Górale grzmią, że to hańba dla rządu. Kwarantanna przelewa czarę goryczy w bastionie PiS
Rządowe decyzje dotyczące pandemii odbijają się na przedsiębiorcach z Podhala, dla których zima to okazja do zarobku na cały rok. Z każdym nowym obostrzeniem popadają więc w coraz większe tarapaty finansowe. Gorycz w nich rośnie i nie jest to dobra wiadomość dla PiS-u - bo obecna partia rządząca miała zwykle wśród górali niezaprzeczalne poparcie.
- Rząd ogłosił koniec z podróżami służbowymi od 28 grudnia do 17 stycznia, zamknięte pozostają też stoki narciarskie
- Turystyka w tym roku bardzo ucierpiała, kolejne zakazy pogarszają sytuację
- Właściciele obiektów noclegowych narzekają na kłopoty finansowe
- Niezadowolenie górali może się odbić na poparciu partii PiS
Zamknięcie stoków i hoteli
– Od 28 grudnia do 17 stycznia wprowadzamy kwarantannę narodową. Oprócz dotychczasowych obostrzeń, które pozostają w mocy, zamykamy hotele. Również na ruch służbowy – ogłosił na czwartkowej konferencji szef resortu zdrowia Adam Niedzielski i dodał, że zamknięte będą też stoki.Ta informacja to prawdziwy cios dla wielu przedsiębiorców związanych z turystyką zimową. Dotychczasowe obostrzenia były już i tak dla nich ciężkie. Hotele i pensjonaty nie pracowały normalnie - mogły liczyć praktycznie tylko na gości odbywających podróż służbową.
Czytaj także: Fatalne wiadomości dla biznesu. Oto lista nowych obostrzeń
Stoki, co prawda, miały pozostać otwarte, ale również i je zamknięto. Tym samym właściciele ponieśli koszty przygotowań do sezonu, który na pewno częściowo się nie odbędzie.
"To tragiczna informacja"
– To był czarny dzień, a nawet gwóźdź do trumny. Wczoraj domknięto wieko całej branży turystycznej. To tragiczna informacja dla miejscowości, w których można wypocząć zimą. Myślę, że ten dzień przejdzie do historii – mówi nam Agata Wojtowicz, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.Dodaje, że decyzje, które płyną z góry są niespójne i krzywdzące. Wyjaśnia, że niedawno dano zielone światło do otwarcia stoków narciarskich, więc właściciele, będąc pewni swojej sytuacji, zaczęli przygotowywać się do sezonu.
– Przygotowanie stoku to wydatek rzędu kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych dziennie. Wczoraj okazało się, że to pieniądze wyrzucone w błoto. Nie można narażać ludzi na takie straty. Szczególnie w sytuacji gospodarczej, w której się znajdujemy – informuje prezes.
A co ze wsparciem oferowanym przez rząd? Od wiosny realizowane są przecież różne programy pomocowe, a premier co rusz ogłasza nowe wsparcie.
– Przestaliśmy już wierzyć w obietnice. Dotychczasowe tarcze nie uwzględniają wielu branż. Ograniczono możliwość prowadzenia usług hotelarskich, a w tarczy branżowej nie znalazły się ani małe obiekty, ani duże hotele – mówi Agata Wojtowicz.
Górale są rozczarowani
Prezes nie wyobraża sobie, żeby nadchodząca tarcza finansowa 2.0 była podobna do swojej poprzedniczki. Wskazuje, że instrumenty, które mogły działać wiosną i latem, są w tej chwili niewystarczające. Jako przykład do naśladowania podaje Czechy, gdzie rekompensowane jest 100 proc. wynagrodzeń pracowników. W Polsce można liczyć tylko na 2 tys. zł dofinansowania.Czy ta niespójność w decyzjach ma swoje odbicie w poparciu mieszkańców regionu dla rządzących? Podhale jest tradycyjnie kojarzone jako region sprzyjający PiS-owi, a górale tradycyjnie dawali wyrazy poparcia władzy. Czy sposób podejścia do pandemicznych obostrzeń sprawia, że ulega to stopniowej zmianie?
– Ludzie czują się bardzo rozczarowani. Widać, że nastroje diametralnie się zmieniły. Wiele osób zaczęło głośno krytykować decyzje rządu. Nie chodzi tu nawet o ostatnie wydarzenia, ale o ciąg decyzji, które od wiosny są adresowane do przedsiębiorców i zwykłych obywateli – podsumowuje Agata Wojtowicz.
"A nami się nikt nie przejmuje"
Właścicielka jednego z tatrzańskich pensjonatów mówi nam, że Podhale żyje z zimowej turystyki. Teraz mieszkańcy czują się pozostawieni samym sobie.– Gdy na wszystkich świętych zamknęli cmentarze, to wszyscy głosili, żeby kupować chryzantemy. A nami się nikt nie przejmuje. Otrzymujemy jakieś dotacje, ale co to jest w skali wszystkich kosztów utrzymania obiektów! – denerwuje się.
W podobnym tonie wypowiada się inna gospodyni górskiego ośrodka. Również jest rozgoryczona sytuacją, w której się znalazła.
– Zamknięto nam możliwość generowania jakichkolwiek przychodów, a obowiązkowe opłaty stałe nie zostały do tej pory umorzone. Nie znamy wytycznych wobec nowej pomocy. Nie wiemy, jak to będzie działać, kiedy powinniśmy składać wnioski i czy w ogóle będziemy nią objęci. Jesteśmy w kropce – wyjaśnia nam.
Właścicielka pensjonatu nie potrafi odpowiedzieć, czy ostatnie decyzje wpłyną na poparcie polityczne w okolicy.
– Trzeba byłoby zrobić badanie w tej sprawie. Nie dyskutujemy między sobą na temat poparcia dla jakiejkolwiek partii. Jesteśmy na pewno rozgoryczeni decyzją rządu, która zamknęła nam możliwość pracy – podsumowuje.
Czytaj też: Żebrowski zamieszkał na Podhalu i dowiedział się, dlaczego górale zawsze głosują na PiS