Wyborcy, nie wypuszczajcie Anny Zalewskiej do Brukseli. To grozi katastrofą ekologiczną

Konrad Bagiński
Anna Zalewska, znana negacjonistka zmian klimatycznych, która skutecznie zwalczyła praktycznie całą branżę energii wiatrowej w Polsce, wybiera się do Parlamentu Europejskiego. Uwaga: chce się tam zajmować energetyką odnawialną. Czy Europa powinna się bać Anny Zalewskiej i jej zapędów w walce z wiatrakami?
Anna Zalewska w wielu wywiadach i wypowiedziach chwali się tym, że kiedyś zajmowała się energią odnawialną i do dziś jest to jej pasja. Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Nie od dziś słyszymy żartobliwe apele opozycji, by nie głosować w wyborach europejskich na kandydatów PiS – wszak nie za bardzo lubią Unię Europejską i powinni jednak zostać w kraju. W przypadku Anny Zalewskiej, obecnej minister edukacji te apele są już poważniejsze – wiele osób chce, by Zalewską rozliczyć za to, co zrobiła z edukacją, szkołami i nauczycielami. Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego minister Zalewskiej nie powinno się wpuszczać do Parlamentu Europejskiego – bo to grozi całej Europie.

Chodzi o wiatraki. Anna Zalewska w wielu wywiadach i wypowiedziach chwali się tym, że kiedyś zajmowała się energią odnawialną i do dziś jest to jej pasja. I tę pasję chciałaby rozwijać w europarlamencie. Na to nie powinniśmy jej pozwolić, bo w innym razie gotowa zagrozić energetyce na całym kontynencie. W Polsce już jej się udało.


Specjalistyczny serwis WysokieNapięcie.pl przypomina, że największym przeciwnikiem elektrowni wiatrowych w Polsce jest dolnośląska posłanka PiS i minister edukacji narodowej Anna Zalewska. Już od dawna – z niezbyt dobrze poznanych przyczyn – lobbuje ona przeciwko budowie nowych turbin, dając paliwo ich przeciwnikom.
– Nie chcę, aby pewnego dnia śmigło wielkości autobusu spadło mi na głowę – mówiła Zalewska podczas jednego z licznych spotkań na przeciwników wiatraków.Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
– Nie chcę, aby pewnego dnia śmigło wielkości autobusu spadło mi na głowę – mówiła Zalewska podczas jednego z licznych spotkań na przeciwników wiatraków.

Często mija się z prawdą
Straszenie śmiercionośnymi śmigłami spadającymi z nieba to tylko jeden pocisk z arsenału Anny Zalewskiej. Wiele mówiła też o rosnących cenach prądu i bezcelowości inwestowania w wiatraki.

– Opowiada pan niestworzone historie o tym, że Polska nie zrealizuje swojego zobowiązania, jeżeli chodzi o energię odnawialną. Dobrze pan wie, że w 2015 r. mamy aż 12 proc. z energii odnawialnej, wystarczy, powinniśmy mieć 10, przepłaciliśmy. Dzień w dzień, miesiąc po miesiącu, rok po roku dopłacamy do energii odnawialnej. ... a energia wiatrowa plus 250, plus 270 zł – perorowała w Sejmie w 2016 roku minister edukacji, odpowiadając jednemu z posłów opozycji.

W jej wypowiedzi (jednej z wielu) jest kilka poważnych błędów. Pierwszy polega na tym, że Polska faktycznie miała osiągnąć 10 proc. udziału OZE w produkcji energii, ale w kolejnych latach ten próg jest podniesiony do 15 procent. Przez faktyczne zniszczenie w Polsce branży wiatraków, możemy tego celu nie osiągnąć. Kary nie zapłacimy, ale będziemy musieli dokupić brakujące megawaty od krajów, które mają ich w nadmiarze. O ile jakiś nam sprzeda i nie policzy sobie za to jak za zboże. A w samej wypowiedzi minister posługiwała się archiwalnymi danymi.

Obecnie cena energii pozyskanej ze spalania węgla idzie w górę, zaś prąd z wiatraków jest coraz tańszy. Płacimy elektrowniom węglowym 350 zł za megawatogodzinę, średnia na rynku to 250 zł, zaś elektrownie wiatrowe sprzedają prąd po mniej, niż 200 zł za MWh. Nowoczesne turbiny robią go za 150 złotych za megawatogodzinę – a ceny ciągle spadają.

Zmiany w prawie, które siłowo forsowała Zalewska zniszczyły branżę energii wiatrowej w Polsce. Wielu małych producentów zbankrutowało, duże firmy wyniosły się, niektóre domagają się odszkodowań. Jej poprawki zamroziły wprowadzanie innowacji w branży, zmuszając producentów do trwania przy przestarzałych technologiach.

W 2016 roku wprowadzono na przykład zasadę 10H, czyli zakaz budowy nowych farm wiatrowych w odległości od zabudowań i terenów chronionych mniejszej niż 10-krotność wysokości turbiny. Okazało się, że nowego wiatraka nie można postawić na 99 proc. powierzchni Polski.

Co ciekawe, jej współpracownikiem w tym zakresie jest Marcin Przychodzki, założyciel portalu Stop Wiatrakom, który obecnie piastuje stanowisko dyrektora Departamentu Prawnego Ministerstwa Infrastruktury. Ta dwójka skutecznie blokowała rozwój energetyki wiatrowej. Piszemy w czasie przeszłym, bo nawet heroiczna pozycja Zalewskiej nie wytrzymała starcia z rzeczywistością.

Rząd obecnie na gwałt szuka sposobów na reaktywację branży wiatraków, obiecując choćby inwestycje w morskie farmy. Ale w tej branży ostatnie dwa lata zostały po prostu zmarnowane.
Zmiany w prawie, które siłowo forsowała Zalewska zniszczyły branżę energii wiatrowej w Polsce.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Anna "don Kichot" Zalewska
Nie wiadomo dlaczego Anna Zalewska tak silnie walczyła z wiatrakami, promując się jednocześnie jako zwolenniczka energii odnawialnej. Farmy wiatrowe mają swoje wady, ale obecnie są prawdopodobnie najprostszą, najtańszą i najmniej szkodzącą środowisku i ludziom formą pozyskiwania energii.

Zalewska już wcześniej błysnęła jako osoba kiepsko zorientowana w kwestiach ekologii. Ze szkolnych programów nauczania zniknęło na przykład globalne ocieplenie. Prawdopodobną tego przyczyną jest niechęć samej Anny Zalewskiej. Pani minister dała się bowiem poznać jako osoba, która w ten proces nie wierzy.

– Bo tak naprawdę globalnego ocieplenia nie ma, ponieważ na Arktyce powinien lód topnieć, a przybywa. Dlaczego mówią nam inaczej? Bo to kosmiczna kasa, ekolodzy takie pieniądze zarabiają na tym ociepleniu – mówiła kilka lat temu na spotkaniu z uczniami ze Świebodzic (jeszcze jako posłanka).