Tysiące Polaków stracą szansę na wielkie odszkodowania. "To kuriozalne, że poparto taką zmianę przepisów"
To skandal, że w wyniku działania lobby lotniczego ustanawia się przepisy, które nie są żadną zmianą, lecz jedynie wypaczają wyrok TK – podsumowują przedstawiciele osób mieszkających w sąsiedztwie lotnisk. Jak Polska długa i szeroka, toczą oni batalie o odszkodowania od zarządców lotnisk. Ich szanse na sukces są na tyle duże, że lotniska już straszą nadciągającą falą bankructw i naciskają na senatorów, by do tego nie dopuścili.
Za falą inwestycji poszło prawo. – Obecnie obowiązujące przepisy weszły w życie w grudniu 2016 roku i dały właścicielom nieruchomości dwa lata na zgłaszanie swoich roszczeń o odszkodowanie z tytułu utraty wartości nieruchomości oraz ewentualnej rewitalizacji akustycznej budynków mieszkalnych – mówi nam adwokat Elżbieta Cieślińska z Kancelarii Adwokackiej adw. Piotra Nowakowskiego w Łasku, która zajmuje się uzyskiwaniem odszkodowań od portów lotniczych.
Obszary ograniczonego użytkowania
Kłopot w tym, że właściciele nieruchomości uznali powyższe zapisy za krzywdzące. Chodziło przede wszystkim o przewidywany w ustawie, dwuletni termin. Okazuje się, że wbrew pozorom to za mało czasu na zgłoszenie roszczeń: wielu sąsiadów lotnisk przez długi czas nie ma świadomości, jak bardzo zmieniła się ich sytuacja. Być może skierowane do działania informacyjne są zbyt pobieżne, może nie wszyscy zwracają uwagę, co dzieje się pod ich bokiem.
Kilka ostatnich lat to w Polsce okres gorączkowego rozwijania lokalnych portów lotniczych.•Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Dość że mieszkańcy, do których „przyszło lotnisko”, poszli ze skargą do rzecznika praw obywatelskich. RPO z kolei skierował sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, a ten uznał już rok temu, że przepisy ograniczają ochronę praw właścicieli i dał parlamentowi rok na wprowadzenie zmian.
Ten rok właśnie upływa – deadline wyznaczony jest na połowę marca, a nowelizacja Prawa o ochronie środowiska (w nim bowiem znajdują się budzące tyle kontrowersji zapisy) utknęła właśnie w Senacie. Jak twierdzi „Gazeta Wyborcza”, przygotowany przez senatorów nowy okres na formułowanie roszczeń odszkodowawczych – 5 lat przy nowych inwestycjach, dodatkowe 3 lata dla tych, którzy „nie zmieścili” się w dotychczasowym 2-letnim – wywołał zdecydowany opór.
W opozycji są, rzecz jasna, zarządcy lotnisk oraz – co najczęściej na jedno wychodzi – samorządy i ich organizacje, np. Związek Miast Polskich. Murem stoi za nimi resort infrastruktury. Wiadomo, że ministerstwo chce zmniejszyć okres „odszkodowawczy” do 3 lat i całkowicie wykreślić z nowelizacji zapis o możliwości wznowienia możliwości ubiegania się o odszkodowanie dla tych, którzy przegapili dotychczasowy 2-letni.
Lotnisko na warszawskim Okęciu szacuje wysokość potencjalnych roszczeń na 90 mld złotych.•Fot. Jerzy Gumowski / Agencja Gazeta
Sytuacja zrobiła się o tyle skomplikowana, że na trzy tygodnie przed upływem ostatecznego deadline'u dla nowych przepisów właściwie nie wiadomo, jakie one będą. Najwyraźniej dominuje przekonanie, że poprawki resortu infrastruktury zostaną przeforsowane.
