Słabe zainteresowanie "dudowym". Tylko wybrani mogą z niego skorzystać
W podpisanej przez prezydenta i rząd ustawie przewidziano budżet ponad 1,3 mld zł na świadczenia dla osób bezrobotnych w ramach tzw. dodatku solidarnościowego. Obowiązuje ona do końca sierpnia, a tylko garstka osób skorzystała z dodatkowego świadczenia.
Za dużo pieniędzy
Jak na razie "dudowe" nie cieszy się dużą popularnością. Do 5 sierpnia wydano "tylko" 211,36 mln zł. Przy zakładanym budżecie ponad 1,3 mld zł, co stanowi 15 proc tej kwoty. Według ustawy o świadczenia dla osób bezrobotnych w ramach tzw. dodatku solidarnościowego będzie można się ubiegać do końca sierpnia.Z "dudowego" miało skorzystać co najmniej 355 tys. bezrobotnych - takie osoby mogą w tym wypadku liczyć na 1400 zł miesięcznie. Według szacunków z świadczenia skorzysta ok. 100 tys. osób. To o ponad trzy razy mniej niż zakładał rząd. Według Marka Lewandowskiego rzecznika prasowego NSZZ "Solidarność" to dobrze świadczy o tych, co planowali budżet. Dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą podczas obecnej sytuacji - czytamy w money.pl.
Dodatkowo sam dodatek solidarnościowy jest przewidziany wyłącznie dla osób zatrudnionych na umowach o pracę. Co wyklucza osoby zatrudnione np. na umowę zlecenie. Pożyczki dla pracodawców, czy "dudowe" może być odwlekaniem w czasie masowego bezrobocia.
– To powoduje, że zwolnienia etatowców są odsunięte w czasie i zaczną następować dopiero w przyszłym roku. Ponieważ osoby na umowach o pracę zwykle mają długie okresy wypowiedzenia (w zależności od stażu u danego pracodawcy i rodzaju umowy, jest to od 2 tygodni do 3 miesięcy), bezrobotni zaczną pojawiać się masowo w urzędach pracy dopiero w IV kw. 2021 r. – podkreśla Łukasz Komuda ekspert rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznychw rozmowie z money.pl.
Bezrobocie w Polsce
Niedawno pisaliśmy w INNPoland.pl o rzeczywistym bezrobociu po pandemii.Według danych GUS stopa bezrobocia w kwietniu wyniosła 5,8 proc., a w urzędach pracy było zarejestrowanych 965,8 tys. bezrobotnych, czyli o 56,4 tys. więcej niż w marcu. Jednak według badaczki rynku pracy statystyki te są zaniżone. Wyjaśnienie jest proste - większość osób, które podczas pandemii straciły pracę, nie zarejestrowało się w urzędach.