Białe kołnierzyki w popłochu. Wkrótce zastąpi ich sztuczna inteligencja
Fakt, że roboty niedługo zaczną odbierać pracę ludziom nie bardzo zajmował uwagę tzw. białych kołnierzyków. To przecież dobrze, skoro roboty są tańsze, wydajniejsze, nie potrzebują urlopów, nie chorują, nie strajkują i mogą pracować 24 godziny na dobę. Białe kołnierzyki nie narzekały, bo ich to nie dotyczyło. A teraz i oni stają się zbędni, bo wiele ich zadań może wykonywać sztuczna inteligencja. Bo jest szybsza, tańsza, nie marudzi.
– Nowoczesne usługi cyfrowe, takie jak pisanie oprogramowania i projektowanie systemów komputerowych, które wcześniej charakteryzowały się niską podatnością na automatyzację, wykazują obecnie dość wysoką ekspozycję na nią, ponieważ narzędzia i aplikacje AI przenikają sektor technologii – czytamy w raporcie.
Ocena narażenia na AI została stworzona przez badacza Michaela Webba, by przewidzieć prawdopodobieństwo, że wpłynie ona na rynek pracy w miastach, regionach, w określonych zawodach, branżach lub grupach demograficznych. Nie ma jednak na celu ustalenia, czy wpływ ten jest pozytywny czy negatywny.
Wysoki stopień narażenia może oznaczać, że technologia zwiększy lub zmieni sposób funkcjonowanie niektórych zawodów. Mówiąc kolokwialnie – jest spora szansa, że sztuczna inteligencja zabierze ci pracę.
Kto jest narażony na to, że algorytm zabierze mu robotę?
Według badania najbardziej pod górkę będą mieli ludzie lepiej wykształceni. Jeśli chodzi o demografię, ekspansja AI uderzy przede wszystkim w mężczyzn – białych i Azjatów. Co ciekawe, branże z dużą liczbą kobiet są mniej narażone na konkurowanie ze sztuczną inteligencją.
Kelnerowi sztuczna inteligencja nie zabierze pracy. Pracownikom umysłowym już tak•Foto: Kate Townsend / Unsplash
W USA w przypadku 18 proc. ocenianych zawodów zaobserwowano wysoką ekspozycję na AI, w 34 proc. średnią, niską zaś w 48 proc. Nie jest zaskoczeniem, że najbardziej dostaną po uszach pracownicy zagłębi technologicznych, jak San Jose, Kalifornia czy Seattle.
Poprzednie szacunki Brookingsa z tego roku wykazały, że automatyzacja może wpływać na od 35 proc. do 45 proc. miejsc pracy w większości części Stanów Zjednoczonych. Wysokie narażenie na zderzenie z AI stwierdzono wśród osób pracujących w przemyśle tekstylnym lub samochodowym. Raport Webba przewiduje stosunkowo niewielki wpływ AI na wiele branż i zawodów. Ochronę zdrowia, edukację, handel i gastronomię nazwał wręcz "względnie odporną na AI".
Wielu autorów wcześniejszych prac dotyczących wpływu AI na przyszłość pracy stworzyło własne subiektywne metody pomiaru tego zjawiska. Raport Brookingsa jest wyjątkowy, ponieważ odróżnia automatyzację od sztucznej inteligencji, np. uczenia maszynowego. Webb podkreśla, że branże usług o niskich wynagrodzeniach, które we wcześniejszych analizach "były bardzo podatne na bardziej standardową automatyzację, znajdują się obecnie w branżach najmniej narażonych na sztuczną inteligencję".
Raport przewiduje, że wpływ sztucznej inteligencji może nawet przekształcić nasz obecny kapitalizm w nową gospodarkę opartą na sztucznej inteligencji, zwaną kapitalizmem inwigilacyjnym. Niestety nie spowoduje ona zniwelowania różnic majątkowych, lecz zwiększy przepaść między biednymi i bogatymi.
Jak to będzie wyglądało w Polsce?
W Europie nie ma na ten temat precyzyjnych badań. Kilka miesięcy temu Komisja Europejska opublikowała raport pt. "Przyszłość pracy? Praca przyszłości!" na temat wpływu sztucznej inteligencji, robotyki i automatyzacji na rynek pracy i gospodarkę w Europie. Jak wynika z badań, obecnie już 90 proc. prac wymaga znajomości IT, tymczasem 61 mln ludzi w Europie nie posiada odpowiednich (podstawowych) kompetencji cyfrowych.
My na razie borykamy się z niedoborem rąk do pracy. W najbliższych latach na polskim rynku zabraknie ok. 3–4 milionów pracowników, szacują eksperci. Do roku 2050 ta luka może sięgnąć nawet 10 milionów osób. Firmy walczą już nie tylko o programistów, księgowych, finansistów i prawników, ale także szeregowych pracowników fizycznych. Dla kandydatów oznacza to jedno – okazję na lepsze warunki i wyższe wynagrodzenia.
Koszt odejścia szeregowego pracownika po 3 miesiącach to nawet 100 tys. zł•Foto: Christopher Burns / Unsplash
Potwierdza się to w innych badaniach, opracowanych przez specjalistów zajmujących się zawodowo rekrutacją i doradztwem personalnym. Według najnowszego raportu Antal, Asseco Business Solutions i Grupy Nowy Styl z września br., wskaźnik dobrowolnej rotacji pracowników (attrition), średni dla całego rynku, wzrósł od 2016 r. z 11 proc. do 16 proc.
Widać to zwłaszcza w branży SSC/BPO (centra usług wspólnych – obsługa klienta, księgowość, zakupy), gdzie zanotowano wzrost o 10 p.p. do 20 proc. oraz consultingu i kancelariach prawnych – wzrost o 9 p.p. do 21 proc. . Pozostałe branże, którym szczególnie doskwierają odchodzący pracownicy, to produkcja przemysłowa, logistyka, IT i telekomunikacja.
Gigantyczna dziura na rynku pracy
Jeszcze bardziej alarmująca teza pojawia się w raporcie Trenkwalder, zgodnie z którym w najbliższych latach na polskim rynku pracy zabraknie około 3–4 mln pracowników, a do 2050 roku liczba ta może wzrosnąć nawet do 10 mln. Już teraz firma wskazuje na TOP 10 stanowisk najtrudniejszych do zrekrutowania, na których jest największy popyt na rynku pracy. Miejsce na podium przypadło oczywiście specjalistom IT i programistom. Tuż za nimi znaleźli się jednak przedstawiciele zupełnie innych branż, jak m.in. operatorzy maszyn i wózków widłowych, elektrycy i elektrotechnicy, pracownicy produkcji i pracownicy fizyczni.
Nowe technologie to szansa zarówno dla pracowników zagrożonych wykluczeniem zawodowym czy sfrustrowanych dotychczasowym brakiem sukcesów na rynku pracy, jak i dla firm, które walczą z niedoborem kadrowym. Serwis Praca.pl zaznacza, że obecnie bycie programistą, zwłaszcza dobrym i z doświadczeniem, jest na całym świecie gwarantem dobrej pracy. I nic raczej tego trendu nie zakłóci. No chyba, że sztuczna inteligencja, ale ktoś musi ją rozwijać.