Poczta miała kasę na wybory, ale nie ma dla pracowników. Choć płacimy za nią krocie
Usługi Poczty Polskiej są jednymi z najdroższych w całej Europie. Choć jednak narodowy operator miał zachomikowane 70 mln zł na błyskawiczną organizację wyborów korespondencyjnych i wypłaca gigantyczną pensję swojemu prezesowi – to szeregowi pracownicy tego Eldorado nie odczuwają. Właśnie dowiedzieli się, że to oni zapłacą za rozrzutność Poczty.
Po dodaniu kosztów pracy za wysyłkę listu płacimy 2,43 euro – podczas gdy średnia europejska wynosi jedynie 1,56 euro.
Poczta Polska szuka oszczędności
Wydawałoby się, że Poczcie powinno powodzić się nieźle. Miała w końcu pod ręką ok. 70 mln do wydania na błyskawiczną organizację wyborów korespondencyjnych – jak zresztą pisaliśmy w INNPoland.pl, pieniądze te odzyska. Przygotowując wybory Poczta nie miała też oporów, żeby płacić krocie za usługi zlecane podwykonawcom. Do tego nowy prezes PP Tomasz Zdzikot zarabia aż 588 tys. brutto rocznie.Poczta jednak usilnie poszukuje oszczędności. Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", krajowy operator postanowił załatwić to cięciami na wydatki na pracowników. Choć pocztowcy zarabiają grosze (przeciętny pracownik dostaje tylko płacę minimalną plus dodatki), to zarząd postanowił zabrać im premię za sierpień. Pod znakiem zapytania stoją też dodatki za kolejne miesiące.