Polska utopiła w Gruzji dziesiątki milionów złotych. Szokujące ustalenia NIK

Konrad Bagiński
Ministerstwo Spraw Zagranicznych szastało pieniędzmi jak w grze Monopoly – ustaliła Najwyższa Izba Kontroli. W Gruzji kupowało nieruchomości tylko po to, by nic z nimi nie robić. W ten sposób zmarnowano dziesiątki milionów złotych. Pieniądze wyciekają tam od ponad dekady, niezależnie od tego, kto rządzi w kraju.
Prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski, podsumował bezsensowne wydatki MSZ. Fot. Tomasz Szambelan / Agencja Gazeta
Sprawa niegospodarności w Gruzji ciągnie się od lat. Jesienią 2017 roku minister Waszczykowski z pompą otworzył nową siedzibę ambasady w Tbilisi. NIK ustaliła, że mnóstwo wątków dotyczących kupna tej nieruchomości jest zadziwiających.

Ministerstwo kupiło budynek za 3 miliony dolarów (11,4 mln zł), ale wcześniej wynajmowało go przez 2 lata, płacąc za to łącznie równowartość 1,3 mln zł. A na dodatek zaadaptowało go i wyposażyło za własne pieniądze, wykładając na ten cel niebagatelne 10 mln złotych. Bo nieruchomość była w tzw. stanie deweloperskim.

NIK dopatrzył się też tego, że wydano podejrzanie dużo pieniędzy na wyposażenie placówki, sprzęt komputerowy (750 tysięcy złotych) i ponadprzeciętnie dużą flotę samochodów służbowych. Dość powiedzieć, że aut było więcej, niż osób uprawnionych do korzystania z nich.


Jak niepotrzebne, to niech niszczeje
Izba stwierdziła, że wyposażenie poprzedniej siedziby ambasady sprzedano za grosze pracownikom i współpracownikom ambasady. Takie wyprzedaże są w świecie dyplomacji standardem, ale skala tej w Tbilisi może dziwić.

Za niespełna 800 zł pracownicy kupili m.in. 12 szaf, 12 krzeseł, stół konferencyjny, stoliki, dywany, biurka, regały, komody, fotele, kanapę, szafę pancerną i lodówkę. Z kolei współpracująca z MSZ fundacja za 14 szaf, 10 biurek, 5 szafek, meblościankę, komodę i stolik zapłaciła 67 złotych.

Co ciekawe, NIK znalazła jeszcze jedną nieruchomość w Tbilisi kupioną przez MSZ. Od 2008 roku Polska jest właścicielem Villi Berika. Kupiono ją za 3,55 mln dolarów, czyli 13,5 mln złotych, ale 4 lata później okazało się, że lepiej będzie ją zburzyć i na jej miejscu postawić nowy budynek.

W tajemniczych okolicznościach status ewentualnej budowy zmienił się i nie dotyczył już budynku ambasady, ale rezydencji ambasadora. Projekt zarzucono a przez ostatnie lata całość niszczeje i obecnie jest wyceniona na pół miliona dolarów a więc siedem razy mniej, niż kosztowała dekadę temu. A przez ostatnie 5 lat ambasador mieszka w innym lokalu, za którego wynajem zapłaciliśmy już 1,5 mln złotych.