Pandemia przyspieszyła to, co nieuchronne. "Za odejście od węgla nikt nie będzie nam płacić"

Katarzyna Florencka
To już ostatni moment na to, żeby zaplanować zmiany w polskiej energetyce w taki sposób, aby nie uderzyły one w regiony najbardziej zależne od węgla – ostrzega Joanna Maćkowiak-Pandera z Forum Energii. Powinniśmy w tej kwestii działać już teraz: – To naprawdę nie jest tak, że ktoś nam będzie przywoził TIR-ami pieniądze na odejście od węgla – dodaje.
W perspektywie 2030 roku niemal połowa polskich elektrowni może zostać wyłączona: są za stare, żeby opłacało się w nie inwestować. Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Jak pandemia wpłynęła na polską energetykę?

Joanna Maćkowiak-Pandera, Forum Energii: W trakcie lockdownu zapotrzebowanie na prąd spadło średnio o 7-8 proc. – to naprawdę bardzo dużo. Przez ostatnie lata obserwowaliśmy ciągły wzrost zapotrzebowania o jakieś 1,5 proc. rocznie, więc gdy nagle spada ono o 8 proc. w kwartale, jest to ważny sygnał o kondycji przemysłowej i oczywiście przenosi się na sporą redukcję emisji CO2.

W dłuższej perspektywie natomiast trzeba pamiętać, że energetyka jako taka jest teraz na zakręcie – i sądzę, że pandemia tylko przyspieszyła o 5 czy nawet 10 lat procesy już zachodzące. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałam w Polsce tak przyspieszonej dyskusji o transformacji energetycznej i tak wielu głosów mówiących, że pewien model się skończył.


Do tego, że kończy się węglowy model energetyki zdaje się być przekonane również PGE. Ale czy rozpoczęcie wygaszania w 2030 r. to nie za późno?

Uważam, że rok 2030 jest realny, rozsądny i jak najbardziej możliwy. Bardzo dobrze, że PGE tę kwestię podnosi – choć z pewnością robi to, oczekując wsparcia. Pamiętajmy jednak, że elektrownia Bełchatów jest największą elektrownią węglową w Europie.

Można powiedzieć, że ten cały region jest sercem energetycznym Polski i dyskusja o tym, co zrobić w sytuacji, w której tej elektrowni tam już nie będzie, jest niezwykle istotna z perspektywy bilansowania całego systemu energetycznego.

Dlaczego PGE zamyka elektrownię Bełchatów?

Faktem jest, że elektrownie węglowe stają się coraz mniej dochodowe. Wydaje mi się, że z perspektywy wytwórców główną motywacją do zmiany są właśnie kwestie ekonomiczne: w tej chwili elektrowniom węglowym zostało przyznane wsparcie ze środków publicznych i przez następne 5-6 lat rzeczywiście mają szansę na siebie zarabiać. Natomiast za parę lat po prostu zaczną przynosić ogromne straty dla wytwórców i dla PGE.
W 2030 roku ma rozpocząć się wygaszanie elektrowni Bełchatów.Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Problem Bełchatowa jest taki, że tam w pewnym momencie wyczerpie się złoże węgla brunatnego: to nastąpi najpóźniej w 2035 roku. Wówczas elektrownia w tamtym miejscu po prostu traci rację bytu, o ile nie otworzy się nowego złoża obok – to jest ten cały Złoczew, który jest dla PGE nieopłacalny, gdyż węgiel trzeba dodatkowo transportować do elektrowni.

Pewnie można by przestawić elektrownię na węgiel kamienny – jednak konieczne byłoby zainwestowanie naprawdę dużych pieniędzy i pytanie z jakiego kraju skąd wziąć węgiel do tej elektrowni.

W takim razie jak za dekadę powinien wyglądać polski miks energetyczny?

W perspektywie dziesięciu lat nie mamy tak naprawdę zbyt wielu opcji. Atom w tym czasie na pewno nie powstanie. To nie jest tak, że my sobie możemy teraz puścić wodze fantazji i wymyślić nie wiadomo co, bo w planowaniu polityki energetycznej też trzeba korzystać z technologii, które są już sprawdzone i dostępne.

A mówimy tutaj o przedsięwzięciach na ogromną skalę: w perspektywie 2030 roku niemal połowa polskich elektrowni może zostać wyłączona: są po prostu bardzo stare i po prostu nie opłaca się już w nie inwestować, koszty uprawnień do emisji CO2 obniżają ich rentowność, która jest i tak nadwątlona, bo z różnych powodów jednostki pracują coraz mniejszą liczbę godzin

Czyli w energię będziemy musieli zainwestować tak czy siak. W jaki sposób zdecydować o tym, w jakim kierunku podążać?

Mamy dwie metody uzupełniania miksu energetycznego. Albo tylko i wyłącznie przez optymalizację kosztową, albo ze sztucznym planowaniem, podejmowaniem decyzji politycznych, ile chcemy mieć gigawatów czego.

Z naszych modeli energetycznych w Forum Energii wynika, że w perspektywie 2030 węgiel będzie zastępowany przez źródła odnawialne (głównie wiatr i słońce) oraz gaz. Na pewno potrzebne będzie oszczędzanie energii i inne działania ograniczające zapotrzebowanie w szczytowych momentach.
Przyszłość polskiej energetyki leży w źródłach odnawialnych i gazie.Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta
I to byłoby na tyle. Innych opcji po prostu nie ma. Duża jednostka atomowa nie powstanie w perspektywie kolejnych 15 lat, a inwestycje w węgiel się nie zwracają – ze względu na koszty CO2, koszty węgla i model rynku, z którego wynika, że duże jednostki będą coraz mnie potrzebne.

