Trzymajcie się czegoś, bo padniecie. Bestcena wydała oświadczenie

Krzysztof Majdan
Wy, użytkownicy jedni, żyjecie w jakiejś prehistorii. Pojęcia nie macie o "nowoczesnym biznesie", a w ogóle, to co się czepiacie. Bestcena wydała kuriozalne oświadczenie. Przeklinać czy się śmiać?
Bestcena kiedyś prowadziła sprzedaż sprzętu, a potem wynajem. W swoim oświadczeniu tłumaczą się w kuriozalny sposób. Fot. 123rf.com
Streszczenie dramatu w kilku aktach z udziałem sklepów Bestcena i Dragonist znajdziecie tutaj. W skrócie, sklep internetowy, który wygląda jak sklep, reklamuje się jak sklep i przez lata działał jak sklep, nagle ogłosił, że jest wypożyczalnią.

Przekonuje, że działa w modelu Product-as-a-Service (PaaS) i to w ogóle takie nowatorskie. No więc nie, nowatorskie by było, gdyby sklep oferował jasny, przejrzysty abonament, a nie podpinał się pod buzzword świata technologii, najczęściej spotykany w umowach b2b.

Na razie skupmy się na lekturze oświadczenia.


Chcesz na własność? Jesteś dinozaurem
Zaczyna się klasycznie. Jesteśmy super, ciągle się rozwijamy i myślimy, jak tu się dla was lepiej poprawić. Potem zaczyna się robić gęściej i widzimy taki kwiatek:

„Własność” widzimy jako koncepcję z przeszłości, która wiąże się z dodatkowymi kosztami. W dzisiejszych czasach nie kupuje się dysku CD z oprogramowaniem Microsoft Office, lecz subskrypcję, aby z niej korzystać (Office 365). Dzisiaj producenci samolotów nie kupują silników, ale je wynajmują od Rolls-Royce i płacą za ich użytkowanie. Podobny model oferujemy naszym konsumentom.


Już pominę, że kwestionowanie poczucia własności w kraju Europy Środkowo-Wschodniej to absurd aż fizycznie bolesny. Domek ciasny, ale własny. Auto starsze, ale własne. Bestcena nie jest firmą polską, choć w dobrym guście jest zapoznać się ze specyfiką danego rynku, gdy prowadzi się na nim działalność.

W (tłumaczonym z centrali) oświadczeniu firma wbija szpilę w użytkownika, zawstydza go, że jest niedzisiejszy. Przywołuje coś, co wszyscy znają - Office na płytach CD. Tak, nie kupuje się na płycie, bo nowe komputery i smartfony nie mają czytników CD, a w czasach dystrybucji Office'a na CD, mieliśmy niską penetrację internetu w kraju. Z tego samego powodu ludzie chadzali na stacjonarne zakupy zamiast kupować w sieci.

Co ma piernik do wiatraka?
Potem sklep przywołuje markę kojarzoną z tradycją i luksusem - Royce'a. Owszem, ponad pół wieku temu firma wprowadziła inną formę rozliczeń - power by the hour - która sprowadza się do tego, że ustalono rodzaj "abonamentu godzinowego" pracy silnika - strony dogadały się na stawkę, Royce zajmował się utrzymaniem, konserwacją i wycofywaniem z obiegu, działy finansowe linii lotniczych zaś miały święty spokój, przewidywalność, a także niższe koszty niż tworzenie infrastruktury do serwisowania i utylizacji silników. Royce załatwił sobie w ten sposób efekt skali i kontrakty na lata. Dziś dość powszechny model w branży lotniczej.

Co ma silnik za bez mała 40 mln dol. do smartfona za 2 tys. zł? Może owa konserwacja i utrzymanie? Gdzieś już to słyszeliśmy, tylko gdzie? Aha, tak, nazywa się to obowiązkiem gwarancyjnym sprzedającego. Czyli firma przedstawia swój obowiązek jako coś ekstra dla klienta. Zgrabnie.

