Aż nie chce się w to wierzyć. Rząd zdecydował się na krok, który zabije galerie handlowe

Katarzyna Florencka
Poturbowane pandemią polskie sklepy z nadzieją wyczekiwały okresu przedświątecznego. Teraz jednak nie wiadomo, ile z nich tego okresu w ogóle dotrwa – zamknięcie galerii handlowych dla wielu będzie ostatnim gwoździem do trumny. – Branża po kolejnym lockdownie nie podniesie się latami – ostrzega Anna Szmeja z Retail Institute.
Jak ogłosił premier Morawiecki, sklepy w galeriach handlowych pozostaną zamknięte co najmniej do 29 listopada. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił dzisiaj na konferencji prasowej, że od najbliższej soboty 7 listopada zamknięte będą sklepy w galeriach handlowych poza drogeriami, aptekami, sklepami spożywczymi oraz punktami usługowymi. Zamknięcie sklepów potrwa co najmniej do 29 listopada – uderzy więc w tradycyjnie gorący okres przed Bożym Narodzeniem.

Spełniły się w ten sposób najgorsze prognozy, w które przedstawicielom branży handlowej aż do samego końca nie chciało się wierzyć.

Czytaj także: To może być dla nich najgorszy grudzień w historii. Miejsca pracy tysięcy Polaków zagrożone


– Centra i sieci handlowe nadal nie podniosły się po wiosennym lockdownie i warto to jasno powiedzieć – mówi INNPoland Anna Szmeja z Retail Instuture. Frekwencja w galeriach jest w tym momencie średnio 30 proc. niższa niż rok temu, zaś obroty najemców zmalały o 25 proc.

Sprzedawcy nie mają wątpliwości, że tegoroczny okres przedświąteczny to dla wielu "być albo nie być": – Spółki handlowe przyznają dziś otwarcie, że kolejnego lockdownu po prostu nie przetrwają, a przedświąteczny czas zakupów był, jest i będzie dla nich najlepszym okresem w roku, przynoszącym największy obrót – podkreśla ekspertka.

Ogłoszone przez Morawieckiego obostrzenia zachodzą na tzw. Black Friday, które również w Polsce zaczęło wyznaczać już "prawdziwy" początek sezonu. To wtedy sklepy zaczynają obserwować znaczący wzrost obrotów i liczby klientów – ta ostatnia w grudniu potrafi się podnieść nawet o połowę. Do tego, jak podkreśla Anna Szmeja, najwięcej w tym okresie zyskują produkty, w których sprzedaż pandemia uderzyła najmocniej: biżuteria, artykuły dla dzieci, książki czy muzyka.

Sklepy miały więc powód do patrzenia w przyszłość z ostrożnym optymizmem. A teraz to wszystko stanęło pod znakiem zapytania.

Nieuzasadnione zamknięcie

Zamknięcie centrów handlowych ekspertka ocenia jako "nieuzasadnione i przedwczesne".
Anna Szmeja, Retail Institute

Centrum handlowe jest miejscem, które nie przynosi większych zagrożeń niż inne przestrzenie publiczne. Szerokie pasaże, dobre systemy wentylacji, dezynfekcja przestrzeni wspólnych i zachowanie standardów sanitarnych przez klientów oraz sprzedawców, czynią zakupy bezpiecznymi. Oczywiście na miarę sytuacji pandemicznej, w której żyjemy.

Przypomina przy tym, że handel to trzecia najważniejsza gałąź gospodarki w Polsce, zatrudniająca blisko 0,5 mln osób. – Po wiosennym lockdownie ten sektor jest bardzo osłabiony, jednak dzięki tytanicznej pracy, powoli odbudowuje wyniki – podkreśla.

Organizacje branżowe, takie jak Retail Institute, Polska Rada Centrów Handlowych czy BCC, od dawna starają się dotrzeć do rządzących z apelem o wysłuchanie głosu biznesu. Wśród ich postulatów znajduje się m.in. przywrócenie niedziel handlowych – ruch, który w tym momencie pozwoliłby na rozłożenie tłumów w sklepach. Zamiast tego, rząd zdecydował się ponownie zamknąć galerie.

– Branża po kolejnym lockdownie bez wątpienia nie podniesie się latami – ocenia Szmeja.

Według niej, szansę na przetrwanie mają tylko największe globalne spółki. – Małe, rodzinne polskie przedsiębiorstwa, często działające lokalnie w mieście czy województwie, jak kwiaciarnie, butiki modowe, sklepy z żywnością, kosmetykami, czy punkty usługowe, kolejnego zamknięcia nie podźwigną. A to często nawet 35-40 procent oferty galerii, znajdujących się poza wielkimi aglomeracjami miejskimi – podkreśla ekspertka.