Zasobność portfela a preferencje wyborcze. Tak głosują najbiedniejsi i najbogatsi

Leszek Sadkowski
To, jaki rodzina ma dochód, ma wpływ na to, na kogo głosują w wyborach. Jest partia, na którą najchętniej głosują tzw. biedne osoby (dochód do 1500 zł miesięcznie).
Partia rządząca w dużej części elekcję sobie po prostu kupiła rozdając pieniądze. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
- Prezydent Polski dzisiaj może być wybrany głosami ludzi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne, w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska - napisał niedawno na Twitterze Zbigniew Boniek.

Prezes PZPN odniósł się do podanej po I turze analizy wyborców Andrzeja Dudy i został za to mocno skrytykowany przez różne środowiska. Czy rzeczywiście tak jest? Jak na głosy wyborcze przekłada się zasobność portfela?

Wyborczy portfel

Podobna zasada potwierdza się od kilku już elekcji - im mniejszy dochód na osobę w rodzinie, tym chętniej wyborcy oddają głos na Prawo i Sprawiedliwość, że przypomnimy choćby wyniki sondażu przeprowadzonego przez TNS Kantar dla "Faktu" przed trzema laty.


Wynikało z niego, że gdyby w wyborach głosowały wyłącznie rodziny z dochodem do 1000 zł na osobę Prawo i Sprawiedliwość miałoby większość konstytucyjną (60 procent), a drugie miejsce zajęłoby ugrupowanie Kukiz'15 (16 procent). Na trzecim miejscu uplasowało się Polskie Stronnictwo Ludowe (10 procent).

Platforma Obywatelska znalazłaby się na czwartym miejscu, jednak poparcie dla tej partii rośnie wśród zamożniejszych i lepiej wykształconych - zarabiający od 1000 do 2000 zł wciąż preferują Prawo i Sprawiedliwość (48 procent głosów). Platforma Obywatelska z 21 procent głosów byłaby druga, a Kukiz'15 12 procent głosów trzeci.

Biedni i bogaci

To starszy sondaż. Z nowszego badania IPSOS dla OKO.press (z końca 2018 r.) wynikało, że na PiS głosowali wszyscy, ale najchętniej tzw. biedni. Na PO - mieszczanie, raczej zamożni. Na Nowoczesną - dość bogaci, niezależnie od miejsca zamieszkania. Na Kukiza i Korwina - bogaci na wsi i biedni w dużych miastach. Na SLD - po trochu wszyscy. Na PSL - raczej biedniejsi ludzie na wsi. A na Razem - średnio zamożni mieszczanie.

Szacunki wskazują na to, że PiS najlepiej radzi sobie wśród stosunkowo biednych z mniejszych miast, gdzie może liczyć na 57 proc. głosów, oraz wśród biednych na wsiach (52 proc., tam biedni mieszkańcy wspierają też PSL).

Oczywiście warto zapytać, co właściwie oznacza "biedny". Za „biedne” uznano osoby o dochodzie do 1500 zł netto miesięcznie, za „średnio zamożne” – pomiędzy 1500 zł a 3500 zł, a za „bogate” – powyżej 3500 zł.

IPSOS podaje, że spośród głosujących, którzy podali wysokość swoich dochodów, 27 proc. to „biedni”, 45 - „średnio zamożni”, a 27 proc. – „bogaci”. Z kolei „duże” miasta to te powyżej 100 tys. mieszkańców, a „mniejsze” – te poniżej.

PiS jest mocny wśród średnio zamożnych mieszkańców wsi (44 proc.) i mniejszych miast (45 proc.). Ale PiS był w zasadzie silny wszędzie.

Miejsce zamieszkania

Zamożność często przekłada się też na miejsce zamieszkania. Partia Kaczyńskiego wygrywa w miastach do 50 tys. mieszkańców oraz w miastach liczących od 51 do 200 tys. mieszkańców.

W grupie tych pierwszych miast PiS miało 41,7 proc., KO - 28,2 proc., SLD - 12,2 proc., PSL - 10,4 proc., a Konfederacja - 6,4 proc. Natomiast w drugiej grupie miast, PiS - 38,3 proc., KO - 32,2 proc., SLD - 13,7 proc., PSL - 7,6 proc., zaś Konfederacja - 7,1 proc.

PO wygrywa z kolei z PiS wśród bogatych mieszkańców mniejszych miast (35 proc.), średnio zamożnych z dużych miast (32 proc.) i bogatych z dużych miast (29 proc.). PO-KO to partia dużych miast.

