"Ktoś dobrze wybrał cel". Uderzenie w saudyjską ropę zaboli cały świat, również nas
Skoro mamy dziś poniedziałek, to znaczy, że ropa jest o jedną dziesiąta droższa niż w piątek, bo w sobotę ktoś zaatakował rafinerie w Arabii Saudyjskiej. Irańskie władze twierdzą, że to nie ich sprawka, ale mało kto w to wierzy. W efekcie Saudowie zostali pozbawieni ponad połowy swoich mocy produkcyjnych, przez co ceny ropy wystrzeliły w górę. I na razie raczej nie spadną, bo sytuacja w regionie Zatoki Perskiej może się zaognić.
– 15 groszy to na razie wariant bardzo pesymistyczny. Szacuję, że w ciągu najbliższych dni może nam to przynieść podwyżki rzędu 10 groszy na litrze. Nie wiadomo jednak, jak sytuacja będzie się rozwijać. Na razie ropa zdrożała o ok. 10 proc., co przekłada się na mniej więcej 10 groszy – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Grzegorz Maziak, redaktor naczelny serwisu e-petrol.pl.
Sytuacja jest dla wszystkich olbrzymim zaskoczeniem. Jeszcze pod koniec zeszłego tygodnia między irańskimi i amerykańskimi władzami zapanowała odwilż. Donald Trump zapewniał, że jest gotów spotkać się z prezydentem Iranu Hasanem Rouhanim. W sobotę nastąpił atak – drony lub precyzyjnie sterowane pociski uderzyły w instalacje naftowe w Bukajk (Abqaiq) i Churajs (Khurais) w Arabii Saudyjskiej i zredukowały potencjał produkcyjny Saudów o połowę. O połowę!
Trump odwołał miłe słowa pod adresem Rouhaniego i nie zamierza wpadać do Teheranu, chyba że na czele wielkiej armii. Co prawda do ataku przyznała się grupa bojowników z Jemenu, ale nikt nie wierzy w ich słowa. Bo to przecież Iran od dawna próbuje zdestabilizować rynek ropy, w odwecie za sankcje gospodarcze wprowadzone w odpowiedzi na irański program jądrowy.
Według saudyjskiego ministerstwa energii wstrzymana produkcja to 5,7 mln baryłek ropy dziennie, co stanowi około 50 procent całkowitej produkcji koncernu Aramco, czyli 5 procent globalnej podaży na ten surowiec.•Foto: pxhere.com
– Wyznacznikiem ceny dla naszych rafinerii są notowania paliw na rynkach europejskich, one są z kolei pochodną cen ropy naftowej. Ceny paliw zauważalnie wzrosły po ataku na instalacje w Arabii Saudyjskiej. Ale tak naprawdę w perspektywie kilku dni nikt nie odczuje zniknięcia dostaw z tego kraju – mimo tego, że z rynku zniknie potężna ilość ropy. Jak szacuje Saudi Aramco, zmniejszy to ich eksport o 5,7 miliona baryłek. Biorąc pod uwagę, że ostatnio wydobywali nawet 9,7 miliona baryłek, to jest to bardzo duży ubytek. Saudyjczycy sięgną jednak do zapasów, podobną gotowość zadeklarowali Amerykanie – tłumaczy nam Grzegorz Maziak.
Dlaczego ceny paliw rosną?
– Ropy fizycznie w najbliższych dniach nie będzie brakować. Ale jest to taki element, który bardzo działa na wyobraźnię. Bo zredukowane zapasy to mniejszy bufor bezpieczeństwa na kolejne takie wydarzenia. A czynnik destabilizujący jakim stało się to wydarzenie - zresztą bezprecedensowe - przekłada się po prostu na podwyżki cen. W ostatnich kilkunastu latach z taką sytuacją nie mieliśmy do czynienia – mówi ekspert.
Dodaje, że niepokój wzmacnia niepewność co do przyszłości. Jeśli bowiem atak na rafinerie stanie się przyczynkiem do poważnego konfliktu zbrojnego w rejonie Zatoki Perskiej, to skala podwyżek może być o wiele większa. Na szczęście nie wygląda na razie na to, by groziła nam wojna.
– Dziś nie jest to "scenariusz bazowy". Na razie mamy wzrost cen o kilka, kilkanaście procent. I jeśli napięcie polityczne nie będzie rosło, a sytuacja się uspokoi, to wydaje mi się, że to może wyczerpać pulę wzrostów. W Polsce podwyżki o kilkanaście groszy na litrze w perspektywie tygodni są realne, ale warto pamiętać o tym, że są to nadal niższe ceny, niż tegoroczne maksima – zwraca uwagę Grzegorz Maziak.
Faktycznie – całkiem niedawno płaciliśmy na stacjach 5,25 - 5,30 za litr paliwa, więc nawet przy takich podwyżkach nie będzie to dramat dla kierowców. Jednak w ostatnich dniach ceny spadły nawet poniżej 5 złotych i wszystko wskazywało na to, iż benzyna będzie tanieć. Nic z tego.
– Warto pamiętać, że były to efekty poprawy sytuacji między Iranem i USA. A w piątek za baryłkę ropy BRENT płaciło się nieco ponad 60 dolarów, w sobotę wydarzyło się niespodziewane i rynek zareagował bardzo nerwowo – wyjaśnia ekspert.
Atak na Arabię Saudyjską skoncentrował na sobie uwagę inwestorów na początku tygodnia. Na otwarciu kurs ropy brent zanotował największy skok w historii.•Fot: Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Otwarte pozostaje pytanie, jak to możliwe, że ktoś tak dotkliwie ukąsił serce saudyjskiego przemysłu naftowego. Do ataku przyznali się na razie szyiccy bojownicy z jemeńskiego ruchu Huti. Jeśli chodzi o sprawy religijne, jest to odłam szyitów, ale pozostający w świetnych stosunkach z władzami w Iranie. Dlatego właśnie od razu oczy wszystkich powędrowały na Teheran. Na sprawstwo, bezpośrednie lub kierownicze, tego państwa wskazuje także precyzja i skala zaawansowania zamachu. Wiadomo już, że do ataku użyto prawdopodobnie nie dronów, ale sterowanych pocisków rakietowych. Na dodatek nadleciały one nie od strony Jemenu, ale Iranu.
– Ktoś bardzo dobrze wybrał cel. To jest rafineria, do której trafia ropa z największego saudyjskiego złoża Khurais. Jest tam stabilizowana i pozbawiana siarkowodoru przed dalszym transportem. W tym miejscu zbiegają się różne nitki i bez niego saudyjska infrastruktura staje się w znacznej części bezużyteczna - mówi Maziak. - W rafinerii można przetwarzać nawet do 7 mln baryłek ropy dziennie. To uderzenie było bardzo precyzyjne i wyjątkowo skutecznie przeprowadzone a cel dobrze wybrany. Jest to na tyle skomplikowana instalacja, że jej naprawa trochę potrwa - dziś mówi się o kilku tygodniach powrotu do pełnej zdolności operacyjnej – dodaje.
Wyjaśnia, że za wcześnie mówić o tym, czy cała sytuacja może jakoś wpłynąć na polską gospodarkę, PKB czy inflację. Patrząc bowiem na przykład na ten ostatni wskaźnik, porównujemy ceny rok do roku – na razie chwilowy wzrost ceny nie będzie zauważalny. Na dodatek w zeszłym roku płaciliśmy za litr benzyny nawet ok. 6 złotych, więc obecna podwyżka z pewnością nie popchnie wskaźnika inflacji do przodu.