To dlatego Argentyna pogrążyła się w ciemności. Ekspert wyjaśnia, czy w Polsce może zabraknąć prądu
Wielka awaria, która w niedzielę pozbawiła prądu dziesiątki milionów mieszkańców Ameryki Południowej, była „bezprecedensowa”, jak powtarzają rzecznicy tamtejszych operatorów sieci energetycznych. Blackout objął całą Argentynę, ale również częściowo Urugwaj, Brazylię, Chile i Paragwaj. Jak ogromna musiała być to anomalia, żeby pozbawić prądu całe kraje? I czy podobne zaćmienie może przydarzyć się również w Polsce?
Wciąż trwa wyjaśnianie przyczyn potężnej awarii energetycznej w Ameryce Południowej. Z tłumaczeń argentyńskiego resortu energii wiadomo, że nastąpiła ona ok. godz. 7.00 rano czasu miejscowego (południe w Polsce), a przerwy w dostawach spowodowały problemy z energią również w krajach sąsiednich. Łączna populacja objętych awarią krajów wynosi niemal 55 milionów mieszkańców.
Awaria niemal sparaliżowała Argentynę i Urugwaj, którym oberwało się najmocniej. Ich miasta były pogrążone w ciemności, wstrzymano kursowanie pociągów i dostawy wody, nie działały telefony ani internet. Na zdjęciach z godzin ciemności widać, że jedynymi źródłami światła były reflektory samochodów.
— Blackout to niekontrolowana utrata zasilania na dużym obszarze — tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl prof. Konrad Świrski z Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. — Obecne systemy elektroenergetyczne nie mają magazynowania energii, więc zasilanie musi być cały czas zrównoważone z ilością energii generowanej — wyjaśnia.
W prostych słowach oznacza to, że jeśli wystąpi jakaś rozbieżność, to natychmiast oddziaływuje ona na zmianę częstotliwości w sieci. Jeśli zaś rozbieżność ta jest zbyt duża, może nastąpić wyłączenie systemu elektroenergetycznego, co właśnie miało miejsce w Ameryce Południowej.
Przyczyny blackoutu
Choć problem w większości miejsc rozwiązano dość szybko - już przed południem wznowiono dostawy prądu na połowie obszaru Argentyny - wciąż nie wiadomo, co w rzeczywistości zawiodło. Prezydent Argentyny Mauricio Macri wyjaśnił, że blackout był spowodowany awarią przybrzeżnej sieci energetycznej, ale przyznał, że władze nadal nie wiedzą, co tak właściwie spowodowało komplikacje.
Jak zauważa prof. Świrski, zwykle blackout może mieć dwie przyczyny. Pierwszą jest jakiś błąd w działaniu sieci.
— Energię przesyła się z elektrowni po tak zwanych sieciach przesyłowych, czyli sieciach wysokich napięć. Jeśli nastąpi jakieś zerwanie tych sieci, szczególnie takich o kluczowym znaczeniu, może się okazać, że nie doprowadzają one energii z elektrowni i dochodzi do blackoutu — wyjaśnia.
— Druga przyczyna to splot wyjątkowo niekorzystnych zdarzeń, którego podstawami są bardzo duże zapotrzebowanie na energię i jednoczesna za mała produkcja. Zbyt duża rozbieżność między nimi sprawia, że system elektroenergetyczny zaczyna się sypać — mówi.
Nawet jeśli nie do końca wiadomo, co się w Argentynie stało, można wysnuć najbardziej prawdopodobne domysły. Ekspert podejrzewa, że była to awaria związana z siecią lub urządzeniami zabezpieczającymi przed jej przeciążeniem. Ale pojawiły się również przypuszczenia, że za argentyńskim blackoutem stali cyberprzestępcy, chcący zakłócić przebieg lokalnych wyborów.
Czemu jednak oprócz Argentyny prądu zabrakło również w innych krajach? Specjalista uważa, że przyczyna jest prosta - systemy energetyczne tych państw musiały być ze sobą w dużej mierze zintegrowane.
Blackout w Polsce
Dosyć dużym problemem z dostawą energii w Polsce mieszkańcy naszego kraju mieli do czynienia latem 2015 r. Tyle że wtedy, w przeciwieństwie do sytuacji w Argentynie, za awarią nie stały błędy w sieci, a w generacji, jak wyjaśnia prof. Świrski.
Historycznie w Polsce latem nie było dużego zapotrzebowania na prąd - w końcu dni są dłuższe, a co za tym idzie - w domach później zapala się światło. Z tego powodu remonty w elektrowniach planowano właśnie w tym okresie. Jednak przez ostatnie kilka lat zapotrzebowanie na prąd w lecie prawie wyrównuje się z zapotrzebowaniem zimowym.
Ten wzrost, jak wyjaśnia prof. Świrski, pokazuje zmiany w strukturze zużycia energii - częściej korzystamy z klimatyzacji, dużo prądu zużywają również coraz częstsze centra handlowe - a także, być może, zmiany klimatyczne, których efektem są bardziej upalne lata. Rok 2015 był przełomowy w tym względzie i zaskoczył operatora systemu przesyłowego.
Co więcej, duże znaczenie miały ówczesne długotrwałe upały, nawiedzające całą Europę. Z ich powodu nie wiał wiatr, potrzebny do produkcji energii w elektrowniach wiatrowych. Brak wiatru dotknął nie tylko Polskę, ale również sąsiadujących z nami Niemców, przez co za granicą niemiecką nie było nadwyżek energii do kupna.
Upały spowodowały również, że znacząco podniosła się temperatura w rzekach, co doprowadziło z kolei do ograniczeń pracy elektrowni węglowych. Dlaczego? Jak tłumaczy ekspert, połowa polskich elektrowni węglowych do chłodzenia swojej pary z kondensatora używa wody z rzek. Aby jednak z niej skorzystać, musi najpierw podnieść ją o ok. półtorej stopnia.
W momencie, gdy temperatura wody w rzece jest już ekstremalnie wysoka, ogromną szkodą dla środowiska byłoby kolejne jej podgrzanie. Wzrost ciepła zagroziłby życiu biologicznemu w rzece, a tego elektrownie węglowe zrobić nie mogły.
— Splot wyjątkowo niekorzystnych zdarzeń, które miały miejsce jednocześnie, czyli duże zapotrzebowanie na prąd, brak wiatru, gorąca woda w rzekach, brak importu zza granicy oraz na dodatek awaria jednego z dużych bloków energetycznych, miała wpływ na tamtejszą sytuację — wylicza prof. Świrski.
Czy Polska utonie w ciemności?
Jednak, jak twierdzi ekspert, dziś sytuacja argentyńska lub ta z 2015 roku jest w Polsce mało prawdopodobna.
— Paradoksalnie kłopoty w 2015 wyszły nam na zdrowie, bo zwróciły nam uwagę na potencjalne problemy. Dziś w podobnych sytuacjach operator systemu przesyłowego będzie potrafił je skontrolować, posiadając odpowiednie nadwyżki energii. Świadczyć o tym może chociażby ubiegłotygodniowy rekord zapotrzebowania na prąd w lecie, z którym nie było żadnych problemów — zauważa.
Oczywiście blackout może przydarzyć się i Polakom. Jednak w grę musiałoby wejść kilka czynników, dziś już o wiele bardziej nieprawdopodobnych. — Musiałoby nie wiać w całej Europie i wszyscy musieliby być na wakacjach, zamykając elektrownie na czas remontów — kwituje profesor.