"Nieracjonalne i niesprawiedliwe". To dlatego PiS zmienia podatki przed wyborami

Konrad Bagiński
Cieszysz się z tego, że rząd zamierza obniżyć podatki? Przy zarobkach 4 tys. zł brutto miesięcznie, dostaniesz w prezencie niecałe 16 złotych. Ale budżet zostanie wydrenowany - wszystkie zmiany mają nas kosztować nawet 30 mld zł rocznie.
Morawiecki chce obniżyć podatki. Zapomniał tylko powiedzieć po co, bo sensu w tym brak Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zmiany w podatkach w 2019 r.
Rząd pracuje nad wprowadzeniem w życie zapowiedzi prezesa PiS, czyli tzw. piątki Kaczyńskiego. Znane są już pierwsze propozycje podatkowe – wynika z nich, że osoby do 26. roku nie płaciłyby danin do określonego poziomu dochodów.

Dodatkowo ma być wprowadzony kolejny próg podatkowy w wysokości 17 proc., a także rozwiązania korzystne dla najmniejszych firm. W tym ostatnim przypadku nie ma jeszcze precyzyjnych propozycji, jedynie zapowiedzi.

Dlaczego PiS obniża podatki?
Każdy lubi niskie podatki, powstaje jednak pytanie, czemu ma służyć ich wprowadzenie. Tu pojawia się pewna zagadka, bo akurat o tym rząd mówi najmniej konkretnie. Podatki można obniżać, gdy sytuacja budżetu jest wyborna, gdy trzeba ożywić gospodarkę. O co chodzi teraz?


– Każde obniżenie podatków jest przez podatników mile przyjmowanie, ale jeśli popatrzymy na skalę tego działania, to nie będzie ono mocno odczuwalne. Mogłoby być, gdyby na przykład osoby o najniższych dochodach płaciłyby nie 17 proc., ale 0 proc. Natomiast obniżenie podatku o 1 proc. w sytuacji, gdy będziemy ściągać pieniądze na inne sposoby… Ja nie bardzo widzę sensowność tych działań, poza oczywistym wydźwiękiem wyborczym – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.

Dodaje, że dla sfinansowania zwiększonych wydatków socjalnych trzeba ściągnąć więcej podatków, a nie mniej.
Koszt pierwszej propozycji minister Czerwińskiej był szacowany na 10 mld zł rocznie. Teraz ma być 2-3 razy więcejFoto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Podatki dla osób przed 27. rokiem życia
Jedną z ważniejszych propozycji jest zniesienie i zmniejszenie (w zależności od dochodów) podatku dla osób przed 27. rokiem życia. Wedle rządowych planów osoby zarabiające do 85 528 zł rocznie (ponad 7,1 tys. zł miesięcznie) nie płaciłyby podatku.

– To dla mnie kompletne nieporozumienie. Dlaczego osoby miałyby płacić podatek po przekroczeniu jakiegoś wieku? To dyskryminacyjne traktowanie, dojdzie do sytuacji, gdy młody człowiek z małego miasteczka z małymi dochodami będzie płacił podatek tylko dlatego, że ma 28 lat, a mieszkaniec Warszawy mający dużo lepsze możliwości pracy i często mający wyższe dochody, nie będzie płacił podatku. Nie rozumiem tego, to moim zdaniem działalność nieracjonalna, ekonomicznie nieuzasadniona i głęboko niesprawiedliwa – mówi nam Mordasewicz.

Dodaje, że różne kryteria mogą mieć wpływ na wysokość podatków – na przykład wysokość naszych dochodów, to czy mamy dzieci na utrzymaniu – ale nie wiek.

Ile to będzie kosztowało i jakie efekty przyniesie?
Koszt pierwszej propozycji minister Czerwińskiej z progiem dochodowym ustawionym w połowie obecnie proponowanej kwoty wraz z innymi pomysłami był szacowany na 10 mld zł rocznie. Teraz będzie 2-3 razy wyższy, oficjalnie jeszcze nie policzono tego dokładnie.

Koszty są oczywiście teoretyczne, ale już wiadomo, że pracodawcy mogą chcieć wykorzystywać młodych ludzi jako słupy do wyprowadzania z firm nieopodatkowanych dochodów. A to rodzi dla budżetu poważniejsze problemy, chociaż mogą zniknąć w 20-30 miliardach, które uciekną z państwowej kasy.

