Milionowa rezydencja ks. Sawicza z "afery Srebrnej". Skąd zaginiony duchowny miał na to pieniądze?

Patrycja Wszeborowska
Zaginiony ksiądz Rafał Sawicz nie miał dochodów ani zdolności kredytowej pozwalającej mu na inwestycje w nieruchomości, a jednak zbudował okazałą posiadłość – donosi „Gazeta Wyborcza”.
Ksiądz Rafał Sawicz, uznawany przez Kościół za "duchownego zaginionego", ma być w posiadaniu nadmorskiego domu wartego milion złotych. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Gwoli przypomnienia - ksiądz Rafał Sawicz jest jednym z bohaterów afery związanej ze spółką Srebrna i K-Tower. Na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego Gerald Birgfellner miał przekazać księdzu 50 tys. zł. Miała to być zapłata za złożenie podpisu pod zgodą na wzięcie przez spółkę Srebrna kredytu i budowę wieżowców w Warszawie.

Milionowa rezydencja
Od czasu ujawnienia rewelacji, po Sawiczu wszelki słuch zaginął. Księdza nie odnaleziono w jego dawnej parafii w Gdańsku, jednak podczas poszukiwań udało się odkryć coś innego. Jak ustaliła „Wyborcza” i jej dziennikarze Krzysztof Katka i Wojciech Czuchnowski, Sawicz jest właścicielem piętrowej nieruchomości w Nadolu na Pomorzu.


Posiadłość, na której wybudowano rezydencję leży w atrakcyjnej okolicy, ma 1,5 hektara i jest otoczona lasem. Sama powierzchnia budynku wynosi ok. 120 m kw., zaś wartość nieruchomości może przekraczać milion zł, jak wyszacowali dziennikarze "GW" na podstawie podobnych ofert z okręgu.

Skąd Sawicz miał pieniądze na kupienie i wybudowanie okazałej rezydencji, skoro był młodym, nauczającym religii w szkole księdzem? Trudno stwierdzić, ponieważ w internetowych informacjach publikowanych przez kurię usunięto wpisy o jego kolejnych awansach. Wg. informatorów "Wyborczej" jest to podyktowane chęcią zatuszowania skandalu - Sawicz był wykonawcą testamentu Gocłowskiego, miał dostęp do jego konta i pełnomocnictwo.

Zniknięcie Sawicza
Rafał Sawicz był wysoko postawionym księdzem w gdańskiej kurii, ale jakiś czas temu w oczach hierarchów zyskał status "duchownego zaginionego". Jak kilka dni temu donosiła "Wyborcza", niedługo po tym okazało się, że posługę kapłańską Sawicz zamienił na fotel urzędnika w gdańskim magistracie. Stamtąd jednak też zniknął, teoretycznie na krótki urlop.

Jak pisał Adam Nowiński z naTemat.pl, zaginięcie Sawicza bardziej przypomina ucieczkę. Ksiądz miał się ukrywać przed przełożonymi twierdząc, że jest on już osobą świecką, a same jego odejście ze stanu kapłańskiego miało być określane mianem skandalu.

Tajemniczy zaginiony
W poszukiwaniu definicji "duchownego zaginionego" Nowiński przejrzał przepisy Kodeksu prawa kanonicznego i nie znalazł takiego terminu. Znalazły się co prawda przepisy, które mówią kiedy ksiądz może przestać być księdzem, ale żaden z nich nie odnosi się do przypadku Sawicza.

– Nawet jeśli tak by się stało, że ksiądz nie chce już pełnić posługi i nie zostawia żadnej informacji, znika bez śladu, to biskup próbowałby się z nim skontaktować, np. za pośrednictwem rodziny lub znajomych tego księdza. Nie wiem jak było w tym przypadku, tu należy kontaktować się z kurią w Gdańsku, ale myślę, że tak to by wyglądało u nas – mówił w rozmowie z portalem Joachim Kobienia, rzecznik prasowy opolskiej kurii.

Z wcześniejszych relacji kurii wiadomo, że duchowni nie mieli z Sawiczem żadnego kontaktu od chwili zniknięcia. "Zaginiony ksiądz" nie figuruje również w policyjnym spisie osób zaginionych.