Polacy mają w nosie noszenie rękawiczek w sklepach. A ten obowiązek wcale nie zniknął

Grzegorz Koper
Zdaje się, że koronawirus nie przeraża Polaków tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Zdecydowana większość z nas doznała chyba jakiejś swoistej zbiorowej amnezji, ponieważ przestaliśmy stosować obowiązkowe środki ochrony w sklepach - czyli noszenie ochronnych rękawiczek czy stosowanie płynu do dezynfekcji.
Zdecydowana większość Polaków nie nosi ochronnych rękawiczek. Fot. Piotr Skornicki / Agencja Gazeta

Czy noszenie rękawiczek w sklepach jest obowiązkowe?

W pierwszych dniach pandemii można było zauważyć spory nacisk społeczny na stosowanie środków ochrony rąk. Sprzedawcy przypominali o noszeniu rękawiczek i dezynfekcji dłoni, a klienci krzywo patrzyli na osoby bez maseczek. Jednak zdaje się, że teraz ten nakaz osłabł na sile.

Czytaj także: Zalecenia rządu a rzeczywistość. Sprawdzili, ilu Polaków nosi maseczki w sklepach

Wystarczy przejść się do dowolnej placówki handlowej i rozejrzeć po klientach, którzy pojemniki z płynami odkażającymi omijają jak powietrze, o rękawiczkach ochronnych nie wspominając. Wielu klientów zwyczajnie nie stosuje żadnej ochrony przed zakażeniem siebie i innych.


Co więcej, potwierdzają to najnowsze badania przeprowadzone przez UCE RESERACH dla Hiper-Com Poland i Grupy AdRetail. Wynika z nich, że przez ostatnie 2 miesiące 88,3 proc. Polaków nie nosiło rękawiczek w trakcie zakupów. Reszta deklaruje, że sumiennie spełnia ten obowiązek, jednak - jak wiadomo - z deklaracjami różnie bywa.

– W przestrzeni publicznej zdecydowanie brakuje odpowiedniej edukacji w tym temacie, prowadzonej przez specjalistów, a nie polityków. Z moich obserwacji wynika, że klienci sieci handlowych rzadko używają środków dezynfekujących – zarówno przed, jak i po dokonanych zakupach, jak również nie stosują rękawiczek, a jeśli już, to często korzystają z nich w nieprawidłowy sposób, a to może przynieść więcej szkody niż pożytku – MondayNews cytuje Karola Kamińskiego z grupy AdRetail.

Co więcej, znacznie bardziej martwimy się o siebie niż o innych. Ze wspomnianego już badania wynika bowiem, że 70,2 proc. osób noszących rękawiczki nosi je ze względu na chęć uniknięcia zakażenia się koronawirusem. Jedynie co dziesiąty z konsumentów chce zabezpieczyć przed wirusem innych klientów. Pozostali wskazywali na prawny obowiązek lub nawyk pozostały jeszcze z wiosennej fali koronawirusa.

Zatem przepisy sobie, a rzeczywistość i tak rządzi się swoimi prawami. Tymczasem nakaz noszenia ochrony dłoni dalej istnieje. Widnieje w rozporządzeniu Rady Ministrów z 7 października. I wyraźnie stanowi, że osoby przebywające np. w sklepach lub na stacjach paliw są zobowiązane do noszenia rękawiczek lub stosowania środków do dezynfekcji rąk.

Kto nie musi nosić rękawiczek?

Od tego obowiązku istnieją wyjątki. Nie muszą się stosować do niego osoby nie mogące nosić rękawiczek np. z powodu swojego stanu zdrowia czy zaburzeń psychicznych. Nie dotyczy on też osób mających problem z samodzielnym włożeniem czy ich zdjęciem. Co ciekawe, nie trzeba nawet pokazywać odpowiedniego zaświadczenia w tej kwestii.

Poprosiliśmy rzecznika Głównego Inspektoratu Sanitarnego, Jana Bondara o przeprowadzenie nas przez meandry przepisów. Rzecznik poinformował nas, że klienci faktycznie powinni nosić rękawiczki lub stosować środki do dezynfekcji, ale te już powinny zapewnić sklepy.

Dodał też, że zgłoszeniami o nieprzestrzeganie przepisów zajmuje się policja i straż miejska lub właściwi inspektorzy sanitarni. Ci pierwsi działają na podstawie art. 116 § 1 i 2 k.w., który pozwala na nałożenie kary grzywny lub nagany za nieprzestrzeganie przepisów odnośnie chorób zakaźnych. Z kolei inspektorzy nakładają kary pieniężne zgodnie z ustawą o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi.

– Natomiast z medycznego punktu widzenia trzeba pamiętać o higienie rąk. Myć ręce zawsze po pobycie w dużych skupiskach ludzi, podróży środkami komunikacji, itp. Ma to znacznie większe znaczenie niż noszenie rękawiczek – dodał Jan Bondar.

Czytaj także: Polacy chcą nowych zakazów. Chodzi o dotykanie warzyw i owoców w sklepach