Robili hełmy, które można przestrzelić. Co w tej państwowej firmie zdziałał syn Banasia?
Przez lata na czele firmy Maskpol stał jeden człowiek, a przedsiębiorstwo kwitło. Wyleciał za rządów dobrej zmiany, a nieźle prosperujący zakład przejęli ludzie Antoniego Macierewicza. Efekt? Miliony długów, miliony kar i wielka hałda bubli, których nikt już nie kupi. Co ciekawe, katastrofalny stan Maskpolu ujawnił po części Jakub Banaś, syn obecnego szefa NIK.
Ludzie Macierewicza przejęli Maskpol w czerwcu 2017 roku. Pierwszym prezesem po Krzysztofie Dędeku (pracował w firmie przez 35 lat) był Ładysław Piasecki, syn założyciela PAX-u Bolesława Piaseckiego. W zarządzie Maskpolu znalazł się także Marek Pasek-Paszkowski, były prezes Centrum Duszpasterstwa Archidiecezji Warszawskiej zajmującej się m.in. działalnością wydawniczą i turystyką sakralną.
Drugim p.o. prezesa został Jakub Banaś, syn ówczesnego wiceministra finansów. Długo nie zagrzał miejsca, bo po kilku miesiącach zmienił go Adam Ogrodnik, będący obecnie również p.o. prezesa. Co ciekawe, młody Banaś zrezygnował z funkcji mniej więcej wtedy, gdy zatrzymano m.in. Bartłomieja Misiewicza, byłego zaufanego współpracownika Antoniego Macierewicza.
Afera z mundurami
Od wielu lat potrzeby armii nie zmieniały się – wojskowi zamawiali ok. 200 tys. kompletnych mundurów rocznie. Dziwnym trafem za rządów Antoniego Macierewicza przestały być kupowane. Już w 2016 roku brakowało 50 tysięcy mundurów. W 2017 dostawy całkowicie ustały. Jesienią tego roku armia wystawiła się na pośmiewisko, gdy do mediów trafiły zdjęcia z ćwiczeń Dragon 2017, na których widać żołnierzy poubieranych w mundury z różnych epok a nawet dresy i własne buty.
Resort obrony najpierw zdementował pogłoski o brakach w umundurowaniu a następnie ogłosił, że do końca roku trafi 100 tys. nowych mundurów.
W styczniu, już po dymisji Macierewicza wojsko zamówiło w końcu nowe umundurowanie, ale po cenie wyższej od dotychczasowej, z wolnej ręki, a na dodatek w firmie, która nie ma mocy przerobowych i doświadczenia. Cena za jeden komplet wzrosła z 250 do 403 złotych, a w umowie od razu wskazano trzech podwykonawców Maskpolu, bo firma ta dostarczyła wojsku jedynie 200 sztuk w ramach partii próbnej.
Maspol balansuje na krawędzi bankructwa - alarmuje załoga i posłowie opozycji•Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Co tam robił syn Banasia?
Na fotel prezesa (jako “pełniący obowiązki”) trafił też Jakub Banaś, syn ówczesnego wiceministra finansów, obecnie zaś kontrowersyjnego szefa Najwyższej Izby Kontroli. Banaś Junior już wtedy (jesienią 2018 roku) podkreślał, że jego ojciec nie pomaga mu w karierze.
Jakub Banaś miał pełnić funkcje doradcze, ale ściął się z zarządem i w efekcie interwencji premiera wylądował w gabinecie prezesa. Wyborcza pisze, że jest w posiadaniu jego raportu o spółce, z wyliczeniami nieprawidłowości, błędów i strat jakie przyniosły jej decyzje poprzednich “dobrozmianowych” władz. Ale i sam nie jest ponoć bez winy, bo wedle słów Izabeli Leszczyny, posłanki PO, Banaś zatrudnił trzech nowych dyrektorów z pensjami po 30 tys. zł, których obecność w firmie nie była niezbędna.
Już kilka miesięcy temu posłowie PO Izabela Leszczyna i Tomasz Siemoniak alarmowali o dramatycznej sytuacji w Maskpolu. Twierdzą, że zwrócili się do nich zaniepokojeni pracownicy firmy. Z informacji, które przekazali parlamentarzystom wynika, że spółka Maskpol ma 90 mln zł strat.
Teraz informacje te potwierdza niejawny raport Najwyższej Izby Kontroli. Obraz PGZ w okresie, kiedy ministrem obrony narodowej był Antoni Macierewicz, nie przedstawia się różowo. W 2016 r. straty holdingu wyniosły 104 mln zł, a w 2017 r. sięgnęły 212 mln zł. Nie wygląda jednak na to, żeby po odejściu z MON Antoniego Macierewicza sytuacja uległa znaczącej poprawie. NIK nie zostawia również suchej nitki na aktualnej działalności PGZ: w ocenie kontrolerów, grupa do dziś nie dysponuje żadną koncepcją rozwoju.