Tym razem Zuckerberg zgrillował się sam. Zamówił audyt, który go pogrążył

Marcin Długosz
Rośnie krytyka, nawarstwiają się pytania w związku z różnymi, mniejszymi i większymi grzeszkami Facebooka. Mark Zuckerberg, chcąc uciąć spekulacje, zamówił firmie wewnętrzny audyt - by pokazać, że jest krystalicznie czysty. I wychodzi na to, że z czystością, nawet eufemistycznie rzecz biorąc, nie ma nic wspólnego.
Mark Zuckerberg zamówił audyt, który miał wybielić Facebooka, lecz tylko go pogrążył. Audyt trwał 2 lata, kolejne pół roku trwało opisywanie wyników i publikacja raportu. Fot. Anthony Quintano / Flickr.com / CC BY 2.0
Obecnie rośnie liczba zastrzeżeń do Facebooka, wśród których pojawiają się oskarżenia o promocję mowy nienawiści, naruszanie praw człowieka, nieudolną walkę z dezinformacją, przymykanie oka na radykałów wszelkiego rodzaju. To litania, która trwa od lat i tylko się zaostrza.

Dotychczasowa polityka Facebooka tylko nadaje szybszego biegu całej sprawie. Facebook na przestrzeni lat wykształcił rodzaj selektywnej ślepoty, a pewne rzeczy zauważał dopiero, gdy w mediach rozpętało się piekło.

Sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że scena polityczna zaczyna się robić gorąca, w końcu w listopadzie Amerykanie wybierają prezydenta. A pamiętamy z poprzedniej kampanii, że Facebook pośrednio sporo namieszał. Afery, mniejsze i większe, jak ta z Cambridge Analytica, tylko dokładają opału do stosu.


Facebook samo zło? Audyt miał pokazać, że samo dobro

Mark Zuckerberg nie chciał się na nim przypiec, dlatego zamówił audyt. Kontrolą zajęła się Laura W. Murphy, wsparta zespołem prawników i przedstawicieli organizacji pro społecznych.

Prześwietlanie zaczęło się jeszcze w maju 2018 r., po jego zakończeniu kolejne 6 miesięcy zajęło przygotowanie i opublikowanie raportu z wyników.

Nie tylko nie wybiela firmy, ale zasadniczo ją gromi, potwierdzając niemal całą litanię. Obecna polityka wewnętrzna sprzyja łamaniu praw człowieka, sianiu dezinformacji, nienawiści, powstawaniu coraz to nowych wycinków platformy dla radykałów.

Choć zauważono, że raz Facebook potrafi uciąć kolportowanie bzdur, a raz jakby nie umiał. Przykładowo - ruchy antyszczepionkowe, płaskoziemcy, brednie jednych i drugich kwitły w serwisie, lecz audytorzy wskazują, że z nimi walczy.

Ale już fakenewsy polityczne jakby uciekały jego skanerom. Umykają też różne inne przypadki - gdy Trump, który nazywa wybory korespondencyjne w dwóch stanach nielegalnymi (choć w istocie legalne są), Facebooka jakoś ta bzdura nie razi. Kolejnym zastrzeżeniem jest faworyzowanie określonych grup obywateli i polityków.

Nie jest tak, że wyłącznie krytykują. Audytorzy zaproponowali szereg zmian i modyfikacji, które miałyby naprawić lub chociaż poprawić sytuację. Co na to Facebook?

Ulubiona zdarta płyta - "wolność słowa"

Wyciągnął najbardziej zdartą płytę ze swojej kolekcji, której używał wielokrotnie, i która - choć do podważenia - zwykle rozmywa dyskusję na tak wiele "tak, ale" czy "nie, jednakowoż", że dyskusje zaczynają się plątać i rwać wątki.

Tytuł płyty to wolność słowa. Firma w oświadczeniu podziękowała audytorom i zapewniła, że wolność słowa jest jego nadrzędną wartością i nieustannie pracuje nad poprawą standardów w swojej społeczności. Powiedzenie, co zresztą zrobili autorzy audytu, że jeśli skoro w tej samej przestrzeni jedni - silniejsi, muszą przestrzegać surowszych reguł niż inni, to z wolnością słowa nie ma to związku.

Niemniej Facebook zapewnił, że potępia nienawiść i ciągle udoskonala swoje narzędzia, więc wszystko powinno być dobrze. Równolegle Facebook wpakował się w innego rodzaju tarapaty, niż tylko wizerunkowe. W INNPoland.pl opisywaliśmy jak, jak opieszałość firmy przełożyła się na bojkot reklamowy Facebooka wielkich marek.