Poczta miała kasę na wybory, ale nie ma dla pracowników. Choć płacimy za nią krocie

Katarzyna Florencka
Usługi Poczty Polskiej są jednymi z najdroższych w całej Europie. Choć jednak narodowy operator miał zachomikowane 70 mln zł na błyskawiczną organizację wyborów korespondencyjnych i wypłaca gigantyczną pensję swojemu prezesowi – to szeregowi pracownicy tego Eldorado nie odczuwają. Właśnie dowiedzieli się, że to oni zapłacą za rozrzutność Poczty.
Usługi Poczty Polskiej są jednymi z najdroższych w Europie. Fot. naTemat
To nie żart, że Poczta Polska ceni się bardziej od większości swoich europejskich konkurentów. Choć ceny nominalne (czyli podawane "na czysto", bez kontekstu) przedstawają się nie najgorzej, to po uwzględnieniu kosztów pracy oraz siły nabywczej Polaków okazuje się, że znajdujemy się w europejskiej czołówce. Tak wynika z opublikowanego właśnie raportu Deutsche Post.

Po dodaniu kosztów pracy za wysyłkę listu płacimy 2,43 euro – podczas gdy średnia europejska wynosi jedynie 1,56 euro.

Poczta Polska szuka oszczędności

Wydawałoby się, że Poczcie powinno powodzić się nieźle. Miała w końcu pod ręką ok. 70 mln do wydania na błyskawiczną organizację wyborów korespondencyjnych – jak zresztą pisaliśmy w INNPoland.pl, pieniądze te odzyska. Przygotowując wybory Poczta nie miała też oporów, żeby płacić krocie za usługi zlecane podwykonawcom. Do tego nowy prezes PP Tomasz Zdzikot zarabia aż 588 tys. brutto rocznie.


Poczta jednak usilnie poszukuje oszczędności. Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", krajowy operator postanowił załatwić to cięciami na wydatki na pracowników. Choć pocztowcy zarabiają grosze (przeciętny pracownik dostaje tylko płacę minimalną plus dodatki), to zarząd postanowił zabrać im premię za sierpień. Pod znakiem zapytania stoją też dodatki za kolejne miesiące.