To nie jest kraj dla biednych ludzi. W Polsce najlepiej zarabiający płacą najniższe podatki
Wszelkie zapewnienia władz o tym, że państwo wspiera najbiedniejszych i walczy o to, by najlepiej zarabiający płacili sumiennie podatki można włożyć między bajki. Oficjalne dane Ministerstwa Finansów pokazują jednoznacznie, że państwo zabiera osobom o najniższych przychodach nawet 60 proc. zarobków. Najbogatszym – tylko 20 procent.
Z danych ministerstwa wynika też, że 10 proc. najbogatszych w Polsce osób ma aż 40 proc. dochodów brutto wszystkich podatników. Jednocześnie nie mówimy tu o ludziach z jakimiś kosmicznymi pensjami – granicą jest nieco ponad 69 tysięcy zł rocznie, czyli 5 776 zł miesięcznie. To stosunkowa szeroka grupa, licząca ponad 2,5 mln ludzi.
Z danych wynika, że im wyższy dochód podatnika, tym mniejszy udział podatków i składek w jego dochodzie rocznym.•dane Min. Finansów
Jak to możliwe?
Najbardziej znane są dwie koncepcje podatkowe. Według jednej, teoretycznie działającej w Polsce, im więcej się zarabia, tym procentowo wyższy podatek dochodowy się płaci. U nas obowiązują stawki 18 i 32 proc. Pierwszą stawkę płaci się od rocznych zarobków w wysokości ok. 85,5 tys. zł, w drugą wpadają zarobki powyżej tej sumy.
W teorii to dość proste. W praktyce osoby zarabiające lepiej od innych narzekają, że są karane za swoją zaradność, ale zarabiający mniej twierdzą, że to bardziej sprawiedliwe.
Druga koncepcja polega na stosowaniu identycznej stawki dla wszystkich – dzięki temu bogatsi nie są karani za dobre zarobki i nie opłaca im się kombinować z unikaniem podatku i ukrywaniem zarobków.
Są to podatki regresywne, zaprzeczające wręcz jakiejkolwiek solidarności społecznej. Oczywiście nie mówimy tu o sumach – bo nawet niewielki procentowo podatek płacony przez milionera przewyższy kwotą wysokie obłożenie osoby słabo zarabiającej. Chodzi o to, że im ktoś zarabia mniej, tym wyższy odsetek dochodów zabiera mu państwo.