Przekuli kryzys w sukces. Kiedy inni zwalniają, ta firma z Wrocławia zatrudnia 50 osób

Izabela Wojtaś
Wrocławska firma CleverFarme jeszcze do niedawna działała w branży eventowej, a ta dziś notuje z powodu pandemii gigantyczne straty. Jej pracowników nie dosięgnęła jednak fala zwolnień, a właściciele nie czekają na tarczę antykryzysową.
ClearFrame działało w branży eventowej. W czasach koronawirusa zaczęli produkować przyłbice. Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta

Od produkcji stoisk na targi do przyłbic ochronnych


Po prostu szybko się przebranżowili. Choć przez ponad 10 lat produkowali – jak czytamy w „Pulsie Biznesu” systemy wystawiennicze, stoiska na targi czy zabudowy na eventy i nieźle na tym zarabiali – tylko w ubiegłym roku wypracowali 20 mln zł przychodu, to w porę zorientowali się, że lada dzień z powodu epidemii mogą stracić grunt pod nogami.

Jak czytamy w PB, pod koniec lutego przygotowali prototyp przyłbicy ochronnej, a potem z dnia na dzień ze swoimi 60 pracownikami ruszyli z zupełnie nowym biznesem – czyli właśnie produkcją przyłbic ochronnych.


Pierwsze trafiły na rynek w drugim tygodniu marca pod marką CoverOne. Szybko się okazało, że zapotrzebowanie na ich nowy produkt jest ogromne. Produkcja z początkowych 3 tys. sztuk przyłbic dziennie doszła do 35 tys. w ostatnich dniach.

– Aby tego dokonać, musieliśmy zainwestować w nowe, profesjonalne maszyny. Na szczęście w naszym zakładzie było na nie miejsce, ale konieczne było np. zwiększenie mocy pobieranego przez nas prądu – powiedział Filip Grudziński, prezes CleverFrame, w rozmowie z PB.

To jest czas na zmiany


Efekt? W momencie, kiedy wszyscy zwalniają, oni podjęli decyzję o zatrudnieniu 50 osób. Mieli szczęście? A może dobrze po prostu dobrze zareagowali na zmianę.

Niedawno rozmawiałam z dr Kają Prystupą-Rządcą o tym, jak zmieni się rynek pracy i co jest teraz najważniejsze. Ekspertka powiedziała mi, że w Polsce jest bardzo duży sceptycyzm co do tego, jakie skutki przyniesie pandemia. Dużo mówi się o tym, że czeka nas wielki kryzys i rychły koniec rynku pracownika.

Według dr Kai Prystupy-Rządcy to jest czas na bardzo intensywny reskilling, czyli zmiany naszych kompetencji i bardzo szybką potrzebę rozwoju. Na pewno część firm upadnie, ale będzie to w większości związane z tym, że on nie myślą o tym, co mogłyby zrobić, żeby się dostosować do rynku.

– Agencja Bee, która trzy tygodnie temu była jeszcze firmą eventową, przekształciła się w firmę zajmującą się organizacją czasu dla dzieci. Szkoły jogi, które pracowały stacjonarnie, przechodzą na zajęcia online i nadal zarabiają, bo ludzie chcą, a nawet muszą się poruszać – wskazuje ekspertka.

Musimy zdać sobie jak najszybciej sprawę z tego, że umiejętność szybkiego działania i eksperymentowania na rynku to po prostu kompetencja przyszłości.