Jak wyjść do baru na piwo i nie złamać prawa? Nasi redaktorzy sprawdzili to na własnej skórze
"Musimy złapać się na piwo" – podczas pandemii Covid-19 fraza ta praktycznie całkowicie odeszła do lamusa. Redakcja INNPoland.pl postanowiła jednak, wiedziona dziennikarską ciekawością, spotkać się na żywo - w otwartym, mimo obostrzeń, barze. Według oficjalnej linii uczestniczyliśmy w "kursie piwnym". Co więcej, mamy certyfikaty, by to potwierdzić!
Gdzie wyjść na miasto w pandemii Covid-19
Jako dziennikarze pracujemy zdalnie od wielu miesięcy, co, jak wiadomo, kończy się bardzo sporadycznymi wyjściami "do cywilizacji". Zwłaszcza w erze, gdy Frisco dostarczy zakupy do domu, a Uber Eats zaspokoi każdą zachciankę na fikuśne żarcie.W obecnym tygodniu powstał więc pomysł redakcyjnego wypadu dla podbudowania morale. Początkowo zakładaliśmy po prostu spotkanie w domu - chętnych było akurat tylu, że idealnie mieściliśmy się pod ustalonym przez rząd limitem, a i część przeszła już covid.
W ostatniej chwili ktoś wrzucił jednak na chat pomysł nieco bardziej szalony. "Słuchajcie, sprawdziłam to #OtwieraMY i w okolicy jest jeden bar. Co wy na to, by przejść się tam w ramach dziennikarskiej interwencji?"
Przed wejściem - obowiązkowa dezynfekcja.•Fot. INNPoland.pl
Jako że trzymamy ucho przy ziemi, wiemy, że coraz więcej biznesów otwiera się mimo zakazów. Strasznie nas korciło, by po tylu miesiącach na własnej skórze odczuć, jak to jest być w lokalu gastronomicznym, tak po prostu przy stoliku.
Koniec końców wielka lada, a za nią 57 kranów z piwami kraftowymi, przekonała nas bardziej niż "proseczio na kanapie". Wiedzeni nie tylko dziennikarską, ale też zwyczajną, ludzką ciekawością, wylądowaliśmy w barze.
"Akademia Piwna" – sposób na wypicie piwa mimo obostrzeń
Na miejscu okazało się, że PiwPaw wybrał drogę "szkoleniową". Znamy i takie przypadki, bo w jednej z restauracji gości "szkolono" z użycia noża i widelca. Sprowadzało się to do tego, że mimo obowiązujących zakazów można tam było zjeść posiłek przy stole.Girlanda z szyszkami chmielu na "legitymacji piwosza".•Fot. INNPoland.pl
Dostaliśmy też cały pakiet materiałów z programem szkolenia i zasadami. Pozostało już tylko "wykupić materiały szkoleniowe" – zaczynamy od trzech lekkich piw z nutką cytrusów, do tego jeden niemiecki weizen. Płatność tylko gotówką.
Wchodzimy na salę, odgarniając kotarę z czarnej folii. Przed nią wyraźny komunikat "WEJŚCIE Z CERTYFIKATEM". Siadamy przy stoliku, komentując, że każde okno jest zakryte podobną czarną folią. Jest to zrozumiałe - lepiej chyba dmuchać na zimne i zbytnio się nie afiszować.
Na szczęście nie musisz być z polecenia, hasła też nie trzeba podawać.•Fot. INNPoland.pl
Jak dobrze jest usiąść przy stoliku...
Nagle orientujemy się, gdzie jesteśmy. Wow, osoby siedzą w niewielkich grupkach, popijają ze szklanek, z konieczności bez maseczek. Stoły są chyba nieco bardziej od siebie oddalone niż normalnie, ale kto w ogóle jeszcze pamięta, czym owa "normalność" jest. Zaczynamy wspominać, kiedy ostatnio byliśmy w restauracji, czy jakieś większej grupce osób. Wygrywa ten, kto najdłużej nie wychylał nosa z domu.W tle słychać szum niezobowiązujących rozmów, który można porównać do bzyczenia panującego w ulu. Powoduje on jakąś niedookreśloną lekkość ducha i nie chodzi tu o lekkie upojenie alkoholowe, nad którym dzielnie pracujemy. Jesteśmy tu i teraz, w grupie. Tej zakazanej, wręcz zabójczej. A jednak tak do bólu naturalnej dla człowieka.
Taka "kąpiel w normalności" – wyjście na piwo ze znajomymi, jak za starych dobrych czasów – o ile wątpliwe pod względem epidemicznym, jest po prostu zdrowe dla psychiki. Na co dzień widźmy się tylko przez kamerki, piszemy na chatach prawie wyłącznie o tym, co "trzeba zrobić na ASAP". Teraz – ploteczki, wspominki, historie o wizytach w dalekim Krasnojarsku.
Tak, widzimy napis "nie robimy zdjęć". Wszyscy cykali jednak selfiacze jak źli.•INNPoland.pl
Wreszcie. O takie interakcje społeczne nic nie robiliśmy!
Speakeasy w Warszawie jak z prohibicji
Może to tylko wrażenie, ale czuć, że cała sala jest razem w tym, co robi. W głowie same pojawiają się porównania do amerykańskich speakeasies z okresu prohibicji. To, że lokal jest otwarty, jest oczywiście tajemnicą poliszynela – właściciele ogłaszają to na swoim Facebooku i nie trudno jest tu też po prostu wejść z ulicy. Wymówka, że odbywamy "piwny kurs", to zaś tylko niezbyt gruba podkładka, bo dobrze wiadomo, po co tu faktycznie jesteśmy.Wszyscy mają chyba nadzieję, że kiedyś znowu będzie można się tak spotykać. Bez czarnej folii, bez sprytnych trików. To chyba ten zapowiadany przez polityków powrót do normalności. Ciągle obiecywany i wiecznie oddalający się za horyzont. Czujemy się nieco jak osły, idące krok za krokiem za zatkniętą na kiju marchewką "powrotu do normalności".
Czy ktoś jeszcze pamięta wykres opublikowany przy ogłaszaniu możliwej Narodowej Kwarantanny oraz Okresu Odpowiedzialności? Mieliśmy wracać do czerwonych i żółtych stref. Najpierw powiedziano nam "po świętach", teraz znowu przedłużono obostrzenia do końca stycznia. Nieoficjalnie mówi się, że lockdown może potrwać nawet do kwietnia.
PiwPaw Parkingowa zgodził się na wspomnienie o nich w tej historii. Ich własne plany na przyszłość są zaś słodko-gorzkie. Z jednej strony wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że lokal zamknie się na zawsze z ostatnim dniem stycznia. Wyprzedają jeszcze resztki sprzętu: na każdym lustrze wypisana jest cena, a pamiątkową szklankę z logo zakupić można za symbolicznego piątaka.
Już wychodzimy, ale zaczepia nas barmanka, która akurat wyskoczyła na szybkiego papierosa. Wspomina, że na piątek i sobotę 15-16 stycznia zapowiadają pożegnalne Wielkie Szkolenie. Na razie uczestnictwo zapowiedziało ok. 20 osób. Organizatorzy szykują zajęcia teoretyczne i praktyczne, degustacje, a nawet możliwość "zaszczepienia Coroną". Bilet wstępu klasycznie za 10 zł.
Ach, przejęzyczenie... koszty wydania certyfikatu.
Czytaj także: Gdzie zjeść na miejscu po 17 stycznia? Powstaje mapa otwartych biznesów