Dodajmy też jeszcze, że SLD największe poparcie uzyskał w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców, PSL na wsiach, zaś Konfederacja w miastach w przedziale od 201 do 500 tys. mieszkańców.

Jasna jest też regionalizacja wyborcza - największym poparciem PiS cieszy się w Polsce Wschodniej, najbardziej na Podkarpaciu, gdzie zdobył ponad 62 proc. głosów, a najmniejszym - w woj. lubuskim (31,9 proc.).

Zatarte granice

Tomasz Kamyk, ekspert rynku marketingu i public relations wskazuje, że współcześnie zatarły się granice między klasyczną prawicą a lewicą, a określana mianem prawicowej partia PiS wprowadza programy społeczne, jakich od 89 roku nie zaproponowała żadna z partii postrzeganych jako lewicowa.

Jego zdaniem prawicowość i lewicowość określa przede wszystkim sfera wartości, jakie utożsamia dana partia. Oczywiście dziś o wyborcę walczą dwie główne siły: konserwatywne Prawo i Sprawiedliwość i liberalna Platforma Obywatelska. Zresztą, ta ostatnia ma pewien problem z tym liberalizmem, bo jak pokazuje wyborczy wynik Roberta Biedronia, jego skrajne wydanie popiera w Polsce zaledwie kilka procent obywateli.

- Niemniej liberalizm jest bardziej „nowoczesny” od konserwatyzmu, a w każdym razie tak jest postrzegany. A ponieważ media w większości są liberalne, kształtowana przez nie opinia publiczna tzw. mainstreem skłonna była zawsze w większym stopniu popierać ten nurt polityczny. Opowiadanie się za partiami i politykami konserwatywnymi, zwłaszcza w środowisku wielkomiejskim, nie było popularne. Dlatego sondażowe wyniki „prawicy” zwykle są zaniżone w stosunku do wyników wyborczych – część wyborców wstydzi się deklarować swoje poparcie dla nich - tłumaczy Kamyk.

Wydaje się też, że gdyby nie socjalna oferta PiS z 2015 r. (czyli głównie 500+) polska prawica z pewnością przez kolejne lata byłaby barwną opozycją. jednak zainteresowanie społeczne tą ofertą sprawiło, że na scenie politycznej zmienił się układ sił.

Kamyk dodaje: - Oczywiście zwycięstwo PiS zagwarantował elektorat bardziej podatny na ofertę socjalną. Potwierdzają to badania, które wskazują, że PiS deklasuje rywali w grupie wyborców najmniej zarabiających.

Z kolei przedstawiciele wielkomiejskiego elektoratu, którzy od lat zarabiają znacznie powyżej średniej krajowej i są przekonani, że swój zawodowy sukces zawdzięczają tylko sobie, nie mają często udziału w programach proponowanych przez PiS – bo np. nie mają dzieci, a nawet jeśli mają, to 500 plus stanowi dla nich zaledwie ułamek miesięcznego uposażenia.

Kupione głosy

Mieszkańcy mniejszych miejscowości, szczególnie reprezentujący rodziny wielodzietne – inaczej postrzegają tę pomoc, przy najniższej, a nawet średniej krajowej stanowi ona znaczny procent ich miesięcznych dochodów.

- Część przedstawicieli tzw „młodych wykształconych z dużych miast” sami jeszcze dekadę czy dwie temu mieszkali na prowincji. Biorąc pod uwagę rozwój kariery, uzyskany status społeczny, zarobki - dołączyli do wielkomiejskiej elity. Część z nich poczuła, że osiągnęła realny sukces względem koleżanek, kolegów, którzy zostali na wsi - analizuje Kamyk.

Ale kiedy, dzięki 500 plus, miesięczne dochody na prowincji zbliżyły się do tych wielkomiejskich – poczuli się zawiedzeni.

- Kariery budowali latami, pracując po kilkanaście godzin, często kosztem życia osobistego, tymczasem wiodący spokojny żywot kolega z prowincji ma dziś podobne zarobki do niego. To u wielu ambitnych pracowników korpo musi budzić sprzeciw - podsumowuje.

Nie da się jednak ukryć, że programy społeczne PiS stały się także pewną zasadzką na obecne partie opozycyjne. Już nie mogą ich kontestować, bo bez wsparcia mniej zarabiających Polaków nie są w stanie wygrać wyborów, z drugiej strony zdają sobie sprawę, że ich elektorat jest często tym programom przeciwny.

Większość jednak nie ma wątpliwości, że partia rządząca w dużej części elekcję sobie po prostu kupiła rozdając budżetowe pieniądze.