, okolicę chronią lokalni dzielnicowi.

Szumidła na Nowogrodzkiej
Jak dowiedział się serwis Wirtualna Polska, w siedzibie PiS znajdują się urządzenia antypodsłuchowe. Ich działanie wyjaśnia sprzedawca takich urządzeń.

Tego typu zagłuszacze, zwane popularnie "szumidłami" popularność zdobyły w związku z aferą KNF. Wówczas pomimo ich obecności w siedzibie Komisji, miliarderowi Leszkowi Czarneckiemu udało się nagrać korupcyjną propozycję Marka Chrzanowskiego. Wystarczyło mieć urządzenie za... 170 złotych.

– Urządzenie antypodsłuchowe generuje ultradźwięki, których my nie słyszymy, ale musi być ustawione na odpowiedniej wysokości i w odpowiedniej odległości. W przypadku dyktafonów analogowych działa nawet z 10 metrów, ale na cyfrowe trzeba umiejscowić je bliżej, by niemożliwe było odszumienie – tłumaczy naTemat Robert Zaorski ze sklepu Germano.