Internet zabija planetę. Większość z nas kompletnie nie ma o tym pojęcia

Katarzyna Florencka
Czy rano do śniadanie obejrzałeś sobie coś na YouTube? Przyczyniłeś się do globalnego ocieplenia. Wieczorem planujesz odprężyć się przy odcinku ulubionego serialu na Netflixie, niezobowiązująco przeglądając Facebooka? Jak wyżej.
Rosnące zapotrzebowanie sektora IT na energię elektryczną jest w dużej mierze sprawką naszego modelu konsumpcji internetu. Fot. 123rf.com
Przeciętny Europejczyk emituje rocznie do atmosfery niemal siedem ton dwutlenku węgla - składa się to na pozostawiany przez niego ślad węglowy. W sieci można znaleźć tony rad dotyczących tego, w jaki sposób ten ślad ograniczyć: mniej jeździć samochodem, mniej latać, uważać na swoje zużycie energii elektrycznej.

Ale, zabawna sprawa, zapytanie w Google, dzięki któremu mogłam sprawdzić, co na temat zmniejszania śladu węglowego mówi się w internecie, również wygenerowało CO2. Niewielki, co prawda, bo liczony w dziesiętnych częściach grama.

W ciągu jednej doby najpopularniejsza wyszukiwarka świata otrzymuje jednak miliardy takich zapytań – i wtedy już wynik nie jest aż tak pomijalny. Ocenia się, że w ciągu minuty wyszukiwania w Google generują 500 kg CO2 - to ok. 720 ton w ciągu jednej doby! Dla porównania: w swoich najlepszych latach jeden hektar lasu jest zdolny pochłonąć do 35 ton CO2 rocznie.


Te liczby zaskakują - choć na dobrą sprawę nie powinny. To wszak logiczne: do obsługi każdego zapytania potrzebna jest moc obliczeniowa, działające serwery, prąd elektryczny. Ale ponieważ nie dzieje się to na naszych oczach, znacznie trudniej jest sobie ten wpływ uświadomić.

Prądu ciągle mało
A tymczasem już w 2017 r. sektor IT wykorzystywał ok. 7 proc. całej wyprodukowanej na świecie energii elektrycznej. To więcej niż cały prąd zużywany przez Rosję czy Japonię. Ba, większe zapotrzebowanie na energię niż świat informatyczny mają jedynie Chiny i Stany Zjednoczone.

Zapytania w Google generują CO2. Niewiele, ale przecież dziennie są ich milardy.Fot. 123rf.com


Wszystko to za sprawą serwerów. Do działania maszyny te potrzebują jednej podstawowej rzeczy: ciągłego chłodzenia. To właśnie klimatyzacja pożera lwią część energii elektrycznej zużywanej przez IT. Ale ogromne zapotrzebowanie na prąd może się okazać dla internetu przekleństwem.

- W naszym zakątku świata ocieplenie klimatu będzie najpierw oznaczać po prostu większe zapotrzebowanie na prąd, a tymczasem ta moc, którą są w stanie wygenerować w Polsce elektrownie węglowe, już teraz jest niewystarczająca - ostrzega w rozmowie z INNPoland.pl Michał Jarski z firmy Wheel Systems, ekspert od cyberbezpieczeństwa.

- Nawet pomijając skutki spalania takich ilości węgla - elektrownie węglowe zwyczajnie nie są tak wydajne jak elektrownie atomowe. I to te ostatnie, uzupełniane przez odnawialne źródła energii, powinny stanowić podstawę naszego miksu energetycznego - dodaje.

Tutaj właśnie w pełni wychodzą niedociągnięcia systemu energetycznego: w skali świata najwięcej energii elektrycznej (38 proc.) generuje się w elektrowniach węglowych. A my dodatkowo żyjemy w Polsce, w której udział węgla w produkcji energii elektrycznej wyniósł w zeszłym roku aż 78,1 proc.

Wszystko to jest złą wiadomością również ze względu na to, że nic nie wskazuje, żeby zapotrzebowanie na prąd ze strony sektora IT przestać rosnąć. Mamy niezwykle energożerne transakcje bitcoinowe, sztuczną inteligencję, usługi w chmurze, które wszak nie oznaczają, że zdjęcia z naszej komórki lądują na pobliskim stratocumulusie - tylko na stojących w jakimś miejscu serwerach.

- Przejście do chmury może w istocie zwiększyć zapotrzebowanie na węgiel i inne paliwa kopalne - ostrzegało Greenpeace w opublikowanym w 2017 r. raporcie. I, generalnie rzecz biorąc, mieli rację.

