Policja wystawia koronawirusowe mandaty, ludzie ich nie przyjmują. "To bubel prawny"
Mandaty nakładane w trakcie pandemii koronawirusa od samego początku budziły wątpliwości prawne. Wielu skarżyło się na pośpieszną legislację. Teraz w sądach toczą się boje o zasadność nałożonych kar.
– Wmanewrowano nas w coś, co najchętniej nazwałabym bublem prawnym. Złamano zasady prawidłowej legislacji, a teraz na gwałt szuka się argumentacji, żeby uzasadnić rozporządzenia ministra zdrowia i Rady Ministrów – mówi na łamach DGP sędzia Joanna Hetnarowicz-Sikora.
Inna sędzia dodaje, że wnioski policji o ukaranie nie są bezwzględnie odrzucane, jednak budzą one wątpliwości prawne. Jedni sędziowie powołują się na brak delegacji ustawowej rozporządzeń i o wyższości ustaw nad nimi, z kolei inni zwracają uwagę, że rozporządzenia mogą łamać konstytucyjne prawa obywateli.
Cytowany przez DGP adwokat dr Adam Ploszka spodziewa się, że za niedoróbki prawne zapłacą podatnicy. Niewielkimi kosztami postępowania będzie obciążana policja czy skarb państwa.
Dotychczasowa praktyka nakładania mandatów
W czerwcu informowaliśmy o liczbie mandatów nakładanych przez policję za chodzenie bez maseczki.Komenda Główna Policji w odpowiedzi na zapytanie Rzecznika Praw Obywatelskich zaprezentowała dane dotyczące obowiązku zasłaniania nosa i ust w czasie od 16 kwietnia (wtedy wprowadzono przepisy) do końca maja br. Informacje z raportu przywoływał portal Bankier.pl.
W ciągu półtora miesiąca policja nałożyła 13 030 grzywien w drodze mandatu karnego za łamanie nakazu noszenia maseczek. 4 898 wniosków o ukaranie zostało skierowanych do sądu. Najczęściej stosowano jednak pouczenia - policjanci zwracali łamiącym obowiązek obywatelom uwagę 39 885 razy.
Jeszcze wcześniej informowaliśmy o prawniku, który uczył obywateli jak rozmawiać z policjantami, żeby uniknąć mandatu. Radził m.in., żeby nie wdawać się w spory prawne z policjantami, a swoje argumenty zostawić dla sądu. Natomiast w razie nie zgadzania się z ukaraniem, proponował po prostu nie przyjęcie mandatu.