Wiemy, co z cenami prądu od stycznia. Dla wybranych będą podwyżki

Katarzyna Florencka
Kolejny zwrot akcji w sadze podwyżki cen energii elektrycznej: od stycznia za prąd zapłacimy więcej. Podwyżki dotyczą Tauronu, klientom innych dostawców się upiekło. To znaczy, nie do końca, bo pośrednio więcej zapłacimy np. w cenach żywności.
Urząd Regulacji Energetyki ogłosił, o ile w przyszłym roku podrożeje prąd. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Mamy 17 grudnia i nareszcie dowiedzieliśmy się, ile zapłacimy za prąd w styczniu. O tym, że będzie drożej, wiedzieliśmy od dawna.

Jedynym sprzedawcą, któremu Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził taryfy na 2020 rok okazał się Tauron – indywidualnych klientów tej firmy czekają podwyżki w wysokości ok. 9 zł.

Reszta przedsiębiorstw energetycznych, czyli PGE, Enea i Energa, od stycznie będzie używała dotychczasowych taryf – rachunki ich klientów wzrosną jedynie o taryfę przesyłową (tj. pomiędzy 0,6 zł a 1,8 zł). Jak podał prezes URE Rafał Gawin, firmy te będą mogły w ciągu roku próbować korygować swoje taryfy.


Emilewicz zapowiadała podwyżki
Jako pierwsza informację o tym, że w przyszłym roku nie ma co spodziewać się rekompensat za wzrost cen prądu, oficjalnie potwierdziła na początku grudnia minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Tłumaczyła, że rok wcześniej sytuacja była "wyjątkowa, bo skokowo wzrosły ceny uprawnień do emisji CO2".

Choć przedsiębiorstwa energetyczne początkowo wnioskowały nawet o 40 proc. podwyżki, minister rozwoju przedstawiała znacznie bardziej optymistyczne szacunki.

– Myślę, że biorąc pod uwagę ten miniony rok, stopę inflacyjną i zahamowany ubiegły rok, to dla gospodarstw domowych ewentualna podwyżka powinna się zamknąć w 5-7 proc. – prognozowała Emilewicz.

Co oznacza podwyżka cen prądu?
Jednak nawet relatywnie niewielkie podwyżki cen prądu dla gospodarstw domowych nie uchronią przeciętnego Polaka przed poniesieniem kosztów wzrostu cen energii, np. w cenach artykułów spożywczych.

Festiwal obietnic
Jeszcze pod koniec listopada premier Mateusz Morawiecki wyraził przekonanie, że rządowi "uda się wypracować mechanizm, żeby gospodarstwa domowe nie miały podwyżki cen prądu". W tej samej rozmowie o wzrosty cen oskarżył politykę energetyczną Unii Europejskiej.

Z kolei kilka dni wcześniej wicepremier Jacek Sasin zapewniał, że podwyżek cen energii dla indywidualnych odbiorców w ogóle nie będzie. – Ja mówiłem bardzo wyraźnie, że podwyżki dla indywidualnych odbiorców nie będzie i zrobimy wszystko, żeby tak się stało – przekonywał w rozmowie z RMF FM.

Dlaczego prąd drożeje?
Mniej więcej w tym samym czasie tłumaczyliśmy w INNPoland.pl, skąd te podwyżki cen prądu i dlaczego, niezależnie od tego, jak bardzo rząd chciałby obwinić za to Unię, to nie ona nagle każe nam płacić więcej za prąd. Chodzi o to, że od lat w Polsce większość energii (80 proc.) produkuje się ze spalania węgla.

Tego surowca jest natomiast coraz mniej, rosną koszty jego wydobycia. W tym momencie polski węgiel jest droższy od importowanego. A do tego dochodzi również fakt, że spalanie węgla truje zarówno środowisko, jak i nas samych – i na świecie po prostu się od niego odchodzi.

Jednym z instrumentów, których UE używa do tej transformacji jest sprzedaż uprawnień do emisji CO2. Nie mielibyśmy dzisiaj aż takiego problemu gdybyśmy już kilka lat temu na poważnie zaczęli przestawiać się na produkcję energii ze źródeł odnawialnych. Tymczasem ta branża była przez lata zaniedbywana – dopiero teraz powoli zaczyna wracać na rządowe sztandary.