Blok widmo straszy w Warszawie. Mieszkańcy od dwóch lat nie mogą się wprowadzić
Blok stoi, ale mieszkać w nim nie wolno – deweloper nie dopełnił formalności i budynek nie został oddany do użytku. Ta chora sytuacja trwa już kilka lat. Niektórzy właściciele mieszkań podobno nie wytrzymali i mieli wprowadzić się nielegalnie na swoje pokoje. Dwa lata patrzenia z ulicy na swoje puste okna może każdego doprowadzić do szału.
Nie były – deweloper ciągle przesuwał termin. Kolejny miesiąc, jeszcze jeden miesiąc. W końcu przestał odpisywać na listy zniecierpliwionych mieszkańców.
Kontakt z firmą budującą blok urwał się pod koniec 2017 roku – gdy budowa miała już 12 miesięcy opóźnienia. Obecnie, po ponad roku walki o swoje mieszkania, ich właściciele prawdopodobnie zmierzają do finału (a przynajmniej taką mają nadzieję).
Prawo nie pomogło
Tym samym okazało się, że kolejne propozycje mające chronić właścicieli mieszkań, biorących kredyty i kupujących je na etapie "dziury w ziemi" nie działają, ale ludzie nie są chronieni przed problemami deweloperów. Tu zresztą nie wiadomo nawet, co spowodowało te opóźnienia.
Osoby, którzy chciały zamieszkać w swoich nowych mieszkaniach, są z pewnością w dramatycznej sytuacji. Nie dość, że muszą płacić raty kredytu, to nie mogą mieszkać w lokalu, który spłacają. Muszą więc mieszkać w dotychczasowym lokum. A jeśli je sprzedali – bo w dwóch jednocześnie nie planowali przecież mieszkać – to muszą wynajmować, dodatkowo obciążając swój budżet.
Można się też dziwić, jak to możliwe, że mimo rachunków powierniczych i teoretycznej ochrony kupującego mieszkanie, przez ponad dwa lata nie da się doprosić się wydania swojej nieruchomości. Deweloper ciągle wydaje się panem i władcą mieszkań – w tym przypadku do tego stopnia wiarołomnym, iż nawet nie wie, ile w budynku jest mieszkań.
Mieszkania buduje Dan Investments Polska. W internecie można znaleźć nieprzychylne mu opinie z poprzednich inwestycji.
Nie ma takiej rzeczy, której deweloper nie obieca potencjalnym nabywcom•Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Serwis TuStolica.pl dotarł do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego (PINB). Okazało się, że wniosek o użytkowanie został złożony dopiero w październiku 2018 roku i od razu go odrzucono.
Nie mogło być inaczej – PINB uznał oświadczenie dewelopera o zagospodarowaniu terenów przyległych za nieprawdziwe. W garażu podziemnym nie zostały zamontowane odpowiednie platformy, przez co brakowało gwarancji dostatecznej liczby miejsc postojowych dla mieszkańców – pisze Wyborcza.pl.
Ale najciekawsze jest to, że w wniosku deweloper wpisał liczbę 103 mieszkań. W rzeczywistości w bloku są 122 lokale.
Sprawę przeciwko deweloperowi szykuje też Zarząd Dróg Miejskich, bo okazało się, że firma zniszczyła nawierzchnię ulicy Lazurowej i nie poczuwa się do jej naprawy. Gdzie nie spojrzeć – jakieś nieszczęście.
Dziw bierze, że po latach, w których branża budowlana teoretycznie przechodziła przemiany jakościowe, zmieniło się niewiele. Takie sytuacje zdarzały się w latach 90. ubiegłego wieku, gdy budowało się szybko i czasami zbyt agresywnie podchodząc do inwestycji. Okazało się też, że pomimo zapewnień kolejnych rządów lokatorzy nie są chronieni – de facto powinni rozbić sobie namiot obok budowy i na bieżąco śledzić jej postępy, bo nikt tego za nich nie zrobi.
A oczywiście nie jest to jedyny taki przypadek. Niedawno pisaliśmy w INNPoland.pl o tym, że ludzie kupili za 40 tys. zł miejsce parkingowe, na którym nie da się zaparkować.