Żegnajcie garnitury, witajcie stylowe dresy i kolorowe skarpety. Oto co COVID zrobił z odzieżówką

Natalia Gorzelnik
Dres zamiast sukni, kapcie zamiast szpilek. I kolorowe skarpetki. Pandemia zmienia nie tylko to, w jaki sposób spędzamy wolny czas, ale również to, jak wyglądamy. I chociaż większość firm odzieżowych, zwłaszcza o formalnym i klasycznym profilu, jest w stanie głębokiej zapaści, to całkiem nieźle radzą sobie te wycelowane w casual - styl eleganckiej jesieniary.
Hitem pandemii są kolorowe skarpetki. Ich sprzedaż skoczyła kilkukrotnie. Fot. Grażyna Marks / Agencja Gazeta
Produkcja odzieży leży na łopatkach – mówi Aleksandra Krysiak, Dyrektor Związku Pracodawców Przemysłu Odzieżowego i Tekstylnego. Dramatycznie było już po pierwszym lockdownie. Wtedy w magazynach zostało ok 80 proc. wiosennych kolekcji.

– Jak wynika ze statystyk GUS-u, po pierwszym półroczu, w przypadku odzieży, odnotowaliśmy spadki w produkcji na poziomie 23 proc. – mówi Aleksandra Krysiak.

Teraz może być tylko gorzej. – Już od połowy września widzimy, że jest źle. Sądzimy, że w drugim półroczu ten spadek może osiągnąć nawet 40 proc., a to już głęboka zapaść – mówi dyrektor ZPPOiT. To oczywiście będzie miało bezpośrednie przełożenie na sprzedaż detaliczną.


– Kryzys w branży jest widoczny już teraz, mamy jego odbicie na sklepowych półkach. Oferta jest niezbyt ciekawa i niezbyt urozmaicona – zwraca uwagę Aleksandra Krysiak. – Producenci są bardziej zachowawczy i wyprodukowali dużo mniej, a jednocześnie odbiorcy, czyli sklepy i galerie handlowe, znacznie obniżyły sprzedaż.

Zamknięcie galerii handlowych dobije i tak już ledwo zipiącą branżę. W najtrudniejszej sytuacji są producenci odzieży “klasycznej”, “wyjściowej”. Panowie nie ubierają się elegancko do pracy, bo przeszli na tryb zdalny. Nie ma też wesel i innych imprez.

– Jeden z producentów garniturów i eleganckiej odzieży męskiej żalił się mi, że na razie w ogóle nie szyje, bo nie ma zainteresowania ze strony sklepów – mówi Aleskandra Krysiak.

Suknia ślubna do 4 tysięcy

Żadnych nadziei na poprawę sytuacji nie widzą producenci sukien ślubnych. – Przyszłe panny młode są przerażone, bo nie znają przyszłości – mówi Ireneusz Szubert właściciel firmy Mystic. Dziewczyny do salonów chodzą, sukienki oglądają. Planują i marzą, ale nie składają zamówień.

Trochę lepiej było w wakacje, kiedy poluzowano obostrzenia dotyczące zgromadzeń. Chociaż i wtedy sytuacja nie wróciła do normy sprzed pandemii. Panny młode mocno obniżyły swoje oczekiwania i przestały interesować się droższymi sukienkami.

– Sprzedaż sukni renomowanych, zagranicznych firm, takich powyżej 6-9 tysięcy złotych spadła od razu praktycznie do zera. Bo co innego pokazać się w takiej sukni na dużym weselu, przed 200 osobami, a co innego płacić tyle przy znacznie okrojonym gronie. Sukienka do 4 tysięcy złotych - to był główny wybór pań. A teraz, do zera, spadła sprzedaż również nich – mówi Ireneusz Szubert.

W porównaniu do zeszłego roku, firma odnotowała spadek w wysokości 95 proc. – To jest nie do przeżycia. To jest kwestia paru miesięcy i będzie po nas. I w takiej samej sytuacji są wszyscy w branży – uważa Ireneusz Szubert.

– Nie chcę, nie potrafię innych rzeczy szyć – wzdycha. Jego widoki na przyszłość to zamknięcie firmy tak szybko, jak tylko będzie mógł po spełnieniu warunków i bez konieczności zwracania całej pożyczki w ramach tarczy antykryzysowej. Pomoc niezbyt się przydała, bo nie ma żadnego zainteresowania klientek.