YouTube a zmiany klimatyczne
Najlepiej problem obrazują chyba jednak dane dotyczące… filmików umieszczanych w sieci. Wideo generuje w tym momencie aż 60 proc. całego ruchu internetowego. W opublikowanym niedawno raporcie francuski think tank The Shift Project wyliczył, że streaming emituje do atmosfery aż 300 mln ton dwutlenku węgla rocznie – czyli jeden procent wszystkich emisji.
Streamowanie wideo w wysokiej jakości ma większy wpływ na zmiany klimatyczne, niż wielu z nas zdaje sobie sprawę.Fot. Rego Korosi / CC BY-SA 2.0 / bit.ly/1Jtt2Lz
Jak zauważyła w rozmowie z Gizmodo Kelly Widdicks, badaczka zajmująca się m.in. wpływem internetu na środowisko, włączenie w reklamach na Facebooku funkcji autoplay „dramatycznie zwiększyło” w wielu przypadkach ruch internetowy. Potwierdzają to dane przedstawiane przez sam serwis: w 2016 r. wiceprezes europejskiego oddziału Facebooka Nicola Mendelsohn chwaliła się, że w ciągu roku liczba odtworzeń wideo wzrosła z miliarda do ośmiu miliardów dziennie.

Nie wygląda na to, żeby to miało w najbliższym czasie wyhamować. Disney+ ma być dostępny w HD dla każdego użytkownika, bez żadnego konta premium. Wyobrażacie sobie reakcję, gdyby jutro Netflix oznajmił, że rezygnuje z oferowania filmów w wysokiej jakości czy wprowadza limit czasowy, niczym oglądanie bez płatnego konta seriali na Megavideo w 2009 r.?

Zresztą raczej wątpliwe, żeby coś takiego miało miejsce, o ile coś zupełnie nowego nie skradnie naszej uwagi. Niemal 90 proc. całego ruchu w internecie pochłaniają bowiem zaledwie cztery rzeczy: wideo, przeglądanie stron, gry i korzystanie z mediów społecznościowych. Trudno, żeby dostawcy którejkolwiek z nich świadomie próbowali pogorszyć jakość swojej usługi.

Jakie rozwiązania?
Nie jest tak, że sektor IT problemu nadmiernego zapotrzebowania na energię nie zauważa. Wiele spośród liderów rynku - Apple, Google czy Facebook - postawiło sobie za cel zasilanie swoich serwerowni prądem pochodzącym w 100 proc. z odnawialnych źródeł energii - i w tym kierunku podąża.

Ich wysiłki doceniło zresztą Greenpeace, zwracając uwagę na to, że wpływ największych graczy rozciąga się daleko poza sektor IT.

Drugą młodość przeżywa też dość już wiekowa idea "green computing", czyli projektowania usług IT tak, aby były one jak najbardziej przyjazne środowisku. Zapotrzebowanie na energię można zmniejszać np. poprzez wirtualizację, w ramach której w obrębie serwera wydzielane są funkcjonujące niezależnie od siebie wirtualne obszary. W ten sposób na jednym serwerze mogą być uruchamiane różne aplikacje czy systemy.

Jak wszystko inne zawiedzie, zawsze można też udać się… na północ. - Bardzo poważnie myśli się w tej chwili o umieszczaniu serwerowni w miejscach, które nie wymagają klimatyzacji do chłodzenia serwerów: np. na Islandii, Grenlandii, północy Kanady czy Rosji. Warto zauważyć, że już teraz wiele kopalni bitcoinów czy innych kryptowalut umieszcza się w miejscach o chłodnym klimacie - np. na pograniczu Chin i Mongolii - tłumaczy Michał Jarski.

- Możliwość zlokalizowania serwerowni tam, gdzie jest po prostu zimniej niesamowicie obniża koszty. Jednak w obliczu globalnego ocieplenia może w ogóle okazać się na dłuższą metę jedynym rozwiązaniem - ocenia ekspert.

Kwestia wody
Możliwe zresztą, że już niedługo trzeba będzie rozważyć też inny problem. Zmiany klimatyczne niosą bowiem ze sobą podnoszenie poziomu mórz i oceanów. Według analiz przeprowadzonych przez naukowców z University of Oregon i University of Wisconsin-Madison, w ciągu najbliższych 15 lat ok. 6,5 tys. kilometrów kabli światłowodowych przewodzących internet na wybrzeżach USA może na stałe znaleźć się pod wodą.

Choć akurat światłowody są w stanie do pewnego stopnia przetrwać kontakt z wodą - a do tego otoczone są przez wodoodporny materiał, "większość z rozmieszczonych (na wybrzeżu - przyp. red.) przewodów nie została stworzona do stałego przebywania pod wodą" - jak zauważył w rozmowie z Gizmodo Paul Barford, jeden z autorów pracy.

Brak świadomości problemu
Rosnące zapotrzebowanie sektora IT na energię elektryczną jest w dużej mierze sprawką naszego modelu konsumpcji internetu.

Zachłystujemy się każdą nowością, bez umiarkowania korzystamy z oferowanych nam możliwości. Dopóki nie uświadomimy sobie, że takie rzeczy jak ustawienie na YouTube najwyższej jakości mają na środowisko tak samo realny wpływ, jak pełznięcie SUVem po mieście w godzinach szczytu - nie ma raczej w tej kwestii szans na prawdziwą poprawę.