Na hulajnodze po alkoholu pojedziesz wprost do więzienia. A miała być jak rower
Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad przepisami dotyczącymi poruszania się elektrycznymi hulajnogami, deskorolkami i innymi wynalazkami z silniczkiem. Przy okazji okazuje się, że jazda takimi pojazdami pod wpływem alkoholu może być uznana za przestępstwo.
Trudno zresztą wyliczyć do czego można jeszcze podpiąć silnik a życie wyprzedza przepisy. Naturalną konsekwencją wydawało się zrównanie praw i obowiązków osób na hulajnogach z rowerzystami – ale, jak pisze portal Forsal.pl, coś po drodze poszło nie tak.
Chodzi o to, że w intencji twórców projektu z Ministerstwa Infrastruktury pojazdy zaliczane do kategorii urządzeń transportu osobistego (UTO; chodzi m.in. o zasilane elektrycznie hulajnogi, deskorolki, segwaye czy jednokołowe skutery) mają być traktowane jak rowery, to może się okazać, że nie pod każdym względem.
Otóż jazda na rowerze pod wpływem alkoholu chluby nie przynosi, ale nie jest przestępstwem. Jest traktowana jak wykroczenie, nawet jeśli przekroczymy poziom 0,5 promila. Tymczasem hulajnoga z maleńkim silniczkiem jest już pojazdem mechanicznym, a nie napędzanym siłą ludzkich mięśni.
Poruszanie się pojazdem mechanicznym pod wpływem alkoholu jest przestępstwem, zagrożonym karą pozbawienia wolności. Co prawda twórcy przepisów uznają, że definicja UTO zrównuje użytkowników hulajnóg z rowerzystami i problemu nie ma, ale inne ustawy dość jednoznacznie definiują co jest pojazdem mechanicznym, a co nie jest. Hulajnoga z silnikiem jest.
Forsal.pl pisze, że w przypadku gdy nie ma drogi dla rowerów, rowerzysta musi jechać jezdnią. W analogicznej sytuacji kierujący hulajnogą elektryczną będzie obowiązany korzystać z chodnika. Zatem pijany rowerzysta stwarzający zagrożenie popełni tylko wykroczenie, a pijany człowiek na elektrycznej hulajnodze, nawet poruszając się w tempie spacerowym po chodniku, popełni przestępstwo. Równie pijany, ale bez silniczka może jeździć bez większych obaw.