"Krzemowa Warszawa" zachwyca Niemców. "Doganiamy ich, ale wciąż mamy wiele do nadrobienia"
Zmiana miejsca zamieszkania z Niemiec do Polski to przeprowadzka z trzeciego świata do świata pierwszego - pisał niemiecki dziennikarz Philipp Fritz w artykule pt. „Krzemowa Warszawa”, który ukazał się w prestiżowym dzienniku "Die Welt". O to, czy rzeczywiście przegoniliśmy Niemców, spytaliśmy Łukasza Czernickiego, kierownika zespołu strategii Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Zmienia się zarówno postrzeganie Polski przez Niemców, jak i Niemiec przez Polaków. Widzę to szczególnie wyraźnie, gdyż pochodzę ze ściany zachodniej – mieszkam w Zielonej Górze, a bliskość Niemiec towarzyszyła mi przez całą moją ścieżkę studencką i zawodową.
Z mojego punktu widzenia zmiana była diametralna. Od lat 90-tych, kiedy byliśmy postrzegani jako potencjalni złodziejaszkowie, jeżdżący na słynną jumę i kradnący niemieckie samochody, dziś w opinii niemieckiej społeczności jesteśmy postrzegani jako naprawdę dobrzy fachowcy.
W jaki sposób rozpoczęła się ta transformacja?
Trudno mówić o konkretnym początku - to zbliżanie było naturalnym procesem. Im bardziej my goniliśmy standardy niemieckie, tym szybciej i łatwiej było nam przełamać dzielące nas bariery, nie tylko w biznesie, ale również na płaszczyźnie prywatnej.
Jednak wpływ na to miały w dużej mierze czynniki edukacyjne – wszelkie rodzaje wymian uczniowskich polskiej młodzieży, wyjazdów studenckich czy programów naukowych – jak również wyjazdy za pracą oraz kontakty prywatne i biznesowe.
Mimo to stereotypy nadal istnieją.
Niestety tak. Uprzedzenia cały czas są zakorzenione i dotyczą głównie tych Niemców, którzy nie mieli okazji stykać się z Polską i Polakami. Nasz kraj wciąż nie jest kierunkiem destynacji dla ludzi z Niemiec, szczególnie tych ze starszej generacji. W latach 90-tych bali się oni o swoje samochody, dziś z kolei stali się mniej mobilni. W ich przypadku wydaje się, że szansa na przełamanie stereotypów minęła.
Nie dotyczy to młodych Niemców, którzy wsiadają w tanie linie i w godzinę są w Krakowie. Zaś z tego co mi wiadomo, dość intensywnie z tej turystycznej możliwości korzystają. Ponadto młodsza generacja bardzo chwali polską mentalność oraz otwartość i generalnie uważa krajan znad Wisły za fajnych ludzi.
Czyli Niemcy już chętnie przyjeżdżają do Polski. A Polacy do Niemiec?
Przyjeżdżamy, ale nie tylko turystycznie. Niemcy wciąż są naszą główną destynacją emigracjno-zarobkową.
Czy na przestrzeni lat zmieniło się to, czego tam szukamy?
Niewiele - w dalszym ciągu szukamy tam zarobków. Jeżeli chodzi o specjalizacje, jest bardzo różnie. Gros Polaków w Niemczech wciąż pracuje za granicą poniżej swoich kwalifikacji. Niemniej ta współpraca się zmienia i uległa profesjonalizacji.
Mogę nawet podać przykład, oparty o własne doświadczenia. Jakiś czas temu pracowałem w niemieckiej firmie konsultingowej z sektora IT, która doradzała bankom. Firma ta regularnie współpracuje z polską spółką z Katowic, do której outsourcuje różne usługi informatyczne. Jest to stosunkowo nowe zjawisko, które na większą skalę rozpędza się dopiero od 10 lat.
Początkowo chodziło tylko o tzw. BPO, czyli business process outsourcing, lecz z biegiem czasu wykonywana jest coraz bardziej zaawansowana praca.
Mówienie o Krzemowej Warszawie nie jest więc przesadą?
Myślę, że na obecną chwilę byłoby to jeszcze wybiegnięciem przed szereg. W projekcie współrealizowanym przez nasz Instytut pokazaliśmy bariery rozwoju polskich firm na rynku niemieckim. Okazało się, że rynek niemiecki wciąż jest dla nas hermetyczny, a Niemcy celowo próbują swój rynek zamykać, szczególnie na Polaków. Istnieje też zjawisko, które nazwałbym barierą postrzegania marki.
Polska marka nie kojarzy się Niemcom dobrze?
Powiem tak – gdyby udałoby się nam produkować samochody w Polsce, to pewnie były sprzedawane tylko w Polsce i na wschodzie. W Niemczech czy Francji mógłby być problem, bo Polska nie ma wyrobionej marki jako kraju wysoko rozwiniętego technologicznie.
O ile polskie firmy dobrze sobie radzą w mniej technologicznych obszarach, jak produkcja artykułów spożywczych czy mebli, to w przypadku technologicznej współpracy z biznesem często wykonujemy usługi jako podwykonawcy, wciąż mamy problem ze sprzedażą bezpośrednio do klienta. Choć jesteśmy częścią łańcucha wartości dodanej, to wciąż bardzo ciężko jest się przebić z polską marką.
Zaś firmy niemieckie są technologicznie bardzo dobrze rozwinięte. To oni są mistrzami eksportu i to nasze firmy muszą zrównywać się z niemieckimi.
Zaraz zaraz, a bankowość? Tyle się słyszy o tym, jak bankowość i systemy płatnicze zza Odry są w tyle za polskimi.
Polska bankowość rzeczywiście jest bardziej rozwinięta od niemieckiej - niemal 100 proc. płatności kartą w Polsce może być wykonywana za pomocą terminali bezdotykowych. Natomiast w Niemczech taką płatność można wykonać w ok. 5-10 proc.
Jednak bankowość należy oddzielić od tradycyjnego biznesu. Większość systemów bankowych powstawała w okresie lat 60-tych i 80-tych. Polska, siedząc za Żelazną Kurtyną, takich systemów nie rozwijała, zatem po upadku komunizmu mogła wejść w nową erę bankowości elektronicznej z dużo nowszymi systemami.
Tymczasem systemy Niemców wciąż były przestarzałe, zaś dodając do tego niemiecką nieufność wobec nowinek technologicznych i przywiązanie do własnych tradycji, trudno się dziwić, że w tym kontekście ich prześcignęliśmy.
Na pewno dorównaliśmy im w kontekście zakupów. Moi rodzice wciąż wspominają wyjazdy do NRD po telewizor, sprzęt agd, chemię czy samochód.
To prawda. Jestem ze ściany zachodniej i też pamiętam wyjazdy na zakupy z rodzicami do przygranicznych sklepów sieciowych. Dziś wszystko to, co kupowaliśmy wtedy, mamy już u siebie.
Jedno się nie zmieniło - Polacy cały czas kupują od Niemców auta. W Polsce jest duże przywiązanie do niemieckich marek. Nie zapominajmy również, że cały czas jeździmy tam do pracy i na razie nie zapowiada się, by to się zmieniło. W kwestii zarobków mamy wciąż dużo do nadrobienia, aby dogonić zachodnich sąsiadów.
Na zdjęciu kierownik zespołu strategii PIE, Łukasz Czernicki•fot. Polski Instytut Ekonomiczny