Co powinniśmy wziąć pod uwagę planując energetyczne zmiany?

Są dwie płaszczyzny dyskusji o tym, co dalej. Pierwszy i najważniejszy krok to moim zdaniem wymiar lokalny: regiony trzeba przygotować na transformację. Polska miała wiele bardzo złych przykładów transformacji, jak choćby w przypadku PGR-ów czy węgla w Wałbrzychu. Moim zdaniem to, że my tak źle podchodzimy do transformacji i tak się jej boimy, to wynika z tego, że nie wierzymy, że ona może mieć "ludzką twarz".

Drugą kwestią są finanse. To naprawdę nie jest tak, że ktoś nam będzie przywoził TIR-ami pieniądze na odejście od węgla. Bruksela próbuje teraz uruchomić dyskusję o Funduszu Sprawiedliwej Transformacji – nie powinniśmy jednak bezczynnie czekać na to, żeby ktoś zaczął nam płacić miliardy za to, że wyłączamy coś, co i tak jest niedochodowe i w dłuższej perspektywie niepotrzebne.

Potrzebna będzie mobilizacja w kraju. Istotną rolę odgrywać powinna polityka przemysłowa, trzeba zabiegać o miejsca pracy w Polsce. Skoro zanosi się, że transformacja energetyczna to będzie wielki projekt, wart setki miliardów złotych trzeba na tych podstawach budować polski przemysł.

Jak w takim razie sfinansować transformację energetyczną? Zwykły odbiorca może odnieść wrażenie, że tylko w UE nasza nadzieja...

Pierwszym źródłem pieniędzy powinien być sam rynek energii – roczny obrót w samej tylko elektroenergetyce to ponad 65 mld zł. W tym kontekście zabieganie o pomoc publiczną na budowę nowych elektrowni brzmi trochę jak pytanie o to, ile będzie kosztować budowa nowej fabryki telefonów komórkowych i ile z tego da Unia.
Polskie firmy energetyczne są w stanie udźwignąć koszty odejścia od węgla - przekonuje szefowa Forum Energii.Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
W naszym interesie jest posiadanie własnych elektrowni, a tych nie buduje się z budżetu państwa lub UE. Każdy z nas płaci rachunek za energię i to powinno wystarczyć do odbudowy/modernizacji elektrowni.

Jednak w Polsce przyzwyczailiśmy się do ręcznego sterowania – firmy energetyczne i politycy nie wierzą w rynek. Panuje wśród nich pogląd, że skoro rynek energii dostaje dodatkowe zadania, jak np. ograniczanie emisji to już nie jest rynek. Ale to trochę tak jakbyśmy uważali, że nie ma rynku na chleb pełnoziarnisty, bo najważniejsze, żeby chleb był tani.

Nie jest zresztą wcale tak łatwo po prostu dać publiczne fundusze firmie energetycznej, prawda?

Tak, wielką energetykę trudno wspierać środkami publicznymi. UE chroni swoich konsumentów. Jednostki wytwórcze działają na wspólnym rynku UE, mamy połączenia transgraniczne i nie jest uczciwe, że jeden kraj dosypuje środków do elektrowni, bo doprowadzi to do wyeliminowania elektrowni w drugim kraju.

W ramach unijnego Zielonego Ładu powinniśmy inwestować przede wszystkim w projekty, które nie tylko wygenerują nowe miejsca pracy, ale przyniosą korzyści gospodarstwom domowym. To ważne, żeby likwidować nierówności i żeby nikt nie powiedział, że przez transformację energetyczną pogorszyły się warunki bytowe.

Dlatego w Polsce wsparcie zdecydowanie powinno iść na czyste ciepło w: zwiększenie efektywności energetycznej, wymianę kopciuchów – to jest ogromne zadanie, które wciąż przed nami stoi.

Jeśli jednak chodzi o energię elektryczną, nie da się nie zauważyć, że prawie nie wspomniała pani o tym jednorożcu polskiej energetyki, którym jest elektrownia jądrowa. Dlaczego?

Co można dzisiaj o tym powiedzieć... Uważam, że te kraje, które mają elektrownie jądrowe, są w dobrej sytuacji, bo mają już teraz zeroemisyjną energię. Choć nie jest tak, że nie mają problemów, bo większość obecnych elektrowni w UE powstała w latach 70 i 80 i tam też jest dylemat, czy nadal inwestować w atom, czy postawić na nowsze technologie. My rozmawiamy o atomie już od wielu lat, w tym czasie nasz system energetyczny się zestarzał i potrzebuje pilnie nowych inwestycji.
Nie ma szans na to, aby elektrownia jądrowa powstała w ciągu dekady.Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Jest niewiele firm na świecie, które oferują technologię oraz know how. Wejście w ten projekt oznacza ryzyko opóźnień i wysokich kosztów – trzeba je wziąć pod uwagę od początku. Moim zdaniem technologie jądrowe należą już raczej do przeszłości i nasze spółki energetyczne, których wartość w ostatnich latach spadła o 70 proc. po prostu nie są w stanie udźwignąć tak wielkiej inwestycji, kosztu np. 100 mld zł.

Jeżeli jednak decydenci uważają, że taka inwestycja jest niezbędna, muszą zrobić pierwszy krok – inwestor w Polsce, lokalizacja i finansowanie. Nie można w nieskończoność podpisywać listów intencyjnych.