– To kuriozalne, że senatorowie poparli taką zmianę przepisów, która chroni interesy finansowe podmiotów degradujących środowisko naturalne, korzystających z niego ponad miarę, ze szkodą dla właścicieli nieruchomości i mieszkańców – cytuje „GW” Pawła Lenarczyka ze stowarzyszenia Otwarty Ursynów, które walczy o odszkodowania dla warszawiaków od lotniska na Okęciu. RPO Adam Bodnar przekonuje z kolei, że zmiany są wbrew wyrokowi TK.
Szkopuł w tym, że w grę mogą wchodzić olbrzymie pieniądze. – Tylko roszczenia zgłoszone dla Lotniska Chopina w 2013 roku wynoszą ok. 90 mld zł – miał podsumowywać wiceminister infrastruktury Mikołaj Wild. Inne pojawiające się dane są skromniejsze, choć też robią wrażenie: port w Gdańsku miał dostać w latach 2016-2018 wnioski na kwotę 1 mld zł. W Poznaniu wypłacono 69 mln zł, a w kolejce są wnioski na 120 mln zł.
– Odżycie wszystkich roszczeń wobec każdego polskiego portu lotniczego oznaczałoby postawienie ich przed widmem bankructwa – przekonywał Wild.
Walka na wyceny
Być może, chociaż bez przesady. – Wysokość odszkodowań szacowana jest przede wszystkim na podstawie zmian wartości nieruchomości oraz stanu technicznego budynków mieszkalnych, wynikających ze znalezienia się w konkretnej strefie oou – opisuje adw. Cieślińska.
– Do obniżenia wartości nieruchomości dochodzi w związku z hałasem, mającym rozmaite natężenie w zależności od stref, w jakich one się znajdują. Często właściciel musi poddać budynek tzw. rewitalizacji akustycznej, żeby ograniczyć przykre skutki hałasu. To oznacza wymianę okien czy instalację np. wentylatorów, pozwalających wentylować pomieszczenia bez konieczności otwierania okien – dodaje.
W największym stopniu roszczenia mogą uderzyć w małe, lokalne porty, jak ten w Radomiu.•Fot. Andrzej Michalik / Agencja Gazeta
Przypomina on, że w Poznaniu zapadł już wyrok na korzyść tamtejszych mieszkańców i lawina takich wyroków mogłaby zachwiać finansową stabilnością zarządców, zwłaszcza w przypadku mniejszych lotnisk, nawet jeśli stoją za nimi podmioty publiczne, czyli – zwykle – samorządy. – Dbają o to kancelarie, które widzą tu świetny interes dla siebie – mówi Baca.
Nie mieszkać przy lotnisku
Według niego, trudno mówić w większości przypadków o jakiejś gruntownej zmianie sytuacji właściciela nieruchomości. Po pierwsze, najczęściej wiemy, że mieszkamy lub będziemy mieszkać w sąsiedztwie lotniska – a zatem mamy świadomość sytuacji i związanych z nią niedogodności.
Po drugie, lotniska często przedstawiają własną ofertę wsparcia przy tzw. rewitalizacjach budynków. Mieszkańcy liczą jednak na większe kwoty niż oferują zarządcy portów: tu kluczowym czynnikiem definiującym wysokość odszkodowania są wyceny wartości nieruchomości. Batalia na takie wyceny to dziś zasadnicza część sądowych zmagań między lotniskami a ich sąsiadami.
W ten sposób moda na lokalne lotniska zapewne dobiega powoli końca. – Najprościej byłoby po prostu nie mieszkać w okolicach lotniska – mówi gorzko Baca. Rzeczywiście, ale w tej chwili największy problem stanowi fakt, że prawa właścicieli nieruchomości, którym jednak „przydarzyło się” takie sąsiedztwo, znów zostają zlekceważone w procesie legislacyjnym. I wraz z nowymi przepisami, mogą znów wrócić do TK, a stamtąd ponownie do Sejmu. Koło się zamknie.