Porażka rządowego planu. Nie ma z niego pieniędzy, więc pracują nad nową opłatą

Konrad Bagiński
Miały być miliardy spływające szeroką rzeką do budżetu, będą jakieś drobne. Rząd gorączkowo pragnie usprawnić pobór opłat za torebki foliowe, bo dotychczasowa opłata recyklingowa okazała się – delikatnie mówiąc – kapiszonem.
Wiele sklepów unika uiszczania opłaty recyklingowej wykorzystując nieprecyzyjne przepisy Foto: Waldemar Kompala / Agencja Gazeta
Sieci handlowe uważnie przeczytały ustawę o opłacie recyklingowej, po czym precyzyjnie, punkt po punkcie obeszły jej zapisy. Jedne sprzedają lub rozdają cieńsze reklamówki, niż określają to przepisy, inne zaś za grosze sprzedają dużo grubsze, reklamowane jako wielorazowe. Okazało się po prostu, że sposobów na zminimalizowanie opłat jest mnóstwo.

Rząd liczył, że wpływy z opłaty recyklingowej od foliówek przyniosą budżetowi niemal 4 mld zł w pierwszym roku – pisze Money.pl. Wyliczenie oparto o proste założenie – jeszcze w 2014 r. każdy Polak zużywał 466 reklamówek rocznie, co pomnożone przez liczbę mieszkańców i 20 gr od każdej torebki, dawało właśnie taką kwotę.


Opłata za wszystkie torebki foliowe
Jest już pewne, że ta suma okaże się niemożliwa do osiągnięcia. Pełne dane będą dostępne dopiero po 30 kwietnia i wtedy poznamy skalę porażki. Ale rząd już zdaje sobie sprawę, że pieniądze, które miały zasilić program PiS zwany "piątką Kaczyńskiego" nie wpłyną do budżetu.

Świadomy skali problemu minister środowiska Henryk Kowalczyk zapowiada więc objęcie specjalnymi opłatami literalnie wszystkich torebek foliowych. Daninę mieliby płacić już ich producenci, a nie sieci handlowe.