Drugą propozycją, która wchodzi w skład tego pakietu, jest obniżenie podatku dochodowego do 17 proc., prawdopodobnie również w zależności od dochodu. Ile zostanie nam w kieszeni? Przy pensji minimalnej będzie to ok. 100 zł rocznie, zarabiający 4 tys. brutto miesięcznie dostaną prezent w wysokości poniżej 200 złotych rocznie. Bogatsi o 250 zł w roku będą ci, którzy dostają pensję w wys. 5 tys. brutto – wylicza Dziennik Gazeta Prawna.

Czy niższe podatki będą impulsem dla gospodarki?
– Wielokrotnie powtarzaliśmy, że obniżenie pozapłacowych kosztów pracy, czyli składek osób szczególnie o najniższych dochodach, byłoby uzasadnione. Natomiast obniżenie podatku o 1 proc. w sytuacji, gdy będziemy ściągać pieniądze na inne sposoby (bo jednocześnie są przewidziane różne inne działania, jak choćby zniesienie limitu składek na ubezpieczenia społeczne) będzie oznaczało wzrost składek pracowników wysoko wykwalifikowanych – tłumaczy Jeremi Mordasewicz.
Morawiecki idzie dalej, niż proponowała CzerwińskaFot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
– Jeśli chcemy w Polsce tworzyć miejsca pracy dla takich osób, a jest ich u nas stosunkowo mało, to wprowadzanie wyższych składek dla fachowców o najwyższych kwalifikacjach oznacza, że będziemy mniej konkurencyjni wobec innych krajów, jak na przykład Czech – dodaje.

Zdaniem eksperta Lewiatana lepiej byłoby wdrożyć inne rozwiązania, które jednocześnie faktycznie poprawiłyby dochody Polaków i sytuację gospodarki.

– Polską gospodarkę cechuje wysoki poziom konsumpcji i zbyt niski poziom inwestycji niezbędny do modernizacji przedsiębiorstw. Rozumiałbym np. obniżenie podatku dla inwestorów. Polska gospodarka ma trzy główne problemy, które należałoby rozwiązać – mówi nam Mordasewicz.

Pierwszy to znany od dawna wysoki wzrost konsumpcji i zdecydowanie za niski poziom inwestycji. Premier Morawiecki chciał, byśmy w 2025 roku osiągnęli poziom inwestycji w wysokości 25 proc. PKB. A dziś wynosi on 18 proc. i spada. Mordasewicz przypomina, że 25 proc. nie jest niemożliwe do uzyskania – zrobili to choćby Czesi.

– Mamy też niski poziom aktywności zawodowej. To prawda, że mamy niskie bezrobocie, ale też wysoki odsetek ludzi biernych zawodowo. Jako państwo "doganiające" powinniśmy mieć wyższy wskaźnik osób aktywnych zawodowo, niż Niemcy – a jest odwrotnie. W Niemczech mamy 20 proc. dorosłych biernych zawodowo a w Polsce 30 proc. To jest wbrew logice. Powinniśmy tak adresować świadczenia socjalne, by nie osłabiały motywacji do pracy a wręcz przeciwnie – by były uzależnione od podjęcia pracy – twierdzi.

Kolejnym problemem jest wzrost kosztów pracy – wyższy od wydajności pracy.

– Jeśli ta tendencja się utrzyma, to nasze firmy i produkty przestaną być konkurencyjne w eksporcie, a coraz większa część konsumpcji będzie zaspokajana importem. W taką pułapkę wpadły kraje południa Europy - i do tej pory nie mogą się z tych problemów podźwignąć – przypomina ekspert.

Rząd chce małych firm
W rządowych propozycjach mowa jest o pomocy dla najmniejszych przedsiębiorców. Dla nich to nieźle, ale za wcześnie, by mówić o konkretnych kwotach do zaoszczędzenia.

– Dlaczego niższe podatki mają być tylko dla mikrofirm? Wiemy, że mają one bardzo mały poziom inwestycji. Polska gospodarka jest nadmiernie rozdrobniona. Powinniśmy dążyć do konsolidacji, brakuje nam przede wszystkim firm średnich, mocniejszych. Adresowanie ulg tylko do najmniejszych firm będzie utrzymywało rozdrobnioną strukturę gospodarki. Przyznam, że nie jest to zgodne z celami, które chcemy osiągnąć, bo widząc, że gospodarka ma nadmiar firm małych, a za mało średnich, powinniśmy kierować kapitał i pracowników do tych większych. Pomaganie mniejszym brzmi dobrze politycznie, ale nie przynosi wielkich efektów – mówi Jeremi Mordasewicz.