I przechodzimy do owego wynajmu.

My proponujemy zamawianie telefonów w bardzo prosty sposób i używanie ich przez dowolny czas. Co więcej, oferujemy możliwość wymiany sprzętu na nowy model w dowolnym momencie. Nasi klienci nie muszą się zastanawiać, jak naprawić elektronikę po okresie gwarancji. Mamy również gotowe rozwiązanie bardzo istotnego problemu. Wiemy jak pozbyć się produktu lub poddać go recyklingowi bez szkody dla naszej planety. Czytaj więcej

Mamy modę na ekoświadomość, wszędzie ta Greta Thunberg, trzeba się podpiąć pod ten wagonik. Idźmy dalej. Zamawianie telefonów i używanie ich przez dowolny czas. Czyli wynajem bezterminowy? Możliwość wymiany sprzętu na nowy model? W dowolnym momencie? Brzmi atrakcyjnie. Każdy sklep krzyczałby wręcz z banerów o takiej możliwości, a tu mamy perełkę, idealny wabik na klienta, ale go chowamy?

Ale dobrze, załóżmy, że tak jest. Bestcena mydli nam oczy, opisuje model subskrypcyjny, a kosi pełną lub prawie pełną cenę za urządzenie. Subskrypcja na tym polega, że choć całościowa cena po zsumowaniu wszystkich opłat w czasie jego trwania jest wyższa niż sklepowy koszt urządzenia, to otrzymujemy za to określone benefity. A tu płacimy pełną cenę, mamy rzekomo usługi jak w abonamencie, ale o tym nie wiemy?

To raz. Dwa, Bestcena nie wysyła przypominajek o tej możliwości, wbrew temu, co pisze w oświadczeniu. Dawno, dawno temu kupiłem tam telefon. Od tego czasu dostałem tylko spam, zachęcający do zakupu. Był rok 2015. W mailach z potwierdzeniem zamówienia mam opisaną dokładnie "procedurę zakupu". Zakupu, nie wynajmu.

Nasze usługi oferujemy już od 2012 roku w wielu krajach UE. Nigdy nie ukrywaliśmy tego, co robimy. Otwarcie mówimy o tym na naszych stronach internetowych.


Dzięki Odynowi za The Wayback Machine. Sprawdźmy regulamin. 4 lutego 2015 r. - screen z regulaminu, umowa sprzedaży.
Fot. Bestecena.pl

1 sierpnia 2017 - umowa sprzedaży.

Październik 2018 r. - wreszcie, mamy to. Regulamin już mówi o wynajmie towarów, nie sprzedaży. Zbieżność dat - pierwsze ostrzeżenia przeciwko bestcenie pojawiły się jakoś niewiele wcześniej - jest tu zapewne zupełnie przypadkowa.

Otwarcie komunikujemy? Wysoce karkołomne założenie.

Dajemy konsumentom więcej, niż oni od nas oczekują.

A wystarczy dać tylko TO, czego oczekują klienci - jasne warunki i normalne faktury/rachunki.

Ostatnie dni nauczyły nas tego, że regularna komunikacja z mediami jest równie istotna, jak rozmowy z klientami. Na co dzień wolimy bardziej działać niż mówić.

Bestceno, proszę, wręcz zaklinam, jeśli masz tak mydlić oczy, lepiej nie mów wcale.

Wszystkich naszych klientów przepraszamy za niedogodności i problemy. Uważamy, że możliwość anulowania umowy PaaS w ciągu 14 dni od zamówienia wystarczy, aby zrekompensować brak zainteresowania przeczytaniem GBC przed złożeniem zamówienia.

A, jeśli tak, to przepraszam, odwołuję wszystko, co pisałem. Skoro w ramach przeprosin sklepo-wypożyczalnia oferuje to, co się klientowi PRAWNIE należy, to nie ma o czym mówić.

Czyli wszystko między nami gra, prawda? Kiedy kolejne zakupy?