Wiemy, jak wyglądają kontrole w hotelach. W ten sposób policja raczej wiele nie znajdzie
W polskich hotelach ruszyły szumnie zapowiadane przez Jarosława Gowina kontrole "wyjazdów służbowych". Słuchając jednak opowieści hotelarzy, do których policja już zawitała, wiele raczej z tych kontroli nie wyniknie – chyba że stróże prawa będą łapać za słówka recepcjonistów.
Czytaj także: Pandemia pandemią, ale z wigilii firmowej nie zrezygnują. Polskie firmy obchodzą obostrzenia
Kontrole w hotelach
Nie podoba się to wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi. Zapowiedział on, że do obiektów hotelarskich zawitają kontrole, które będą sprawdzać stosowanie się do nakreślonych przez rząd zasad.– Inaczej (hotelarze) muszą się liczyć nie tylko z mandatami, z karami finansowymi, ale także zawieszeniem pomocy, która opiewa łącznie na kwotę ok. 40 mld zł – straszył Gowin.
Trudno jednak oczekiwać, że kontrole przyniosą konkretne rezultaty, jeśli będą wyglądać tak, jak opisała to w rozmowie z Wirtualną Polską właścicielka jednego z hoteli.
– W późnych godzinach wieczornych zauważyłam, że policjant wchodzi do hotelu. Chodził w holu, rozglądał się, w końcu podszedł do recepcji. Zaczął pytać recepcjonistkę, czy mamy gości, jak te rezerwacje wyglądają. Nie poprosił, by właściciel przyszedł i z nim porozmawiał. Sama musiałam wyjść z inicjatywą – opowiada.
Oprócz tego, policjant poprosił o wzór wypełnianego przez gości oświadczenia o podróży w celach służbowych i zapytał o to, czy w obiekcie funkcjonuje basen.
Przedsiębiorczyni dodaje, że hotelarze najbardziej obawiają się tego, że policjanci będą po prostu łapać za słówka osoby pracujące na recepcji.
– Nasi pracownicy są bardzo zestresowani, bo wystarczy, że powiedzą policjantowi tylko "tak mamy gości" i nie doprecyzują, że wszelkie rezerwacje dotyczą podróży służbowych, a cały obiekt może ponieść katastrofalne konsekwencje – mówi.
Dla kogo mandat za udawany wyjazd służbowy?
Niedawno rozmawialiśmy w INNPoland z Agatą Wojtowicz, szefową Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. Konsultowała ona sprawę z prawnikami i wydaje się być pewna tego, na kim spoczywa odpowiedzialność za fałszywy wyjazd służbowy.– Hotelarz nie ma prawa ani obowiązku sprawdzać w jakim celu gość przyjechał. Gość podpisuje oświadczenie i to daje zabezpieczenie pensjonatowi czy innej placówce. To nie na hotelu spoczywa odpowiedzialność za klientów. Odpowiedzialność powinien ponieść gość, który zaplanował sobie podróż. Tak wygląda to z punktu widzenia prawa – mówi Wojtowicz.
– Rząd stworzył prawo, które można obchodzić i łamać. Po co taka legislacja? Ani z koronawirusa, ani z przepisów PiS rodzinne firmy nie ugotują zupy dla swoich dzieci. Jeśli ktoś z pokojami gościnnymi ma wybór: ominę przepis i będę miał jak rodzinę nakarmić, to to zrobi. Straszne, że rząd w ogóle zmusza do podejmowania takich decyzji – grzmi nasza rozmówczyni.