Resort energii wpadł we własną pułapkę cen prądu. „Nie zazdroszczę tym, którzy będą to sprzątać”
W resorcie energii trwa obecnie gorączka organizacyjna. Ministerstwo stara się zapanować nad chaosem, jaki stworzyła ustawa o cenach prądu. Ma kilka nowych pomysłów w sprawie cen za energię, jednak planowane rozwiązania wydają się niewiele poprawiać.
Jak donosi portal WysokieNapięcie.pl, resort energii próbuje wybrnąć z pułapki, którą sam na siebie zastawił. Aby nie podpaść Brukseli, w ustawie zamrażającej ceny prądu, korzysta z tzw. klauzuli usługi publicznej, by móc wypłacić obiecane sprzedawcom energii rekompensaty.
Dzięki temu ceny dla firm byłyby uwolnione, jednak przedsiębiorstwa energetyczne mogłyby skorzystać z klauzuli pomocy publicznej de minimis. Nie podlega ona zatwierdzeniu, dopóki nie przekracza 200 tys. euro w ciągu trzech lat, zaś wielu firmom nie grozi przekroczenie tego progu w tym roku z powodu podwyżek cen.
Coraz większy bałagan
Jednak jak wskazuje portal, wprowadza to jeszcze więcej chaosu. Bowiem co z firmami, które wyczerpały już limit pomocy de minimis? Co więcej, taka pomoc nie obejmuje przedsiębiorców rolnych i spożywczych.
To wszystko tworzy zamieszanie na rynku konsumentów. Nie chodzi jednak o prywatne gospodarstwa domowe, a o przedsiębiorców i samorządy. Coraz częściej zmagają się oni z brakiem ofert dostawy prądu i z tego powodu muszą korzystać z usług sprzedawców rezerwowych, których ceny są dużo wyższe od standardowych.
Strach i paraliż w spółkach
Jak zauważa w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Maciej Bando, prezes Urzędu Regulacji Energetyki (jeszcze przez trzy tygodnie), ustawa zamrażająca ceny prądu to „drzwi, które nigdy powinny zostać otwarte”, a „zostały wyjęte z zawiasów”, która wprowadza w spółkach państwowych strach i paraliż.
– Rozumiem, że ustawa powstała na potrzeby wyborów, ale teraz nikt nie wie, co z nią dalej zrobić. Nie zazdroszczę tym, którzy będą musieli to jakoś posprzątać, a przecież w grudniu znów zrobi się gorąco, bo przed końcem roku trzeba będzie zmierzyć się z cenami prądu na rok kolejny – komentuje.
Feralną ustawę nazywa kiełbasą wyborczą, a rządowi zarzuca odgrywanie roli „dobrego szeryfa” i marginalizację regulatorów.
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, ustawa zamrażająca ceny energii na poziomie z 2018 roku przez ekspertów i opozycję nazywana jest bublem prawnym roku. I to kosztownym - szacuje się, że podatnicy zapłacą za nią aż 9 miliardów złotych.
Inna sprawa, że ustawa ustawą, nie tyle zamroziła podwyżkę, co przesunęła ją na następny rok. Szacuje się, że w 2020 r. ceny prądu będą wyższe o 30-50 proc., o czym pisaliśmy szczegółowo tutaj.