Tym firmom państwo odmawia pomocy, bo mają zły kod. "Sprzedałam samochód, czekam na cud"

Krzysztof Sobiepan
Przed ogłoszeniem kolejnych tarczy antykryzysowych mało kto spodziewał się, że rząd będzie rozdzielał pomoc przez wiodące kody PKD firm. W efekcie wielu przedsiębiorcom, działającym w paru branżach jednocześnie, odmawia się środków. Mimo że największe obroty generują w gałęzi gospodarki mocno dotkniętej pandemią Covid-19, to ich firmy upadają - przez biurokrację.
Porozmawialiśmy z przedsiębiorcami z branży targowej, którzy nie dostali ani grosza z tarczy 6.0. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Po wielu kontrowersjach z rozdawaniem publicznych pieniędzy przez rządzących okazuje się, że kolejnym arbitralnym elementem pomocy rządowej dla firm w ramach tarczy 6.0 są tzw. wiodące kody PKD.

Największym problemem jest to, że firmy prowadzące różnorodną działalność gospodarczą mogą mieć tylko jeden wiodący kod PKD. Dotychczas była to jedynie niewiele znacząca formalność, bez wpływu na codzienne operowanie przedsiębiorstw.


Okazuje się jednak, że firmy wielobranżowe mogły wygrać albo przegrać na państwowej ruletce PKD.

O doświadczenia zapytaliśmy przedsiębiorców, których tarcza powinna obejmować "w duchu prawa", jednak przez biurokrację nie zobaczą ani złotówki pomocy.

Organizuje targi – sprzedała samochód i czeka na cud

Opowiedzieć o swojej sytuacji zdecydowała się Pani Monika, właścicielka budującej stoiska targowe firmy z Wrocławia. Wskazuje, że z pierwszej tarczy jeszcze otrzymała wsparcie – postojowe i ZUS za 3 miesiące. Wypadła jednak z kolejnej pomocy od państwa, bo wprowadzono wymóg PKD.

– Chociaż mój główny biznes to budowa stoisk targowych i wypożyczalnia sprzętu eventowego, to jako wiodące PKD mam wpisane "ogólne doradztwo w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej" – wskazuje nasza rozmówczyni.

We wpisie do ewidencji firmy widnieje wiele kodów wymienianych w tarczy antykryzysowej. Pech, że jako działalność wiodącą właścicielka wybrała inny kod.

Jak wskazuje Pani Monika, przez zamknięcie targów na głucho jej obroty spadły o ok. 90 proc. To jednak nie wszystko, bo liczenie spadków z miesiąca na miesiąc mija się z celem w przypadku tej branży.

– Są miesiące, kiedy przychody są wysokie, bo są targi. I są miesiące luzu, np. w wakacje. Rząd pomoc uzależnia od spadku przychodów miesięcznie. W moim przypadku jest widoczny tylko w części miesięcy, ale za cały 2020 rok spadek wynosi ok. 90 procent – wylicza.

Choć zarobki za targi pojawiają się jedynie od czasu do czasu, to wiele rzeczy trzeba opłacać z miesiąca na miesiąc.

– Trzeba myśleć o ZUS, czynszach. Sprzedałam samochód, aby mieć na utrzymanie magazynów ze sprzętem. Co gorsza, jeśli jakimś cudem obejmie mnie kolejna tarcza, w rozliczeniach będzie mi się to liczyło jako przychód w tym miesiącu. Z tym, że jest on fikcyjny - nic nie zarobiłam, tylko szukałam środków na pokrycie kosztów stałych – zaznacza.

Sytuacja jest ciężka i Pani Monika nie pokłada już zbyt wielkich nadziei w rządzie. Powoli liczy się z tym, że jej działająca od 2008 r. firma zbankrutuje przez pandemię koronawirusa.

– Nie wiadomo, co robić. Sprzedawać wszystko za bezcen i wyjść z kosztów, czy czekać, aż branża ruszy? Ale skąd ja mam brać środki na utrzymanie? – pyta. Wskazuje, że za sprzęt do obsługi targów uzyska ok. 20 proc jego realnej wartości.

– Biznes stoi od lutego, to już prawie rok. Nikt nie ma rezerw na tak długi czas. Zdaniem wielu właścicieli firm, z którymi utrzymuje kontakt, oraz w mojej opinii, po prostu padniemy – wskazuje rozmówczyni INNPoland.pl.

