Minister Emilewicz grozi dymisją? Poszło o kontrowersyjny pomysł PiS
Serwis money.pl poinformował, że minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz zagroziła podaniem się do dymisji, jeśli PiS zniesie limit podstawy składek ZUS, jak jest to zapisane w budżecie na przyszły rok. Pomysł ostro skrytykował też dzisiaj Jarosław Gowin. Emilewicz szybko zareagowała na informację, dementując dymisję.
– Uważam, że porozumiemy się i z premierem, i z prezesem w sprawie przyszłorocznego budżetu – dodała.
Pogląd Emilewicz na tę sprawę pokrywa się z opinią szefa jej ugrupowania, Jarosława Gowina. W opublikowanym dzisiaj w "Rzeczpospolitej" wywiadzie wicepremier powiedział, że zdecydowanie opiera się zapisanemu w budżecie na przyszły rok zniesieniu limitu podstawy składek ZUS.
Swojej niechęci wobec tego pomysłu nie starał się specjalnie ukrywać - określając go mianem "szkodliwego z punktu widzenia cywilizacyjnego rozwoju i zamożności Polski".
Po publikacji Emilewicz stwierdziła jednak, że nie deklarowała dymisji.
Przedsiębiorcy przeciwko pomysłowi rządu
Tymczasem przedsiębiorcy zjednoczyli się przeciwko pomysłowi rządu. 55 organizacji pracodawców wystosowało dzisiaj do premiera Mateusza Morawieckiego apel w sprawie utrzymania limitu składek na ZUS.
Alarmują w nim m.in., że zniesienie limitu składek będzie oznaczać gigantyczny wzrost kosztów pracy, co mocno utrudni prowadzenie w Polsce działalności gospodarczej.
Kolejne podejście do likwidacji limitu
Nie jest to pierwszy raz, kiedy PiS próbował przeforsować likwidację limitu składek ZUS. Likwidacja limitu, do którego naliczane są składki ZUS, była planowana już na 2018 r. Pod naporem krytyki rząd odsunął jednak reformę w czasie, a prezydent przesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego.
Pomysł spotkał się z krytyką ze względu na to, że ograniczenie limitu składek miało stanowić rodzaj bezpiecznika. Chodzi o to, by w przyszłości budżet nie musiał wypłacać zbyt wysokich emerytur. Dlatego ustawodawca zapisał, że po przekroczeniu rocznego limitu w wysokości 30-krotności średniej pensji nie trzeba płacić składek emerytalnych. Zdaniem rządu w Polsce korzysta z tego 350 tys. osób.