Home office to nie przelewki. Oto czego nauczyła mnie niespodziewana praca zdalna

Katarzyna Florencka
Kiedy 13 marca nasza redakcja rozpoczęła pracę w trybie zdalnym, nie sądziłam, że będzie to jakieś specjalne obciążenie. Większa część mojej pracy zależna jest od komputera, telefonu i internetu. A do tego: zdalnie pracowałam przez ładnych kilka lat. Skorzystam z tych doświadczeń i na #homeoffice2020 będzie dobrze, prawda? Mocno się myliłam.
Praca zdalna potrafi być wyzwaniem. Na co szczególnie uważać w zalewie rad na jej temat? Fot. Pexels
W ramach cyklu #homeoffice2020 piszemy o różnych aspektach pracy z domu, dajemy porady, dzielimy się spostrzeżeniami. Podchodząc jednak do mojej własnej długoterminowej pracy zdalnej, nie szukałam porad innych, tylko wpadłam w tryb uskuteczniany w początkach pracy zawodowej. I tym sposobem na własnym przykładzie odrobiłam kilka ważnych lekcji.

1. Dobrze przygotowane miejsce pracy to złoto

Traf chciał, że kilka miesięcy temu przeprowadziłam się do miejsca, które musiałam od zera samodzielnie umeblować. W poprzednim mieszkaniu byłam posiadaczką biurka i fotela biurowego, z których praktycznie nie korzystałam - więc bez większego żalu tym razem zrezygnowałam z oddzielnej przestrzeni do pracy.


Całą sobą odczułam skutki tej decyzji, kursując pomiędzy łóżkiem, kanapą a stołem kuchennym, próbując rozruszać bolące kolana, rozcierając obolałe nadgarstki, od czasu do czasu kładąc się na podłodze, żeby dać wytchnienie kręgosłupowi. W czasach studenckich eseje pisać można było nawet zwisając z łóżka, ale te dni nie wrócą.

Kiedy na samym początku pracy zdalnej moja redakcyjna koleżanka Patrycja Wszeborowska zbierała zdjęcia domowych "biur", znalazłam się w zestawieniu rozłożona na kanapie, z kotem siedzącym na jednej ręce. Dwa tygodnie później rzadko kiedy już mnie tak znajdziecie. Najczęściej siedzę przy stole, z improwizowaną z ręcznika podkładką pod nadgarstki i z utęsknieniem wzdycham do biurowego krzesła, którego jeszcze miesiąc temu szczerze nie znosiłam.
Oto przykład dobrze zaimprowizowanego miejsca pracy zdalnej. Niestety, nie mój, tylko autorstwa znajomej.Fot. INNPoland.pl

2. Bez ćwiczeń jednak się nie da

Nie należę do szczególnie aktywnych fizycznie osób, ale kilka tygodni siedzenia w domu boleśnie uświadomiło mi, że jednak codzienne chodzenie do pracy, wyskakiwanie do sklepu czy wracanie trochę dłuższą drogą dawało mi jednak to konieczne minimum ruchu.

Po dłuższej chwili zorientowałam się, że w planie dnia absolutnie muszę uwzględnić pół godziny na ćwiczenia oraz wprowadzić przerwy na rozciąganie. Odświeżyłam lubiany kanał na YouTube, zaczęłam korzystać z rad zebranych przy okazji #homeoffice2020 przez Izę Orlicz z siostrzanego serwisu mamadu.pl – i udało mi się wrócić do świata żywych.

3. Ludzie jednak bardziej pomagają niż przeszkadzają

To jest coś, co pewnie do tej pory uświadomiło sobie wielu z nas: jak bardzo nie chcielibyśmy udawać, że jest inaczej, człowiek to jednak zwierzę stadne i kontaktu z innymi pragnie. I chodzi tutaj nie tylko o spotkania towarzyskie. Nic tak nie pomaga w rozwiązaniu problemu jak perspektywa innej osoby, napotkanej w firmowej kuchni czy złapanej w drodze do swojego biurka.

Co jednak ciekawe, jednym z efektów trzech tygodni pracy zdalnej jest u mnie… zwiększenie kontaktów z ludźmi spoza pracy. W obliczu trudności z bezpośrednim kontaktem ze współpracownikami (jednak trochę trudniej jest zebrać się do przeszkadzania w pracy osobie, której się nie widzi) zaczęłam częściej odzywać się do znajomych, których w "normalnym" trybie zaniedbywałam.

Zaskakująco, pomogło mi to w pracy. Rozmawiamy o tym, co się dzieje, odbijam od nich pomysły na teksty, mam okazję wykorzystać nową perspektywę. Miejscami przypomina to czasy studiów, kiedy z przyjaciółmi z różnych kierunków nawzajem motywowaliśmy się do pisania esejów. I to jest jedna z najfajniejszych rzeczy, do których doprowadził u mnie przymusowy home office.
Praca zdalna oznacza również zmianę relacji z domownikami: koty nie dają człowiekowi zapomnieć, że chętnie by coś co chwila jadły.Fot. INNPoland.pl

4. Trzeba zaplanować czas wolny

To rada, której udzieliła mi dr Kaja Prystupa-Rządca z Akademii Leona Koźmińskiego kiedy zadzwoniłam do niej w zeszłym tygodniu zapytać o wolne podczas koronawirusa.

– Ważne jest żeby pomyśleć, jak spędzimy ten czas. Jeżeli nie mamy możliwości aby wyjść do ogrodu, przewietrzyć się, to można spróbować zrobić coś nowego, na przykład ugotować nową potrawę. Tylko wtedy nasz mózg naprawdę odpoczywa. Jeżeli w dniu wolnym siedzimy przed komputerem czy przed telewizorem, to nie da nam tak efektywnego wypoczynku – tłumaczyła, a je nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że im dłużej pracuję zdalnie, tym bardziej się do tej rady podświadomie odnoszę.

Okazuje się, że obejrzenie serialu czy niezobowiązujące przeglądanie czegoś na laptopie nie działa tak dobrze jako sposób na relaks jeśli nie mam wyraźnej granicy dom-biuro. Zamiast tego, dbam o stały strumień książek do czytania na kwarantannie, z chęcią siadam do odrabiania pracy domowej z japońskiego i zastanawiam się, co by tu można ugotować, żeby było dobre, starczyło na dłużej i dało się zdobyć na to składniki podczas jednej wizyty w Biedronce. A im dłużej trwa kwarantanna, tym bardziej prawdopodobne, że do pracy wrócę z szydełkiem w dłoni.