Domowa elegancja

Są jednak i tacy, którym pandemia przyniosła nie spadki, a wzrosty w sprzedaży. To producenci odzieży casualowej, domowej. Dobrej na home-office i wieczory przed Netflixem.

Jak przekazało nam biuro prasowe Allegro, z ich obserwacji wynika, że 2020 to rok wygody, ale stylowej. Z ruchu w serwisie widać, że chociaż część klientów zrezygnowała z biurowych strojów, to nadal dbają o to, żeby wyglądać dobrze.

Szczególnie widoczne jest to u pań, które co prawda wybierają dresy, ale welurowe. A do swojego koszyka o wiele częściej niż w zeszłym roku dodają biżuterię, w szczególności kolczyki i łańcuszki.

Na Allegro, w ostatnich miesiącach - w przypadku pań i panów - widać wyraźne wzrosty w sprzedaży klapek, kapci i szlafroków. Klienci rzucili się też na spodnie dresowe, bluzy i legginsy.

Podobne tendencje widać też na Zalando. W porównaniu do zeszłego roku klienci kupują dwa razy więcej bluz i spodni. Najchętniej markowych. Popularne wybory to Adidas, Nike, Tommy Jeans oraz Even i Odd.

Hitem pandemii na Zalando stały się skarpetki. Również ich sprzedaż podwoiła się w stosunku do czasu sprzed kryzysu. Zainteresowaniem cieszą się nie tylko stópki do adidasów, ale przede wszystkim kolorowe i wzorzyste Happy Socks.

Rekordy sprzedaży odnotowuje też specjalizująca się w skarpetkach czeska firma Dedoles. Od marca odnotowała roczny wzrost sprzedaży o 232 procent.

Skarpetki znad Wisły

Boom na skarpetki odczuły też rodzime firmy. Chociaż musiały dostosować się do nowych warunków. Jak mówi Zuzanna Olejnik z Kabak, pierwszy lockdown dał firmie mocno w kość.

– Od początku naszej działalności budowaliśmy markę stacjonarnie, byliśmy nastawieni przede wszystkim na rzeczywisty kontakt z klientem, a sklep internetowy stanowił niejako dodatek. Pandemia sprawiła, że musieliśmy mocno przeorganizować biznes, tak aby sklep online stał się jednym z jego filarów - tłumaczy.

Firma mocno zainwestowała w e-commerce… i widzi efekty. Sklep działa prężnie, a skarpetkowa moda tylko podbija wyniki. – Najlepiej sprzedają się grube skarpetki frotte - uśmiecha się Zuzanna Olejnik - idealnie nadają się do śmigania po domowej podłodze. Klienci oszaleli na punkcie tych z indiańskim wzorkiem.

Firma postanowiła też zaryzykować i rozszerzyć swój asortyment. – Wprowadziliśmy do naszej oferty zupełnie nową grupę produktową, czyli bawełniane koce. Uznaliśmy więc, że nie będzie lepszego momentu, niż ten, żeby sprawdzić, jak taki produkt się przyjmie. I szczerze mówiąc, zainteresowanie kocami przekroczyło nasze najśmielsze oczekiwania – mówi przedstawicielka firmy.

Dres z klasą

– Zdecydowanie, pandemia zmienia to, w jaki sposób się ubieramy i co wybieramy – mówi Anna Łukasiewicz, stylistka. – Większość rzeczy kupujemy teraz przez internet. Przed pandemią zakupy to był cały proces poznawczy, rozpoczynający się od wizyty w sklepie, a oparty na przymierzaniu i wybieraniu. Często zależny od nastroju czy okazji. Na przykład szybkiej zmiany garderoby - po pracy na wieczór. Obecnie zakupy robimy bardziej przemyślane i praktyczne niż impulsywne.

– Rosnąca znacząco popularność ciepłych domowych strojów, skarpet, kapci wynika głównie z tego, że pomimo siedzenia w domowym zaciszu zawsze chcemy wyglądać dobrze i czuć się stylowo – uważa.

– A często również z potrzeby oddzielenia ubrań, które zakładamy „do pracy” oraz tych, które nosimy „po pracy”. Bo tak naprawdę w ładnych dresach i ciekawych skarpetach ciągle możemy wyglądać z klasą - uśmiecha się stylistka.