Jak się kończy współpraca biznesu, polityki i służb? Falenta został PiS-owską Matą Hari
Postawił ultimatum: ma wyjść na wolność albo sypnie wszystkich ludzi, którzy nim manipulowali, to zaś wstrząśnie obozem władzy. Marek Falenta, biznesmen skazany za zlecenie organizacji całego systemu podsłuchów w ekskluzywnych restauracjach. Jakim cudem udało mu się wejść do pierwszej ligi i kto mu pomógł?
Dziennik "Rzeczpospolita" dotarł do treści wniosku o ułaskawienie, jaki Marek Falenta napisał do Andrzeja Dudy jeszcze z więzienia w Hiszpanii. Falenta grozi, że jeśli nie będzie wolny, ujawni, kto za nim stał w tzw. aferze taśmowej. W liście jako osobę, która namawiała go do organizacji nagrywania polityków PO, skazany biznesmen wymienia Stanisława Kostrzewskiego.
To były skarbnik Prawa i Sprawiedliwości, jedna z bardziej tajemniczych postaci w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. Stanisław Kostrzewski, prywatnie ojciec "Perfekcyjnej Pani Domu", czyli Małgorzaty Rozenek-Majdan, był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej aż do jej rozwiązania.
Falenta w swoim wniosku ma przedstawiać się jako osoba lojalna wobec PiS i CBA, której obiecano bezkarność za odsunięcie PO od władzy. Podobno obiecano mu "wiele korzyści i łupów politycznych". Już wcześniej wyszło na jaw, że służby wiedziały o tym procederze, wszak ostrzegły Mateusza Morawieckiego, który i tak powiedział o parę słów za dużo.
Co może powiedzieć Falenta?
Nasuwa się kilka poważnych pytań o stosunek polskich służb do Falenty. W końcu węglowy biznesmen przez nikogo nie niepokojony wyjechał do Hiszpanii i tam znalazł schronienie. Wiele osób zadaje sobie pytanie, jakim cudem ten facet zbudował potężną firmę handlującą węglem.
Czy tak naiwny i nieuczciwy jednocześnie człowiek, którym służby i politycy sterowali jak chcieli, byłby w stanie funkcjonować w świecie handlu węglem bez czyjejś wydatnej pomocy? A może po prostu miał niewiarygodne szczęście – które w końcu się przecież od niego odwróciło, bo jego biznes runął z hukiem?
Jest jeszcze trzecia możliwość – Falenta ciągle w coś gra. Nie da się tego wykluczyć, ale problem Marka Falenty polega na braku wiarygodności. Nie zapominajmy, że został skazany, zwiał z Polski, złapano go w Hiszpanii i został już przewieziony z powrotem do Polski.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Falenta panicznie boi się więzienia. Został skazany na stosunkowo krótki pobyt za kratami – to tylko 2,5 roku. Bardzo chce wyjść wcześniej, do tego stopnia, że de facto szantażuje partię rządzącą i prezydenta Dudę.
Kim jest Falenta?
Falenta w 2000 roku wystartował ze swoim pierwszym biznesem – skupował długi szpitali. Spółkę sprzedał w 2006 roku za 450 mln złotych i zaczął działać w różnych sektorach.
Warto przypomnieć, że w 2009 roku został prawomocnie skazany za pomoc w oszustwie polegającym na próbie wyłudzenia kredytu.
Chwilę później zaczął handlować węglem i był to biznes dość brudny – nie tylko w przenośni. Węgiel sprowadzany z Rosji i Kazachstanu oferowany był jako polski, nieprawidłowości dotyczyły także jego jakości i ilości. Tworzono przy tym "fikcyjną dokumentację związaną z dystrybucją węgla, części transakcji w ogóle nie ewidencjonowano" – stwierdzili śledczy.
Nie wiadomo jak biznesmen rozpoczął współpracę z ABW i CBA. Ale służby raczej nie szukają informatorów w gronie krystalicznie czystych przedsiębiorców.
Falenta grozi, że opowie to, co wszyscy w zasadzie wiedzą – iż zorganizował podsłuchy na zlecenie swoich politycznych mocodawców. Wysyła tym kilka sygnałów, być może nieświadomie. Jeden z nich brzmi "jeśli robisz interesy, wystrzegaj się współpracy ze służbami i politykami". Falentę wykorzystano i zostawiono na lodzie. Drugi sygnał od Falenty to ostrzeżenie dla innych biznesmenów – że zrujnowanej reputacji nie odbuduje się pakując się w kolejne afery i stawiając ultimatum prezydentowi.
Nawet jeśli Falenta ujawni swoją wiedzę, to jest dla niego już za późno. Został przez polityków przeżuty, wyssany i wypluty. Raczej nie uda mu się położyć kolejnego rządu – chyba że to, co powie, będzie prawdziwą petardą. Można mieć praktycznie pewność, że nie zostanie ułaskawiony – dla PiS byłoby to jak przyznanie się do winy. Tak się kończy współpraca ze służbami i politykami w polskim wydaniu.