Pamiętam strajk nauczycieli sprzed 26 lat. Przegrali, a chwilę później upadł rząd i parlament

Konrad Bagiński
Dobrze pamiętam napiętą atmosferę poprzedniego wielkiego strajku nauczycieli z 1993 roku. Nauczyciele wtedy przegrali: nie dostali ani podwyżek, ani pieniędzy za czas protestu. Ale warto przypomnieć, że wzniecili wielki pożar w polskiej polityce. Bo tydzień po zakończeniu strajku, nie było już rządu, a dwa tygodnie później – parlamentu.
PiS zdaje się nie pamiętać, że 26 lat temu po strajku nauczycieli upadł rząd, a chwilę później prezydent Wałęsa rozwiązał parlament. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja
Strajk nauczycieli w 1993 roku
Poprzedni wielki strajk nauczycieli odbył się w 1993 roku. Nas – młodych ludzi, mających do matury jeszcze trzy lata – protest nie dotknął mocno. Był prowadzony w trakcie matur, gdy szkoły i licea i tak miały kompletnie poprzestawiane grafiki pracy. Nauczyciele nie mogli się przecież rozdwoić i jednocześnie siedzieć w komisji i prowadzić lekcji. Ale nieco starsi koledzy i koleżanki mieli problem, bo kompletnie nie wiedzieli, co się będzie działo z ich maturami. Atmosfera była dość napięta.

Tylko że były to kompletnie inne czasy. Wtedy praktycznie każdy Polak był bogaczem, bo dostawał pensję w wysokości kilku milionów złotych. A jednocześnie te pieniądze były coraz mniej warte. W 1993 roku inflacja spadła do poziomu 35 procent. To tak jakby w styczniu płacić na przykład za benzynę 5 złotych, a za kilka miesięcy – prawie 7 złotych.


Wtedy to i tak był sukces, bo trzy lata wcześniej inflacja prawie dobiła do 600 procent. Porównując to do benzyny: w styczniu płacisz 5 złotych za litr, w grudniu – 30 złotych. Sytuacja była dość specyficzna – delikatnie mówiąc.

Nauczyciele byli wtedy jedną z wielu grup, która domagała się podwyżek. Bez wątpienia słusznie, bo ich zarobki w ówczesnym okresie były słabiutkie. Z tego co pamiętam, dostawali oni mniej więcej połowę średniej krajowej.

Dlatego nikt nie dziwił się, że postanowili zastrajkować, tym bardziej, że grozili tym od dwóch lat. Wcześniej nikt nie przejął się ich żądaniami. Nie interesowałem się wtedy ekonomią, ale rząd raczej nie kłamał mówiąc, że na podwyżki nie ma pieniędzy. Mimo wszystko znajdował je choćby dla górników.

Wtedy też krzyczeli na nauczycieli
Pamiętam, że zdziwił mnie wtedy prymas Glemp, który w telewizyjnym orędziu wprost potępił strajk nauczycieli – to były czasy, gdy posługiwano się jeszcze językiem dyplomacji i prymas pytał, czy to dobry termin i mówił coś o wieszczach, że niby nauczyciele powinni czytać wiersze, a nie strajkować.

Pamiętam też "lasecznika", czyli poprzedniego ministra oświaty Andrzeja Stelmachowskiego. Machał na nauczycieli laską i krzyczał. Nam, uczniom, bardzo się to nie spodobało. To publiczne ruganie i połajanki sprawiły, że wielu z nas popatrzyło na nauczycieli ze współczuciem. Nie chcielibyśmy, by oni traktowali nas tak, jak ich minister potraktował ich.

Swoją drogą nauczyciele mieli w III RP pecha do niektórych ministrów. Na działania Anny Zalewskiej spuśćmy teraz zasłonę milczenia. Ale przed nią na ministerialnym stołku siedziały takie tuzy, jak choćby Ryszard Legutko, obecnie eurodeputowany PiS, prowadzący w Parlamencie Europejskim własną krucjatę z Unią Europejską, lewakami i poprawnością polityczną.

Był minister Giertych, który mówił o Finach "Fińczycy", a jego opus magnum stało się wówczas wprowadzenie w szkołach mundurków, monitoringu i zmiana lektur na bardziej "patriotyczne".

Prezydentem był wówczas Lech Wałęsa, polityką targały skrajne emocje. Na fotelu premiera zasiadała Hanna Suchocka, która rok wcześniej zastąpiła Jana Olszewskiego.

Zakończenie strajku
Finał był taki, że nauczyciele nic nie wywalczyli, nie dostali też pieniędzy za czas, w którym strajkowali.

W 1993 roku strajkowały tysiące szkół – nie działało ok. 80 proc. z nich. Strajk zaczął się 17 maja, trwał tydzień. Niecały tydzień później rząd Hanny Suchockiej przeszedł do historii. Nie dostał votum zaufania. Koalicja rządowa miała podczas głosowania przewagę 1 posła, ale utknął w toalecie i się spóźnił. Po następnych kilku dniach nie było już parlamentu, bo rozwiązał go prezydent Lech Wałęsa.