Prezydencka loteria. Wiadomo, czyją wygraną obstawiają bukmacherzy

Patrycja Wszeborowska
Dla niektórych rodaków wybory prezydenckie to nie tylko wybór nowej głowy państwa, a okazja do hazardu. Część Polaków w tygodniu po niedzielnym głosowaniu w wyborach wybierze się również do bukmachera. Jeden z kandydatów gwarantuje wygraną sięgającą nawet 700 tys. zł, jednak sondaże nie przewidują jego wygranej.
Fot. Jakub Porzycki / Maciej Jaźwiecki / Anna Lewańska

Zakłady o prezydenta

Polacy ruszyli do zakładów bukmacherskich. Na stronie z zakładami STS kurs na prezydenturę m.in. Andrzeja Dudy wynosi 1,50, Rafała Trzaskowskiego 2,35, Szymona Hołowni 25,00, Krzysztofa Bosaka 40,00, Władysława Kosiniaka-Kamysza 50,00, a Roberta Biedronia 375,00.

Jak podaje portal BusinessInsider.com.pl, jak dotąd najwyższa postawiona kwota to 17 tys. zł na zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego. W przypadku zwycięstwa kandydata zakład da wygraną w wysokości 39 tys. zł (czyli zarobek w wysokości 22 tys. zł). Zakłady na Andrzeja Dudę przyjmowane są na kwotę 10 tys. zł, co oznacza, że w przypadku wygranej gracz otrzyma 13 tys. zł (czyli zarobi 3 tys. zł).


– Kurs na prezydenturę Szymona Hołowni zwiększał się od wyjściowego 6,75 do aktualnie obowiązującego 25 i właśnie po kursie 25 jeden z naszych klientów zawarł zakład na kwotę 2 tys. zł - w przypadku zwycięstwa gracz otrzyma wygraną w wysokości ok. 44 tys. zł – wyjaśnia serwisowi Łukasz Borkowski z STS.

Z analizy zakładów wynika, że w przypadku np. wygranej kandydata Konfederacji Krzysztofa Bosaka osoba, która postawiła 100 zł, zarobi 2640 zł. W przypadku, gdyby prezydentem został Paweł Tanajno, wypłata sięgnęłaby ok. 700 tys. zł, natomiast stawiający na Stanisława Żółtka otrzymaliby ok. 575 tys. zł.

Będzie druga tura

Aktualny poziom kursów zakłada jednak, że w pierwszej turze nie wybierzemy nowego prezydenta. Bukmacherzy przyjmują również zakłady dotyczące frekwencji. Zdaniem klientów w pierwszej turze będzie ona większa niż 60 proc., lecz nie przekroczy 62,5 proc. Jedna trzecia obstawiających jest przekonana, że frekwencja spadnie poniżej 60 proc.

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, rachunki bukmacherów są o tyle uczciwsze od przewidywań wszelakiej maści analityków i komentatorów, że w przypadku grubej pomyłki ryzykują oni swoimi własnym portfelem. Tam gdzie w grę wchodzą pieniądze, kończą się sentymenty. Nie ma więc mowy o chciejstwie czy politycznych kalkulacjach.

– Trzeba pamiętać, że sondaże zamawiają różne ugrupowania i różne media, co ma duże znaczenie. Na to nakładają się różne metody robienia tych sondaży. A więc metoda face to face, telefoniczna czy dochodzące teraz badanie internetowe, których nie należy dyskwalifikować, ale one mogą być także (jeśli robią je amatorzy, a tym bardziej jacyś "partyjni propagandyści"!) totalnym nieporozumieniem, jeśli się nie wie kto i jak je przeprowadził – tłumaczył z kolei w rozmowie z naTemat dr Jerzy Głuszyński z instytutu badawczego Pro Publicum.