Czytaj także: Nie dla nich rządowe tarcze i osłony. To koniec - ta branża przeżywa właśnie zagładę

24 lata budował jedno z największych wydarzeń w Europie

Kolejnym naszym rozmówcą jest Pan Michał, który od przeszło 24 lat organizuje bardzo duże targi, odbywające się każdego roku w Polsce. W jego branży jest to jedno z największych wydarzeń w Europie, jeśli nie na świecie. Sęk w tym, że edycja na rok 2020 nie odbyła się przez pandemię Covid-19.

– Ponieważ równolegle prowadziłem szkołę językową, jako główny kod miałem ustawione nauczanie języków. Nie można mieć dwóch wiodących PKD, trzeba było coś wybrać. Do tej pory to była tylko statystyka i nie miało to żadnego znaczenia, nikt nie zwracał na to uwagi – opowiada.

Tym bardziej dziwią kolejne losy jego przedsiębiorstwa. Okazuje się, że w świetle prawa dominującą działalnością jest ta... której firma od dawna już nie prowadzi.

– Szkołę języków zamknąłem, a targi zostały. Zapomniałem zmienić PKD i ustawić targi jako działalność dominującą. I w ten sposób wypadłem poza system. Targi w listopadzie się nie odbyły, a to oznacza, że mój biznes zamknięty jest na głucho na 12 miesięcy. Z branżą targową jest jak z rolnictwem. Jak chłop na wiosnę nie zasieje, to ma cały rok z głowy – wskazuje Pan Michał.

Określa, że spadek jego obrotów to równe 100 proc. Przez ostatnie 12 miesięcy nie zarobił ani grosza.

– Moje targi to olbrzymi event, organizacja trwa bite 12 miesięcy. Finalnie wydarzenie odwołaliśmy w połowie sierpnia. Wszystkie zaliczki od wystawców trzeba było zwrócić. Pracowników zwolniłem, ale ZUS, biuro, dużo kosztów stałych firmy zostało. No i z czegoś żyć też trzeba – wymienia rozmówca INNPoland.pl.

Szacuje, że z idącym w miliony złotych budżetem eventu straty są ogromne. Już po zwolnieniu kadry będzie to ponad kilkaset tysięcy złotych.

Pomoc dla branży targowej

Podobnie jak Pani Monika, na wiosnę przedsiębiorca otrzymał 5000 zł postojowego i zwolnienie z ZUS na trzy miesiące. Z jesiennych programów pomocy od państwa nie zobaczy jednak ani złotówki.

– Kto nie dopilnował poprawności dominującego PKD, które, jak wspominałem, było bez znaczenia, został bez żadnej pomocy. Mój przypadek z niewłaściwym PKD nie jest odosobniony. Setki, a może i tysiące firm wypadły poza system pomocy, bez żadnej możliwości ubiegania się o środki – ocenia przedsiębiorca.

– Moją faktycznie wykonywaną działalnością jest organizacja targów i można to łatwo sprawdzić, tylko co z tego. Nie mam jakiejkolwiek drogi odwoławczej, a kryteria są zarysowane ostro, ale jednocześnie arbitralnie – wzdycha.

Pan Michał zdecydowanie nie ma powodów do optymizmu. – Stworzyłem od zera jeden z największych eventów na świecie w swojej branży i jest możliwe, że pogrzebię się ze względu na brak pomocy ze strony rządu. Jakby się Pan czuł, gdyby 24 lata krwi, potu i łez poszły na marne przez biurokrację? – pyta się.

Ekspert wskazuje, że polska branża targowa najpewniej umrze, albo zostanie do cna wykupiona przez zagraniczne środki.

– W nasze miejsce wejdą firmy zagraniczne, bo np. w Niemczech czy Holandii organizatorzy targów dostali postojowe w wysokości prawie 90 proc. kosztów. Oni mogą sobie czekać rok, a nawet dwa, zanim ich łaskawie otworzą. Polskie biznesy po prostu padną i znikną z mapy świata.

Podsumowuje, że w biznesie eventowym wypaść z obiegu można bardzo szybko, a wdrapanie się na szczyt tej branży trwa latami.

Czytaj także: "Branża zostanie uśmiercona". Od marca nie zarobił nic, napisał dramatyczny list do posłów