Burza wokół otwarcia salonów komórkowych w galeriach. Ale winowajca jest jeden

Katarzyna Florencka
Niektórzy operatorzy sieci komórkowych spróbowali ponownie otworzyć salony obsługi klienta znajdujące się w galeriach handlowych. W internecie zawrzało. Ale taką próbę umożliwiło im coś, czego zdecydowanie nie chcemy w czasie epidemii: niejasne przepisy.
Zamieszanie wokół tego, czy salony sieci komórkowych w centrach handlowych mogą działać podczas stanu zagrożenia epidemicznego pokazuje, jaki chaos może wprowadzić prawo tworzone na kolanie. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Nie ukrywam, trochę się zdziwiłam, kiedy we wtorek o godzinie 12:26 otrzymałam od T-Mobile SMS-a informującego o zamknięciu części sklepów, w tym punktów sprzedaży w galeriach wielkopowierzchniowych. Sieć gorąco zachęciła mnie do załatwiania spraw przez aplikację, a jeśli naprawdę musiałabym załatwić coś osobiście, pozostawiła link do strony, na której mogę znaleźć listę otwartych salonów.

Niby wszystko fajnie, informacja to potęga, ale w sumie – dlaczego dopiero teraz? Rozporządzenie ministra zdrowia zamknęło sporą część sklepów w galeriach handlowych w sobotę 14 marca i wydawało się, że kto miał zapewnić klientów o dostępności sklepów, zrobił to już w weekend. A tutaj takie opóźnienie.

Salony w galeriach jednak otwarte?

Internet szybko jednak mnie doedukował w kwestii tego, co skłoniło mój telekom do wysłania takiego komunikatu dopiero w czwartym dniu obowiązywania rozporządzenia. W poniedziałek wieczorem na facebookowym profilu sieci Plus pojawił się post, którego autor pytał "Dlaczego macie otwarte punkty? Dlaczego nie myślicie o bezpieczeństwie pracowników? Czy naprawdę na te 14 dni musza być otwarte? Nie jest ważna kwestia bezpieczeństwa klientów i pracowników?". Choć sam post nie precyzuje tego, o jakie punkty chodzi, zarówno w komentarzach pod nim, jak i na Wykopie pracownicy punktów obsługi klienta w galeriach handlowych pisali o tym, że otrzymali informację o powrocie do pracy od wtorku.


Równocześnie regionalny portal rzeszow-news.pl podawał informację, że od wtorku pracownicy również tej sieci ruszą do pracy w galeriach. Koniec końców okazało się, że Play zdecydował się zamknąć salony w centrach handlowych o powierzchni powyżej 2 tys. metrów kwadratowych (to takich centrów dotyczy rozporządzenie) zaś "salony uliczne oraz salony w mniejszych centrach handlowych pozostają częściowo otwarte".

Zmiana planów

Z przesłanego nam przez jednego z czytelników pisma wewnętrznego grupy Polkomtel (do niej właśnie należy Plus) datowanego na 16 marca wynika, że grupa zamierzała otworzyć na nowo "w standardowych godzinach" punkty znajdujące się w galeriach handlowych. Swoją decyzję tłumaczyła tym, że rozporządzenie nie każe zamykać w centrach handlowych punktów, których działalność polega na pośrednictwie w sprzedaży usług telekomunikacyjnych.

W międzyczasie jednak rozpętała się burza w internecie. Kiedy dzisiaj napisałam do biura prasowego Plusa, poinformowano mnie, że "od weekendu nasze salony w centrach handlowych są zamknięte i tak pozostaje", zaś "w związku z zaistniałą sytuacją przede wszystkim zachęcamy klientów do kontaktu z nami za pośrednictwem kanałów zdalnych, w tym telefonicznie lub elektronicznie".

Jak tę sprawę rozwiązuje ostatni z dużych krajowych telekomów, czyli Orange? Na swojej stronie internetowej informuje, że "zgodnie z decyzjami podjętymi przed administrację państwową nasze sklepy w centrach handlowych będą zamknięte. Salony znajdujące się poza centrami handlowymi pozostaną czynne, a pracownicy będą postępować ściśle z wytycznymi Głównego Inspektora Sanitarnego".

Prawo tworzone na chybcika

Jedna firma powołuje się więc na zapisy rozporządzenia, aby usprawiedliwić zamknięcie salonów w galeriach handlowych, z kolei druga używa dokładnie tego samego rozporządzenia, aby podjąć odwrotną decyzję.

Oczywiście, kuszące byłoby tutaj ograniczenie się do pytania o to, która z nich ma rację. W końcu celem rozporządzenia było rozrzedzenie tłumów klientów w galeriach, zwłaszcza po zamknięciu szkół. Zamknięte sklepy to te, w których klienci potrafią spędzać najwięcej czasu bez żadnego konkretnego celu.

Wizyta w salonie komórkowym również potrafi nieźle się przeciągnąć – zaświadczyć o tym może chyba każda osoba, która kiedyś czekała w tamtejszej kolejce. Jeśli więc przeniesienie wszystkich spraw online na jakiś czas jest możliwe, to czemu tego nie zrobić?

Ale w tej sprawie kryje się jeszcze jedno dno, na które warto zwrócić uwagę. Bo w sumie jakim cudem rozporządzenie regulujące to, jak wygląda na terenie Polski stan zagrożenia epidemicznego, pozostawia jakiekolwiek pole do interpretacji? To nie jest "zwykłe" prawo (chociaż do fuszerki w nim też jesteśmy o wiele za bardzo przyzwyczajeni). Mówimy o przepisach, które mają ograniczyć rozprzestrzenianie się wśród mieszkańców kraju groźnej choroby zakaźnej.

Akurat one powinny być dopięte na ostatni guzik – zwłaszcza, że Covid-19 nie zaatakował nas niespodziewanie. Rząd miał całe miesiące na to, żeby na wszelki wypadek opracować plan działania – tymczasem tak ważne przepisy sprawiają wrażenie naszkicowanych na szybko tuż przed piątkową konferencją Mateusza Morawieckiego. Pisanie prawa na kolanie stało się już znakiem rozpoznawczym rządu PiS – ale kryzysowa sytuacja ujawnia smutną prawdę o tym, jak bardzo już weszło to im w krew.