Sprzedawcom ręce opadają. "Są klienci, którzy udają, że kaszlą i mówią, że to żarcik"

Kamil Nowicki
Część obywateli zdaje się mieć wysoką odporność na wiedzę, bo awantury w sklepach o maski wciąż są na porządku dziennym. Klientowi doskwiera niewygoda, ale pokrzyczy, poprzeklina i wyjdzie. Sprzedawca z kolei obawia się o swoje zdrowie, stojąc cały dzień za ladą, a także o cichą kontrolę i ewentualne reperkusje za cudzą niefrasobliwość.
Sprzedawcy nie wiedzą czasem jak zareagować na klientów bez maseczek. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Sprawdziliśmy, jak po miesiącach pandemii, lockdownie, kolejnych badaniach i rosnącej liczbie zakażeń, naprawdę wygląda sytuacja na codziennym froncie - zakupach.

Czytaj także: Nad polskim morzem maseczki to kpina. Sprzedawczyni: "Klienci mówią, żebym spierd…"

Zasadniczo temat samych maseczek jest kwestią bardzo kontrowersyjną. Niektórzy nie zasłaniają nosa i ust ze względów zdrowotnych lub jest to ich sprzeciw przeciwko obecnej sytuacji związanej z koronawirsem.

Takie sytuacje już od wielu miesięcy stwarzają napięcia na linii klient – sprzedawca. Niejednokrotnie mogliśmy słyszeć o klientach bez maseczek, którzy robili awantury, nierzadko używając wulgaryzmów.


I choć to z pewnością uciążliwe, klient sobie pokrzyczy, poprzeklina i pójdzie. Sprzedawca stoi za ladą dzień za dniem, bojąc się z jednej strony o swoje zdrowie, które naraża przez niefrasobliwość klientów, z drugiej o cichą kontrolę i w następstwie ewentualną karę.

Osiedlowe sprawy

Jak opowiada nam jeden ze sprzedawców osiedlowego sklepu, klienci dzielą się na kilka grup: takich, którzy maseczkę ubierają przed wejściem, takich, którzy oprócz maski ubierają też rękawiczki, domagają się płynów dezynfekcyjnych i pytają, dlaczego sprzedawczyni jest tylko w przyłbicy. Oraz największa grupa klientów - osoby, które ubierają maseczkę w sklepie i robią to dla świętego spokoju.

- Grupa neutralna z kolei to osoby, które już znam pewien czas i wpadają szybko po woreczki na odchody, bo akurat są na spacerze. Dla równowagi społecznej jest również wielobarwna grupa, która ostentacyjnie nie nosi maseczek. Na zwróconą uwagę początkowo reagują śmiechem i hasłem "covid to mit". Przyszedł klient, który zapytał, czy pracownicy coś się stało w twarz, że nosi maseczkę - rozkłada ręce nasz rozmówca.

Jak dodaje, są też klienci-testerzy reakcji, którzy udają, że kaszlą lub mają problem z oddechem. I jak widzą lekkie zmieszanie na twarzy, śmieją się, że to żarcik.

– Przychodzą czasem tacy awanturnicy. Już przestałem zwracać im uwagę. Albo stracę klienta, albo dostanę karę. Już mam tego dosyć – komentuje właściciel kolejnego sklepu osiedlowego.

Niektórzy sprzedawcy próbują podejść do sprawy humorystycznie. Jak opowiada nam jeden z klientów żoliborskiego spożywczaka, w swoim sklepie zasłyszał następującą wymianę zdań:

– Ojej, zapomniałem maseczki, ale ja tylko na chwilkę - powiedział klient, wchodząc do sklepu.

– Nie szkodzi, mamy tutaj taką jedną przechodnią maseczkę dla wszystkich, którzy zapomnieli - odpowiedział sprzedawca.

W innych odwiedzonych przez nas sklepach można usłyszeć narzekanie na obecne przepisy i obawę przed dużymi karami, które mogą przekreślić raz na zawsze kilkuletnią działalność małego, osiedlowego sklepu. Wyczuć można również bezsilność wobec pojawiającego się problemu.

Czy Polacy noszą maski?

O nastroje klientów w sklepach zapytaliśmy się Macieja Ptaszyńskiego wiceprezesa Polskiej Izby Handlu.

– Na początku nakazu noszenia maseczek w sklepach częściej się zdarzało, że klienci lekceważyli ten obowiązek. Obecnie obserwujemy, że sytuacja się poprawia i klienci stosują się do tych wymogów. Jednak cały czas zdarzają się zbędne dyskusje z ekspedientami – odpowiada w rozmowie z INNPoland.pl wiceprezes Polskiej Izby Handlu.

Same protesty przeciwko zasłanianiu nosa i ust w niektórych miejscach coraz bardziej się nasilają. W USA często klienci emocjonalnie argumentują swój sprzeciw – krzykami, groźbami wobec pracowników czy nawet fizyczną agresję. Z drugiej strony same sklepy podchodzą do tematu koronawirusa dość poważnie, na co zwraca nasz rozmówca.

– Jednocześnie warte zaznaczenia jest, że sieci handlowe na bieżąco monitorują zarówno zalecenia ze strony organów państwowych, jak i z własnej inicjatywy podejmują kroki o charakterze prewencyjnym. Stosują zaostrzone procedury dotyczące zasad higieny i bezpiecznej sprzedaży – dodaje Ptaszyński.

Noszenie masek - niejasne przepisy

Największym problemem "maseczkowego zamieszania" są przepisy. Choć rząd z tygodnia na tydzień wręcz żongluje listą państw z zakazem lotów, to w przypadku maseczek niewiele się dzieje.

Obecne regulacje są dość niejasne, bo z jednej strony dopuszczają nieobsłużenie klienta bez maseczki przez sklep, a z drugiej strony może spotkać ich za to kara.

– Odmowa obsługi klienta nieprzestrzegającego nakazu znajduje swe uzasadnienie i w związku z tym personel sklepu nie naraża się przez to na odpowiedzialność wykroczeniową za nieobsłużenie klienta w sklepie, określoną w art. 135.(KW) – podaje GIS w odpowiedzi na pytanie Polskiej Izby Handlu.

– Z drugiej strony w sierpniu br. Sąd Rejonowy w Suwałkach nałożył karę 100 zł na ekspedientkę, która odmówiła sprzedaży klientowi bez maseczki. Przepisy te nie są precyzyjne i jasne zarówno dla sprzedawców, jak i klientów – podkreśla wiceprezes PIH.

6 sierpnia pojawiły się informacje, że zostanie wprowadzony obowiązek posiadania zaświadczenia potwierdzającego przeciwwskazania medyczne do noszenia maseczki. Nawet jeśli taki przepis wejdzie w życie, to w świetle prawa do kontroli zaświadczeń będą potrzebne osoby ze specjalnymi uprawnieniami. W takim wypadku musielibyśmy mieć zaświadczenie cały czas przy sobie.