Przepis PiS-u na bezkarność. Człowiek partii na czele najważniejszego organu kontroli w państwie
Niedługo prezesem najważniejszego organu kontroli w Polsce – Najwyższej Izby Kontroli - najprawdopodobniej zostanie zaufany człowiek PiS-u, Marian Banaś. W perspektywie dotychczasowych działań obozu władzy nie sposób nie zastanowić się, czy wierny rządowi nominat będzie w stanie go obiektywnie skontrolować i skrytykować.
Najwyższa Izba Kontroli to strażnik polskiego grosza publicznego. Od stu lat stoi na straży legalności, gospodarności i rzetelności działania organów administracji rządowej, państwowych osób prawnych oraz Narodowego Banku Polskiego.
Jak czytamy na stronie Izby, „dla sprawnego funkcjonowania państwa niezbędne jest istnienie kompetentnego i niezależnego od władzy wykonawczej organu kontroli, stojącego na straży publicznych pieniędzy. W demokratycznym świecie funkcjonowanie takich instytucji uważa się za normę”.
Kontrolerzy organu są apolityczni, zaś sprawowana przez nich kontrola opiera się na przejrzystości intencji, rzetelności informacji i kolegialności w podejmowaniu kluczowych decyzji. Oznacza to tyle, że kontrolerzy, podobnie jak sędziowie, powinni być niezawiśli i obiektywni, a ich inspekcje – obiektywne i niestronnicze.
Bezpartyjny prezes Izby
Izba chwali się, że odkąd przystąpiła do Unii Europejskiej, pędzi w spełnianiu tych standardów. Zaś patrząc na ostatnią wzmożoną aktywność przeprowadzonych przez NIK kontroli decyzji instytucji administracji publicznych, starania te wciąż mają się dobrze.
Na czele strażników gospodarowania państwowymi pieniędzmi stoi prezes Izby, którego kadencja trwa 6 lat. Do poniedziałku tę rolę pełnił Krzysztof Kwiatkowski, który z powodu chęci startowania w wyborach parlamentarnych, złożył przedwczesną dymisję, by „zachować wartość apolityczności tej instytucji”.
Zanim Kwiatkowski zasiadł po raz pierwszy w fotelu prezesa Izby, przez kilka kadencji przynależał do Platformy Obywatelskiej. W rządzie Donalda Tuska pełnił nawet funkcję ministra sprawiedliwości. Teraz, jak zapowiedział na dzisiejszej konferencji w Łodzi, będzie startował do Senatu jako niezależny kandydat.
Choć Kwiatkowski ze stanowiska szefa NIK ustąpił zaledwie kilka dni przed upływem kadencji, faktem jest, że należał do ostatnich szefów ważnych instytucji państwowych, którzy nie zostali zastąpieni ludźmi PiS. Razem z pierwszą prezes Sądu Najwyższego Małgorzatą Gersdorf i rzecznikiem praw obywatelskich Adamem Bodnarem był bastionem równowagi w bezstronności szefostwa organów państwowych.
Pancerny Marian
Pałeczkę po ustępującym prezesie Izby najprawdopodobniej przejmie obecny minister finansów Marian Banaś. Choć wybór szefa NIK ma zostać dokonany na drodze głosowania przez Sejm za zgodą Senatu, to kandydatura „pancernego Mariana” jest praktycznie pewna.
Jak tłumaczyliśmy w INNPoland.pl, Banaś jest faworytem PiS-u na tym stanowisku, a że konserwatywna partia ma sejmową większość, bezwzględna większość głosów, konieczna do uprawomocnienia kandydata, jest zaledwie formalnością.
Wysunięty przez PiS Marian Banaś związany jest z kierownictwem partii od wielu lat. W Najwyższej Izbie Kontroli pracował z Lechem Kaczyńskim, a w latach 90. był doradcą ówczesnego szefa MSW, Antoniego Macierewicza. Lata 1981-1983 spędził w więzieniu za działalność w "Solidarności".
NIK z szefem od Kaczyńskiego
Patrząc na dotychczasowe działania klubu oraz podległych mu instytucji w społeczeństwie pojawia się obawa, czy mająca być apolityczną Najwyższa Izba Kontroli zachowa swoją dotychczasową neutralność. Tego samego obawia się poseł Borys Budka, wiceszef PO, którego Klub PO-KO zgłosił jako swojego kandydata na stanowisko Najwyższej Izby Kontroli.
– Kandydat w momencie wyboru na prezesa musi zapomnieć o tym, że kiedyś był politykiem i pod jakimi partyjnymi barwami działał – zauważa Budka w rozmowie z INNPoland.pl. – Świetnym prezesem NIK był Krzysztof Kwiatkowski, który pokazał, że kontrole NIK nie miały barw politycznych. Potrafił wytknąć błędy zarówno rządowi PO-PSL za czasów kontroli tamtej kadencji, jak również obecnemu rządowi – podkreśla.
Do niedawna prezesem NIK był Krzysztof Kwiatkowski•Fot. Paweł Kozioł / Agencja Gazeta
Jak wskazuje na przykładzie tego, co dzieje się w instytucjach, takich jak Trybunał Konstytucyjny, Krajowa Rada Sądownictwa czy Urząd Ochrony Danych Osobowych, na których czele stoją nominaci partyjni - obawy, że kandydat PiS-u na stanowisko NIK również nie będzie miał przymiotu niezależności.
– Instytucje, które winne być instytucjami apolitycznymi, w rękach nominatów PiS-u stają się absolutnie zależne i wykonujące polityczne polecenia. Każdy urząd obsadzany przez PiS, obsadzany jest z klucza wierności partii. Nie wierzę, że ktoś, kto jest delegowany do takiej instytucji przez Jarosława Kaczyńskiego, miał po wyborze zapomnieć, dzięki komu się tam znalazł – komentuje.
Brak kontroli to bezkarność rządu
Co oznacza dla państwa niewiarygodny NIK? – Brak niezależnej kontroli oznacza bezkarność polityków i funkcjonariuszy – twierdzi poseł Budka i jako potwierdzenie przytacza przykład Prokuratury Generalnej.
– Jeśli polityk jest jednocześnie Prokuratorem Generalnym, to widzimy, jak toczą się chociażby śledztwa w aferze KNF-u, GetBacku czy NBP - władza jest bezkarna. To samo może być w przypadku Najwyższej Izby Kontroli. Nie wierzę, by pod rządami nominata PiS-u takie niezależne kontrole były możliwe – kwituje.