"Za karę" nie dostaną pieniędzy z tarczy antykryzysowej. Rzecznik rządu potwierdza

Krzysztof Sobiepan
Rzecznik rządu Piotr Müller potwierdził, że łamiące reżim sanitarny przedsiębiorstwa zostaną po kontroli ukarane, a następnie wyłączone z możliwości otrzymania środków z tarczy antykryzysowej. Kontrolerzy już chodzą po galeriach i stokach, ale firmy nadal nie mają pewności co do panujących zasad.
Piotr Müller potwierdza wcześniejsze stanowiska polityków PiS. Fot. Pawel Małecki / Agencja Gazeta
W zeszłym tygodniu panikę wśród przedsiębiorców rozpoczął swoją wypowiedzią minister zdrowia Adam Niedzielski. Zagroził on hotelom, że jeśli będą łamać obowiązujące zasady wprowadzone w związku z epidemią koronawirusa, to zostanie im odcięty kurek z państwowymi środkami.

W podobnym tonie wypowiadał się wicepremier Jarosław Gowin, który ponownie pogroził palcem właścicielom hoteli przyjmujących gości na wyjazdy "służbowe". W środę tak samo wtórował im premier Mateusz Morawiecki, tym razem ostrzegając sklepy i galerie handlowe, że mogą zostać zamknięte.


W porannej audycji Programu 3 Polskiego Radia ostrzeżenia ministrów potwierdził rzecznik rządu Piotr Müller. Wskazał on, że w przypadku wykrycia nieprawidłowości na dane przedsiębiorstwo zostanie nałożona odpowiednia kara. Sanepid może też taką firmę zamknąć, co ma wynikać z "ogólnych przepisów sanitarnych". To jednak nie koniec, bo po wszystkim spółka straci możliwość skorzystania ze środków pieniężnych oferowanych przez państwo.

Wydaje się, że jeśli kontroler chciałby zachować się złośliwie, to jedną decyzją może zabić każdy objęty restrykcjami biznes. Widmo dużej kary pieniężnej, zamknięcia działalności i dodatkowa utrata środków pomocowych wydaje się trzystopniowym planem, po którym większości firm zacznie zaglądać w oczy widmo bankructwa.

Müller wskazał także, że kontrole policji i sanepidu toczą się już na terytorium całej Polski. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, zaobserwować można patrole i kontrolerów na stokach narciarskich, jak i "naloty" na centra handlowe.

Czytaj także: Narodowa Kolejka. Pokazano, co się dzieje przed Ikeą i galeriami po otwarciu

Sezon zimowy 2020 – stoki zamknięte, ale otwarte

Ostatnie groźby rządu tylko potęgują frustrację przedsiębiorców. Burzą się zwłaszcza górale, bo od paru tygodni toczy się ostry spór o to, jak będzie wyglądał sezon zimowy podczas epidemii Covid-19.

Przypomnijmy, że stoki narciarskie zostały bez zapowiedzi zamknięte, a ferie potrwają tylko od 4 do 17 stycznia 2021 r. Parę dni później Jarosław Gowin obwieścił, że ośrodki narciarskie pozostaną otwarte, ale bez gastronomii i hoteli. W weekend mieliśmy zaś pierwszy test, gdzie narciarze wydawali się nie zwracać uwagi na ograniczenia – tłoczyli się pod wyciągiem i nie zasłaniali ust oraz nosa.

Czytaj także: Kamerka pokazała, co się działo pod stokiem w Krynicy-Zdroju. Potem transmisja "padła"

Opary absurdu zaczynają przypominać gryzący dym, bo nikt do końca nie wie, kto i za jakie zachowania miałby być karany. Przykładowo, czy jeśli gość pensjonatu skłamie, że jest na wyjeździe służbowym, dodatkowo potwierdzi ten stan rzeczy oświadczeniem, to wina i tak spadnie na hotelarza? Prawnicy pytają rząd i jak dotąd nie otrzymali wyczerpującej odpowiedzi.

Pewna swego wydaje się natomiast Agata Wojtowicz, szefowa Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.

– Hotelarz nie ma prawa ani obowiązku sprawdzać, w jakim celu gość przyjechał. Gość podpisuje oświadczenie i to daje zabezpieczenie pensjonatowi czy innej placówce. To nie na hotelu spoczywa odpowiedzialność za klientów. Odpowiedzialność powinien ponieść gość, który zaplanował sobie podróż. Tak wygląda to z punktu widzenia prawa – mówi nasza rozmówczyni.

Czytaj także: "Z przepisów PiS rodzinne hotele nie ugotują zupy". Górale łamią zakazy, by mieć z czego żyć