Ceny paliw przed wyborami stoją w miejscu. Wyjaśniamy, dlaczego tak się dzieje

Konrad Bagiński
Wiele osób zauważa, iż im bliżej wyborów, tym silniejsze są starania rządu, by ceny benzyny 95 i oleju napędowego nie przebiły magicznej granicy 5 złotych. Sprawdziliśmy, ile prawdy jest w stwierdzeniu, że Orlen i Lotos dokładają do interesu, by zrobić przyjemność partii rządzącej.
Co się dzieje z cenami paliw? Przed wyborami zatrzymały się one poniżej 5 zł. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Rachunki za tankowanie zbił głównie kontrolowany przez rząd Orlen (i planujący przejęcie Lotosu), który ma największą w kraju sieć stacji. 440 z nich prowadzą franczyzobiorcy.

– Na wszystkich własnych stacjach Orlenu litr benzyny 95 i standardowego oleju napędowego kosztują teraz poniżej 5 zł – wskazała Urszula Cieślak, analityczka BM Reflex. A to dla wielu kierowców psychologiczny próg ceny paliwa. 

Tymczasem ceny paliw – na tzw. chłopski rozum – powinny rosnąć. W branży naftowej walutą rozliczeniową jest umacniający się względem innych walorów dolar, na dodatek instalacje Arabii Saudyjskiej zostały zaatakowane i na jakiś czas unieruchomione. Już działają, ale zamieszanie na rynku było istotne. Tylko to wystarczyłoby do podwyżki. A tu nic, ceny stoją jak zaczarowane.


Czy to czary czy przedwyborcza rzeczywistość? 
Według różnych doniesień stacje benzynowe dokładają do interesu po kilka groszy na litrze. Czy to prawda? Nie do końca - jak wyjaśnia nam Grzegorz Maziak, redaktor naczelny serwisu e-petrol.pl

– Jeśli mówimy o ujemnych marżach detalicznych, to mowa o tzw. marżach modelowych. One odnoszą się do cen referencyjnej publikowanej przez Orlen czy Lotos na stronach internetowych i aktualizowanych 5 razy w tygodniu. Natomiast w praktyce handlowej funkcjonują jeszcze upusty dla poszczególnych klientów, więc od tej ceny referencyjnej można odliczyć 15-20 groszy w przypadku benzyny oraz dwadzieścia kilka nawet do 30 groszy na oleju napędowym.. i to jest realna cena zakupu paliwa w hurcie – mówi Grzegorz Maziak w rozmowie z INNPoland.pl. 

Dodaje, że nie jest to jedyna składowa zarobku na paliwie.  

– Jeśli patrzymy na przykład na PKN Orlen czy Grupę Lotos, to te firmy, jako producenci paliw zarabiają jeszcze na różnicy pomiędzy kosztem wytworzenia paliwa i jego hurtową ceną, tak zwaną ceną spot. Jest ona kalkulowana w oparciu o notowania paliw na rynkach europejskich na takim poziomie, który ogranicza zyskowność importu, ale ciągle zapewnia wysoką opłacalność sprzedaży wyprodukowanej benzyny czy oleju napędowego – przypomina ekspert. 

Ergo: koncern zarabia na dystrybucji, marżach rafineryjnych, premii między notowaniami i ceną SPOT i marży detalicznej. Do sprzedaży paliwa nikt więc nie dokłada, nawet właściciele stacji, korzystający z upustów.  

– Nawet w najgorszych miesiącach ujemna marża wynosiła 9-10 groszy na litrze oleju napędowego, podczas gdy upust na tym paliwie wahał się między 20 a 30 groszy. Więc stacje zarabiały. Oczywiście nie jest to taki zarobek, który pozwoliłby tym obiektom na spokojne funkcjonowanie, biorąc pod uwagę koszty związane z prowadzeniem biznesu: wynagrodzeniem pracowników, podatkami, prądem etc. – mówi nam Grzegorz Maziak. 

Przypomina, że przyjmuje się, iż modelowa marża powinna wynosić przynajmniej kilkanaście groszy na litrze. Dzięki temu właściciele stacji mogliby spokojnie zarabiać, rozwijać się. Ale od dłuższego czasu marże na paliwie są dość niskie. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że coraz większy zysk przynosi oferta pozapaliwowa – dużo bardziej dochodowa, niż sprzedaż paliw. Mimo wszystko stacja na paliwach oczywiście musi zarabiać, by nie postawić swojego biznesu na głowie. 

Co do cen paliw mają wybory? 
Co do zasady październik nie jest miesiącem, gdy właściciele stacji dobrze zarabiają, niezależnie od tego czy są wybory, czy nie. 

– Sprawa jest ciekawa, bo jak przeanalizowaliśmy dane z kilku ostatnich lat, to październik zawsze był pod tym względem słaby. W tym roku i zeszłym to się faktycznie zbiega z kalendarzem wyborczym, ale dwa lata temu takiej sytuacji nie było, a marże też były słabe - może nie były ujemne, ale zaledwie kilkugroszowe – mówi nam Grzegorz Maziak. 

– Natomiast czynnik wyborczy ten problem pogłębia. Czy po wyborach zobaczymy wyższe ceny na stacjach? Moim zdaniem nie, ale też nie zobaczymy spadku, nawet jeśli na rynku naftowym będzie sprzyjająca temu okazja. Właściciele stacji będą po prostu odbudowywać swoje marże, bo wspomniany poziom poniżej 5 zł chyba faktycznie dobrze działa. Jeśli paliwo kosztuje mniej niż 5 złotych, to ludzie się jakoś mentalnie z tym lepiej czują i na tę cenę godzą – zauważa. 

Faktycznie, cena niższa, niż 5 złotych jest przez większość kierowców postrzegana pozytywnie. Pamiętamy przecież, że zbliżaliśmy się już do poziomu 5,50 - 5,70 zł i obawialiśmy się szóstki z przodu. Fakt, że rządowi zależy na utrzymaniu tego poziomu nie powinien być zaskakujący.